Prolog.

4.5K 189 115
                                    

(Ivasaar Yeslynn)

– Iść z tobą? – zapytał Xavier, mój wieloletni przyjaciel. W przeciwieństwie do mnie Xavier jest alfą, ja – omegą. Mimo wszystko przyjaźnimy się, chociaż często słyszałem, że Xav w końcu będzie pragnąć ode mnie czegoś więcej... To nie prawda, on nie jest taki!

– Nie... Poradzę sobie – mówię niepewnie. Tak naprawdę boję się iść tam sam, ale czy to nie byłoby zbyt niegrzeczne z mojej strony, gdybym zabrał tam Xaviera? Nie wiem, jacy w rzeczywistości są... Mówię tutaj o członkach mojego ulubionego zespołu – Acer Folium. Wiem, głupia nazwa, ale są naprawdę świetni, jak na mało znany zespół, na chwilę obecną. Aktualnie są w trakcie nagrywania swojego debiutanckiego albumu, a ja, nie chcę się chwalić, ale wygrałem konkurs, który zorganizowali. Konkurs polegał, na tym, by stworzyć okładkę ich albumu. Nie sądziłem, że wygram, a teraz tutaj jestem... Uśmiecham się pod nosem. Chociaż ktoś raz docenił moje zdolności.

– Na pewno? – upewnił się Xavier, musząc wyczuć w moim głosie niepewność.

– Dam radę... To tylko chwilka – zostałem poproszony o spotkanie, by tylko dogadać szczegóły wszystkiego. Może... Nie będę na tyle onieśmielony, że poproszę ich o zdjęcie i autograf? Dla Xaviera również. To on mi ich pokazał.

Wszedłem fo kawiarni, która o tej godzinie powinna być pełna ludzi, ale z jakiegoś powodu, zajęty był tylko jeden stolik. Instynkt podpowiadał mi, że to właśnie tam mam się udać.

– Dzień dobry – powiedziałem cicho. Nie dostrzegłem nigdzie znajomej srebrnej czupryny, więc zdałem sobie sprawę, że nie wszyscy są obecni.

– Ivasaar, tak? – zapytał Daniel, zerkając na karteczkę, na której musiał mieć napisane moje imię, pewnie w życiu nie zdołałby zapamiętać moje imię.

– Tak, ale możecie do mnie mówić Iva – mówię i uśmiecham się lekko. Przenoszę wzrok na pozostałych członków zespołu, którzy uśmiechają się do mnie.

– Musimy chwilę poczekać na pewnego spóźnialskiego – zaśmiał się Dante. Wiedziałem, o kim, mówił, w końcu jestem ich fanem. Sariel Hayyel, mógłbym nawet stwierdzić, że to twarz zespołu. Pewnie jest strasznym dupkiem, ale... Bardzo przystojnym dupkiem.

– Zawsze tak z nim jest – mruknął Set – Chyba nie musimy ci się przedstawiać? – zapytał, a ja pokręciłem głową.

– Bardzo ciekawa grafika, Iva – pochwalił mnie Daniel, a ja zarumieniłem się – Masz talent.

– A pierdol się! – krzyknął ktoś, a drzwi od zaplecza otworzyły się, kiedy tylko zauważyłem zbliżającego się Hayyel'a moje serce zaczęło mocniej bić, wilk zrobił się niespokojny. Sariel również to poczuł.
Tę więź.

Podszedł do mnie, coś w zielonych oczach błyszczało dziko.

– Silv – ktoś odezwał się, ale alfa tylko warknął. Złapał mnie i przyłożył swoje czoło do mojego. Przez chwilę wpatrywałem się w jego oczy.

– Mój – wycharczał. Przymknąłem oczy. Moje serce biło jak szalone. Chciałem się uspokoić, ale nie potrafiłem, mój wilk szalał.

Znaleźliśmy go...

Znaleźliśmy swoją bratnią duszę. 



Silverthorn wie, że mieliśmy zacząć dopiero w kwietniu, ale dość się nasiedziała już. Wie, że to już było poruszane parokrotnie, ale powie to jeszcze raz — rozdziały nie będą tak często jak do tej pory. Trudno stwierdzić czy będą nawet raz w tygodniu. Na ten dzień Silverthorn ma cztery pierwsze rozdziały napisane, więc raz w tygodniu coś opublikuje, później... Zobaczymy czy odstępy będą dłuższe czy może wręcz przeciwnie, nie będzie ich. 

To chyba tyle. Do zobaczenia za tydzień :)

Ps. Tęskniliście?    

The Play Of The LeavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz