5.

79 13 20
                                    

W sekundę wyrosła przed nimi wielka ściana ognia. Wyglądało to tak, jakby pojawiła się dosłownie znikąd. Jednak Ananika się jej nie obawiała. Wiedziała dobrze, z czym mają do czynienia.

– Znak czasu – powiedziała głośno, nie zdając sobie z tego sprawy.

Wyczuła swoim bożym zmysłem, że Mica, słysząc to, nieznacznie się spiął. To był miliwatowy ładunek emocji, lecz ona potrafiła go wyłapać. Dla ludzkiego poczucia empatii to byłoby niemożliwe. Jednakże ona nie była do końca człowiekiem, choć coraz częściej to, co ludzkie, brało górę nad jej dychotomiczną naturą.

– Proszę? – Przez moment przestał wpatrywać się w ogień, który wciąż tkwił w tym samym miejscu. Choć tyle, że nie ruszył na nich jak rozwścieczone zwierzę. Niemniej, jaką mogli mieć pewność, że to w końcu nie nastąpi? – Musimy ominąć to coś! – Strach przed tym, co jeszcze może się wydarzyć, kazał mu natychmiast opuścić dany obszar.

Zaczął cofać auto. Gdy spojrzał we wsteczne lusterko, poczuł na swoim ramieniu lekki ucisk dłoni kobiety. Obrócił się i spoglądnął w jej miodowo-złote oczy i zanim cokolwiek powiedziała, zrozumiał, że pragnie dodać mu otuchy. To było dziwne i trudne do wytłumaczenia, ale poczuł, jak jego serce wypełnia fala ciepła, działając kojąco na duszę. Powoli to uczucie zaczęło wypierać strach. Ananika wyczuła jego spokój i uśmiechnęła się łagodnie.

– Nie lękaj się. To znak czasu – powtórzyła, tym razem z pełną świadomością zwracając się do mężczyzny.

– Znak czego? – spytał, gdy auto wjechało na autostradę, teraz dopiero zwracając pełną uwagę na wypowiedziane przez nią słowa.

– Czasu – powtórzyła. – Ale to niemożliwe... – dodała, wpatrując się w widok za szybą. – To znaczy, że... nie jestem sama, a przecież nie czułam obecności innych.

– O czym ty mówisz? – Popatrzył na nią zaskoczony.

– Wydaje mi się... choć nie, jestem tego pewna... – rzekła do niego, choć zdawało się, że teraz prowadzi swój wewnętrzny monolog. Potem kiwnęła głową, jakby na znak pogodzenia się z faktami, a z jej ust padły dobitne słowa: – W pobliżu jest jeszcze jeden Strażnik. Musimy go odnaleźć. – Utkwiła wzrok w jego twarzy, ufając, że znów jej posłucha.

– To znaczy, taki jak ty?

Skinęła głową.

– Skąd wiesz?

– Ta ściana ognia to znak czasu. Jedynie Strażnicy mają dar pozostawiania ich na Ziemi. Jeśli ja tego nie zrobiłam, to musiał to zrobić ktoś inny. – Nie było innego wytłumaczenia, chociaż dalej nie rozumiała, dlaczego nie potrafiła wyczuć obecności współbrata lub współsiostry.

Spojrzał na nią zaskoczony, jakby coś sobie nagle uświadomił.

– Kiedy cię znalazłem, niebo było czerwone jak krew, poprzecinane pasmami pionowych chmur – przerwał na moment. – Ty to zrobiłaś?

– Tak. Zanim mnie dopadli.

Zamyślił się i wpatrzył w swoje dłonie spoczywające na kierownicy. Widziała, jak intensywnie nad czymś myśli. Czuła, że ten człowiek rozumie więcej niż większość przedstawicieli jego gatunku. Wyczuwała to od początku. Czy właśnie to tak ją do niego przyciągało?

– Czerwona Amazonka, ogniste tornada w Australii, kwaśny deszcz niszczący uprawy w Europie – wyliczał. – To wszystko wasze dzieło? Strażników?

– Tak – odparła, a to, co usłyszała, jedynie potwierdziło jej uczucia wobec Miki. Bez dwóch zdań widział i słyszał. Nie był jedynie obserwatorem. Zdawał się rozumieć to, czego ludzkość nie chciała zaakceptować.

Trzepot Motylich SkrzydełOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz