~1.4~

120 7 0
                                    

Udając się na wskazaną lokalizację, siwowłosy szedł między pięknymi alejkami. Aż ciężko było pomyśleć, że zaraz może się stać tu coś złego. Podążał krętymi schodami w górę. Z każdym kolejnym piętrem, podziwiał coraz to bardziej widoczny, horyzont oceanu. Może to ostatni raz, kiedy go widzi. Przypominał sobie te wszystkie chwile, spędzone tu ze swoją przybraną rodziną. Oprócz odgłosu, rozbijających się o klify fal, było słychać tylko jego kroki. Wchodził wyżej i wyżej, a żadnego śladu nie było. Kiedy już miał rezygnować, na ostatnim piętrze, na końcu balkonu dostrzegł czarną zamaskowaną posturę.

- Chyba to mam... - westchnął i ruszył w jej stronę.

Kiedy był już wystarczająco blisko postać, swoją długą bronią, wskazała mu drzwi na lewo. Bez słowa pociągnął za klamkę. Pomieszczenie było bardzo eleganckie, w sumie jak większość na Cayo. Kafelkowa ciemna podłoga, szlachetny kolor ścian, na których wisiały obrazy znanych postaci. Zasłonięte, również eleganckimi zasłonami, duże okna, przez które leciutko przebijał księżyc. Po prawej stronie rozżarzony kominek, który był w tamtym momencie jedynym źródłem światła w pokoju, a obok niego wielkie, drewniane biurko, za którym stała jakaś osobistość. Wchodząc do pokoju, Erwin momentalnie upadł na ziemie. Jeden z oprawców, stojący za nim, sprzedał mu cios w głowę, co na chwilę go ogłuszyło. Napastnik podszedł do leżącego i podał mu zastrzyk. Po dłuższej chwili Erwin przebudził się i ujrzał przed sobą złoty rewolwer i jeden nabój leżący obok. Serce zaczęło bić szybciej niż zwykle. Usiadł i złapał się za głowę.

- No pojebało was kurwa?! Gdzie oni są?! - wykrzyczał i z trudem się podniósł. Był otoczony przez trzy osoby.

- Witaj Erwinie. - odezwał się ten sam ponury głos, co w winnicy. - Znów się spotykamy. Rzeczy które Cię tu spotkają, zapamiętasz do końca życia. Odwróć się, proszę.

Opierając się o ławę, odwrócił się. Naprzeciwko kominka znajdowała się pozłacana winda, która na pierwszy rzut oka wcale na nią nie wyglądała. Jej drzwi otworzyły się. Łzy same pojawiły się w jego zielonych oczach. Carbo, Heidi i Kui. Jeden nabój, trzy osoby.

- Słuchaj mnie uważnie, - kontynuował porywacz. - bo powiem to jedynie raz. A twoim zadaniem jest zapamiętanie moich słów. Z tego pokoju, gdzie obecnie znajdują się cztery osoby, - zamaskowani wyszli i zamknęli za sobą drzwi. - wyjść będzie mogło jedynie trzy. Twoim zadaniem, będzie zdecydować kto przeżyje, a kto nie. Będziesz musiał zdecydować w kogo wycelujesz. I żebyś nie myślał, że wszyscy sobie uciekniecie, co to to nie. - zaśmiał się. - To by było zbyt piękne. Niedawno, a właściwie przed chwilą, mój przyjaciel wstrzyknął Ci truciznę, która w tym momencie rozchodzi się po każdej Twojej żyle. Zaczyna przechodzić przez Twoje ciało od dołu, do góry. W tym momencie, ten czas się zaczyna. Masz trzy minuty, aby zdecydować w kogo wycelujesz rewolwer i w kogo, pociągniesz spust. Pamiętaj, że masz jedynie trzy minuty. Po upływie tego czasu, będziesz miał kolejne 30 sekund, na znalezienie antidotum, które zostanie Ci tylko i wyłącznie wtedy podane, gdy wykonasz swoje zadanie. Pamiętaj jeszcze, jeśli nie wybierzesz żadnej osoby, Ty zginiesz na miejscu poprzez truciznę, a Twoi przyjaciele i Twoja miłość, zostanie zamordowana. Twój czas, zaczyna się właśnie teraz.

Zegar zaczął tykać. Erwin trzęsąc się, odwrócił głowę i spojrzał na przyjaciół.

- Kurwa pojebane...

- Witam, przedstawiam logiczną i solidną argumentację. - wyrwał się Carbo. - Jestem bardzo dobrym kierowcą, robię z Tobą każdy napad, z każdego napadu uciekamy, dzięki mnie zarabiasz pieniądze, pomagam w akcjach, jestem z Tobą codziennie, pomagam grupie... Generalnie przydaję się do wielu rzeczy... No i kto będzie robił wyścigi jak umrę? - wzruszył ramionami.

Ta jedna rodzina ~ 5CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz