Rozdział 4 Powrót do Hogwartu

160 7 5
                                    

Syriusz przyznał, iż nie przypuszczał żeby Voldemorta można było zabić tak łatwo. Z tymże sądził on, że Voldemort mógłby prawdopodobnie planować coś podczas egzekucji i to dlatego chciał, aby Harry'ego tam nie było.
– Gdyby mnie tam nie było – mówił Harry – to czy myślisz, że mógłbym wtedy spłonąć?
– Tak, Harry – odparł Syriusz. – Uważam, że to mogłoby się stać i to powód, dla którego nie popadłeś w tarapaty po tym, jak nie zrobiłeś tego, co ci kazano.
– Powiedział mi, że to może się stać, Syriuszu – rzekł Harry. – Nie wiedziałem, co robić.
– Wiem, Harry – odrzekł Syriusz. – Ale musisz się w końcu nauczyć, żeby przychodzić do mnie ze swoimi problemami.
– Wiem – powiedział Harry cicho. Świetnie, więcej poczucia winy. – Przepraszam.
– I przestań w kółko przepraszać. Połowa rzeczy, które ci się przytrafiają nie dzieją się z racji tego, co robisz – rzekł Syriusz. – Większość z nich dzieje się dlatego, że twoje imię to Harry Potter.
Harry posłał mu krzywy uśmieszek.
– No więc, kiedy jedziemy do Bułgarii?
Syriusz zaśmiał się cicho, zamykając frontowe drzwi. Właśnie wybierali się na ulicę Pokątną po rzeczy Harry'ego do szkoły.
Spotkał się tam z Ronem i Hermioną. Pani Weasley uściskała go mocno.
– W porządku, Harry? – zagadnął go pan Weasley.
Syriusz wręczył mu trochę pieniędzy i wysłał trójkę do lodziarni Floriana Fortescue, żeby móc porozmawiać z państwem Weasley.
Harry wtajemniczył Rona i Hermionę w to co zaszło po tym, jak Voldemort porwał go z egzekucji, pomijając kawałek, kiedy Voldemort próbował uzyskać zgodę Harry'ego na zaakceptowanie ojcostwa. Wiedzieli już o niektórych planach Voldemorta z zeszłego roku, ale Harry nie czuł się na siłach, by teraz o tym rozmawiać.
– Więc ten cholerny kontrakt wciąż jest na mocy – mruknął Ron.
– Niestety – przyznał Harry.
– Jaka szkoda, że ten wstrętny człowiek nie poszedł z dymem – powiedziała Hermiona.
– Za to ja prawie nie poszedłem z dymem – wtrącił Harry.
– Musimy teraz znaleźć jakiś sposób na obejście tego – odparła Hermiona.
– No jasne – zgodził się Ron. Zerknął na Hermionę. – Zamierzasz mu powiedzieć, czy jak?
– Powiedz mi, o co chodzi – zachęcił ją Harry.
– Cóż, to wydaje się takie przyziemne, po tym wszystkim – rzekła.
– Powiedz mi.
– Hermiona została prefektem – wypalił Ron.
– To wspaniale – Harry uściskał ją. – Potrzebowałem usłyszeć właśnie coś takiego, Hermiona.
– Ja myślę – powiedziała. – Jestem zaskoczona, że ty nim nie zostałeś, Harry. Twoje stopnie poszły ostro w górę zeszłego roku.
– Ja? – odparł Harry przerażony. – Ulubiony pupilek Voldemorta - prefektem? Straszne.
Ron zaśmiał się.

Ekspres Hogwartu toczył się w kierunku szkoły, a Harry, Ron i Hermiona siedzieli samotnie w przedziale. Krzywołap spał zwinięty w kłębek na wolnym miejscu. Sam Harry niemalże drzemał. Rowan siedziała na jego kolanach, z główką ułożoną na jego piersi. Hedwiga i Świnka również spały w swoich klatkach.
Hermiona czytała, a Ron budował domek z talii kart do Eksplodującego Durnia. Harry przyglądał się temu leniwie, czekając na wybuch.
Ręka Harry'ego uderzyła w czoło, gdy ból w nim eksplodował. Ron i Hermiona podskoczyli.
– Co to było, Harry? – spytał Ron. – Sygnał?
Ból zelżał do tępego palenia.
– Nie jestem pewien – odparł Harry.
Kiedy olbrzymi wąż wślizgnął się do przedziału, Ron i Hermiona podskoczyli ponownie. Hermiona wskoczyła na swoje siedzenie. Krzywołap zaczął syczeć, więc dziewczyna go schwytała.
– W porządku – uspokoił ich Harry. – To Nagini, wąż Voldemorta.
– Co ona tutaj robi? – pisnęła Hermiona.
Harry zwrócił się do węża.
Gdzie on jest, Nagini? Czego chce?
– Harry, jesteś wężousty? – zapytał Voldemort.
Harry spojrzał na Voldemorta, stojącego w wejściu do przedziału. Jego oblicze było – no cóż, bardziej zaskoczone, niż Harry je widział kiedykolwiek. Biorąc pod uwagę wszystko, co Voldemort w ogóle wiedział, dziwił się, jak ta mała cząstka wiedzy umknęła jego uwadze.
Dotknął swojej blizny.
– To nie jest jedyna rzecz, jaką mi dałeś w dniu, w którym się spotkaliśmy.
Voldemort zamrugał i roześmiał się.
– Jak wspaniale. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Nigdy nie było okazji – odrzekł Harry. – Więc czemu tu jesteś? – odwrócił się do Nagini. – Postanowił puścić cię, byś mnie w końcu zjadła?
Voldemort znów zarechotał.
Nie, Harry Potterze – rzekła Nagini. – Mistrz nie pozwolił mi cię zjeść.
Powinnaś zjeść Glizdogona, kiedy miałaś szansę – powiedział Harry.
– Skąd o tym wiesz? – spytał Voldemort.
Harry wlepił w niego wzrok.
– Dalej, Harry – ponaglał Voldemort. – Ja zaspokajam twoją ciekawość, ty zaspokój moją.
– No dobrze, miałem sen.
– Opowiedz mi – zażądał Voldemort.
Harry zerknął na Rona, który wzruszył ramionami, a potem na Hermionę, która wciąż stała na swoim siedzeniu, ściskając Krzywołapa. Przeczesał ręką włosy.
– Torturowałeś Glizdogona, kiedy dostałeś sowę. Powiedziałeś, że błąd Glizdogona został naprawiony – że ktoś jest martwy (przypuszczam teraz, że chodziło o Croucha) i wtedy powiedziałeś Nagini, że nie dasz jej do zjedzenia Glizdogona, tylko mnie.
Voldemort zachichotał. Ron ożywił się.
– Czy to nie ten sen, który miałeś tamtego dnia na wróżbiarstwie?
– Tak – odparł Harry.
Ron roześmiał się.
– Dobrze, że nie powiedziałeś o tym Trelawney – rzekł Ron. – Chyba dostałaby przez to bzika.
– Wiem – odparł Harry. Zwrócił się do Voldemorta. – No więc, chcesz czegoś?
Voldemort sięgnął do swojej szaty i wyjął stamtąd różdżkę Harry'ego. Ten zabrał ją od niego i schował do kieszeni.
– Dlaczego znowu dręczysz Harry'ego? – usłyszeli od strony korytarza.
Trzy męskie głosy zawołały: „Zamknij się, Ginny". Ron oraz Fred i George (którzy byli oczywiście z nią na korytarzu) brzmieli na zdenerwowanych.
Harry minął Voldemorta i wciągnął ją do środka tak szybko, że prawie potknęła się o węża.
Ginny wstrzymała oddech, gdy zdała sobie sprawę co to było, ale Harry pociągnął ją za siebie.
– Wszystko w porządku, Ginny. Po prostu bądź cicho.
Voldemort obserwował z zainteresowaniem tę scenę.
– Siostra Rona, nieprawdaż? – zapytał.
– I nasza – dodał Fred zza jego pleców.
– Ciekawe.
Nagini krążyła koło Voldemorta i owinęła się wokół niego.
Mistrzu, skoro nie mogę zjeść panicza Harry'ego, to czy mogłabym zjeść kota? – spytała Nagini.
W dalszym ciągu zasłaniając ramieniem Ginny, Harry krzyknął do węża: „Nie!", a do Hermiony: „Trzymaj mocno Krzywołapa".
Szkoda – odparła Nagini, przenosząc spojrzenie na legowiska ptaków.
Nawet o tym nie myśl – ostrzegł Harry. Popatrzył na Voldemorta. – Mógłbyś zabrać już stąd swojego pupila i odejść.
Voldemort spojrzał na Nagini.
Ciekawe – zwrócił się do niej. – Myślisz, że miał na myśli ciebie, czy siebie samego?
Ron nie mógł tego zrozumieć, lecz musiał zobaczyć reakcję Harry'ego, który poczerwieniał ze złości, gdyż chwycił go i pociągnął za ramię. Ginny także.
Voldemort zarechotał.
Och, Harry, podoba mi się to, naprawdę. Mamy teraz nową drogę komunikacji. Więź wciąż staje się silniejsza. – Rozejrzał się po zdumionych twarzach (mówił w wężomowie), a potem odwrócił się i spojrzał znacząco na Harry'ego. – Nie zapomnij o naszym kontrakcie, Harry.
Voldemort i Nagini zniknęli, a Harry opadł na swoje siedzenie, przebiegając obiema rękami po twarzy i przez włosy.
– Świetnie – powiedział. – Teraz może się znęcać nade mną w innym języku.
– Ale ty także możesz – stwierdziła Hermiona, schodząc na swoje miejsce z Krzywołapem wciąż w ramionach.
Harry zerknął w jej kierunku. Nie wyglądała na zbyt pewną siebie.
– Dlaczego to nie sprawia, że czuję się choć trochę lepiej?
– Nienawidzę tego człowieka – burknęła Ginny.

Pierwszy tydzień szkoły był stosunkowo nudny, za wyjątkiem ich pierwszej lekcji wróżbiarstwa. Profesor Trelawney przepowiedziała właśnie, że Harry zostanie zjedzony przez węża.
Harry myślał, że Ron zaraz spadnie z krzesła, bowiem śmiał się tak mocno. Harry także się śmiał, lecz powstrzymał się, gdy Trelawney zbliżyła się jego krzesła.
– Jakiś problem, mój drogi? – spytała.
– Przepraszam, pani profesor – powiedział Harry, przywołując na twarz wyraz powagi. – To jest po prostu jedna z pani najbardziej genialnych przepowiedni.
Harry rozbudził jej ciekawość.
– Czyżby, panie Potter? A dlaczego?
Harry przebiegł palcami przez włosy i spojrzał na nią. Jej wielkie oczy spozierały na niego przez okulary.
– No cóż, tak się składa, że znam jednego węża, który miały wielką ochotę mnie pożreć – odparł Harry.
Usłyszał, jak Lavender Brown i Parvati Patil wstrzymały z przerażeniem oddech.
– Skąd o tym wiesz? – dopytywała się Trelawney.
– Ona mi powiedziała.
– Ona ci powiedziała? – powtórzyła Trelawney, spoglądając na niego podejrzliwie.
Harry kiwnął głową.
– Cała szkoła wie, że jestem wężousty, pani profesor. Z całą pewnością, pani wiedziała.
– Oczywiście, oczywiście – odrzekła. – Jednakże uznałam za dziwaczne, że wąż mógłby rzeczywiście rozmawiać z tobą.
– Tak właściwie – przyznał Harry – to był typ z drugiej ręki.
– Ach tak?
– Och, no dalej – mruknął Ron. – Powiedz jej.
Harry rzucił okiem po klasie. Wszyscy spoglądali ku im z ciekawością. Nie z pogardą, czy strachem, tylko z ciekawością.
– Pamiętacie, jak dwa lata temu zasnąłem w klasie na lekcji.
Klasa zamruczała twierdząco. Harry przypuszczał, że pamiętają.
– Obudziłeś się krzycząc i ściskając tą swoją bliznę – powiedziała Trelawney, potakując.
Harry tym razem obawiał się spojrzeć na klasę, ale Ron skinął do niego głową.
– Tak więc ten sen był o Voldemorcie (Harry usłyszał, że kilka osób wstrzymuje oddech, słysząc to imię) torturującym swojego sługę, którego powrót do niego przepowiedziała pani tamtej nocy i obiecującego Nagini – swojemu wężowi – że będzie mógł zjeść mnie, zamiast swego sługi.
Niektórzy uczniowie gwałtownie wstrzymali oddechy. Trelawney wyglądała na przerażoną.
– Więc sama pani widzi – kontynuował Harry. – Przewidziała pani te wszystkie rzeczy, pani profesor. Choć zdołałem uciec Voldemortowi z cmentarza po Turnieju Trójmagicznym, tak się składa, że wiem, iż Nagini wciąż pragnie mnie zjeść.
Klasa zaczęła szeptać z podnieceniem o przepowiedniach Trelawney (co, jak Harry podejrzewał, było jego zasługą), a nauczycielka prawie pękała z dumy.
Wysłała Harry'emu promienny uśmiech.
– No cóż, mój drogi – powiedziała. – Mam tylko nadzieję, że teraz zaczniesz traktować poważniej swoje wewnętrzne oko.
– Och, z pewnością będę – odrzekł Harry, z trudem zachowując szczerość i powagę na twarzy. – Będę zwracał szczególną uwagę na to, co dzieje się w tej klasie.
Trelawney kiwnęła z aprobatą głową i zwolniła klasę.

Zszedłszy na dół przez klapę, Harry był poklepywany po plecach niezliczoną ilość razy. Większość klasy sądziła, że dwukrotnie udało mu się wywinąć od kary, lecz Ron, który wiedział, że wszystko co powiedział było prawdą, wciąż się śmiał.
– Zamierzasz o tym powiedzieć Sam-Wiesz... to znaczy Voldemortowi? – spytał.
Harry spiorunował go wzrokiem.
– Raczej nie – odparł. – To mogłoby go rozbawić tak samo jak ciebie.
– A może wtedy dostałby zawału i wykrwawił się na śmierć – powiedział Ron całkiem poważnie.
Harry spojrzał na niego, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
– Dobry pomysł. Może jednak powiem mu o tym.
Harry napisał w końcu o tym w swoim cotygodniowym, obowiązkowym liście do Voldemorta. Była w nim również mała wzmianka na temat tego, co nowego w roku szkolnym.
Odpowiedź Voldemorta była prosta.
Harry, nie zamierzam pozwolić Nagini cię zjeść. Aczkolwiek jest ona bardzo zainteresowana kotem Hermiony.
Bardzo szybko lekcje Harry'ego zaczęły stawać się nieciekawe. Zastanawiał się, czy mógłby coś zrobić z tym „ekstra zastrzykiem mocy", jaki Voldemort dał mu pod koniec zeszłego roku, ale nie zamierzał pytać się tego nikogo wprost. Nie żeby mogliby mu coś w związku z tym doradzić.
Aby zapełnić czymś czas, zaczął opracowywać nową taktykę drużyny quidditcha. Ron był zachwycony, kiedy Harry zaproponował mu, aby mu przy tym asystował (co drażniło Hermionę: „Harry, nie każdy może sobie pozwolić na obijanie się podczas lekcji. Ron musi się uczyć"). Ron, który, jak podejrzewał Harry, nie chciał powiedzieć Hermionie, żeby się odchrzaniła, ponieważ ją lubił, zgodził się. W każdym razie, pomagał mu w sekrecie.

Harry machał do uczniów latających wokół boiska do quidditcha, obwieszczając koniec. Stał na ziemi z resztą istniejącej drużyny, rozważając kandydatury już poddanych próbie zawodników.
Jego drużyna oddała mu pergaminy z wypisanymi na nich zestawieniami, po czym bezzwłocznie go opuściła.
– Powodzenia, Harry – powiedział Colin Creevy, ich zeszłoroczny obrońca.
Harry obserwował jego odejście, po czym usiadł na ławce przy boisku, by przejrzeć wszystkie notatki. Potrzebowali dwóch pałkarzy (na miejsce Freda i George'a) oraz dwóch ścigających (Angelina była w zeszłym roku zastępowana, a teraz odeszły również pozostałe dziewczyny). Westchnął. Był ostatnim graczem, jaki pozostał w drużynie, którą wszyscy określali jako „najlepszą drużynę quidditcha, jaką Hogwart kiedykolwiek widział".
Harry mógł stworzyć jedynie nową. Wybrał już zawodników do obsadzenia czterech wolnych pozycji podczas obserwowania prób, lecz reszta drużyny musiała być z nim zgodna. Jako kapitan, Harry miał ostateczny głos, jednak chciał raczej, by decyzja była jednogłośna, a i tak oczywiście McGonagall mogła zgłosić veto wobec każdego ich wyboru, jeżeli uczeń nie był w stanie pod względem akademickim podźwignąć tego nowego obowiązku.
Przetasowując głosy, Harry musiał się uśmiechnąć. Dwa z jego wyborów były jednomyślne. Dwóch Weasleyów odchodzi, dwóch przychodzi.
Ginny brała udział w eliminacjach w zeszłym roku, ale nie była tak dobrą ścigającą, jak Morgan, która zastępowała Angelinę, jednakże teraz Ginny była naprawdę wyjątkowa. Harry pewnie piałby z podziwu nad jej zdolnościami, gdyby wcześniej nie oglądał już jej lotu.
I Ron. Ron przyznał w końcu, że powodem, dla którego nigdy nie przystępował do eliminacji było to, że jedyną pozycją na jakiej czuł się wystarczająco pewnie był pałkarz. Wiedział też, że nikt, niezależnie od tego jaki był dobry, nawet nie myślał o zastąpieniu Freda i George'a, którzy jako bliźniacy poruszali się jak jedność.
Harry nie mógłby zaprzeczyć, grając niezliczoną ilość razy z Weasleyami, że Ron był świetnym obrońcą, lecz podczas gdy Colin był prawie tak dobry jak Oliver, Harry nie dostrzegał tego. Przynajmniej do czasu, kiedy Ron dołączył do drużyny, grając na pozycji której pragnął.
Harry spojrzał na pozostałe nazwiska. Colin zgłosił swojego młodszego brata, Denisa, na ścigającego. Denis ma wystarczająco dobrego cela, myślał Harry, ale nie potrafiłby złapać kafla, nawet za cenę swojego życia i wciąż był trochę nadpobudliwy.
Morgan wybrała na ścigającą czwartoroczną Maris Kelley, którą faworyzował również Harry. Na drugiego pałkarza Morgan zaproponowała Denisa albo Augusta Frya. Harry z początku myślał, że dwunastoletni August był zbyt młody, ale Morgan miała dobre oko na graczy (nie wspominając o tym, że Harry był na pierwszym roku, kiedy sam zaczął grać), więc zdecydował się umieścić go na liście rezerwowych. Nawet jeśli Harry był bliżej obsadzenia Denisa na tę pozycję. W jego opinii, gdyby dodać do siebie dobry cel Denisa i jego żywiołowość, razem z tłuczkiem wyszłaby z tego śmiercionośna mieszanka.
– Ilu potrzebujesz?
Harry niemal się wzdrygnął. Miał nadzieję na przynajmniej jeden tydzień bez konieczności słuchania tego irytującego, cedzącego sylaby głosu. Zlustrował wzrokiem Malfoya, ubranego w swój zielony strój do quidditcha, trzymającego lekko swoją miotłę. Podejrzewał, że Ślizgoni mieli eliminacje zaraz po nich.
Wyraz twarzy Malfoya pozostawał znudzony, a jego ton brzmiał neutralnie.
– Czworo – odparł Harry. – A ty?
– Trójkę – powiedział, podchodząc bliżej. Harry domyślał się, że zagląda do jego notatek.
Wtem dostrzegł insygnia kapitana na stroju Malfoya. Harry prawie spytał się go, czy przyszedł tu napawać się swym triumfem, lecz wtedy zdał sobie sprawę z następstw. Koniec z Markusem Flintem? Bosko.
Harry utkwił wzrok w insygniach.
– Nie mów mi, że Flint faktycznie ukończył szkołę? – rzekł Harry, starając się nadać swemu głosowi raczej odcień niedowierzania, niż ulgi.
Malfoy wykrzywił się do niego.
– Nie trać nadziei, Potter – odrzekł. – Musi powtarzać siódmy rok. Więc, oczywiście, został zwolniony z funkcji kapitana.
– Ale wciąż pozwalają mu grać? – tym razem Harry był pełen niedowierzania. Powinien zostać wywalony z drużyny. Ale nie mogło być mowy o żadnej sprawiedliwości, jeśli chodziło o Ślizgonów.
– I, rzecz jasna, ja byłem oczywistym kandydatem na jego miejsce – ciągnął Malfoy.
– Oczywiście – mruknął Harry, zwracając uwagę z powrotem na swoje notatki i mając nadzieję, że Malfoy załapie aluzję i pójdzie sobie.
Bez powodzenia.
– I najwyraźniej moja selekcja zawodników jest o wiele lepsza niż twoja.
Harry zerknął w górę i zauważył, że Malfoy znów zainteresował się jego zapiskami.
– Doprawdy – powiedział Malfoy z teatralnym współczuciem. – Czarodziejskie śmiecie i szlamy. Co ty najlepszego robisz?
Harry skierował spojrzenie na swoje notatki, starając się poskromić narastają złość.
– Wiesz, Malfoy – odparł, siląc się na znudzony ton. – Ten twój fanatyzm i snobizm stają się niemodne, nie wspominając już, że kiepskie.
– Podaj mnie do sądu.
– Chcesz czegoś?
– Prawdę mówiąc, tak – rzekł Malfoy. – Chciałbym wiedzieć jak to jest być spalonym na stosie.
Harry zatrzymał wzrok na papierach, chociaż wzrok zaszedł mu mgłą. To, w jaki sposób powstrzymywał się od wybuchu, pozostało nieodgadnione.
– To było tylko troszkę mniej bolesne od bycia wychłostanym.
Harry pogratulował sobie obojętnego tonu. Wprawił Malfoya w osłupienie. Szkoda, że tylko chwilowo.
– Wiesz przecież, że mój ojciec został za to ukarany – wysyczał cicho Malfoy.
– Wiem?
– A nie? – spytał Malfoy wyzywająco.
Harry wzruszył ramionami, ale nie miał zamiaru do niczego przyznawać.
– Przykro mi, Malfoy, ale nie jestem wtajemniczony we wszystkie sprawy, jakie Voldemort załatwia ze swoimi śmierciożercami.
– Nie jesteś? – prowokował go dalej Malfoy.
Harry patrzył teraz na niego, ze wszystkich sił próbując nie stracić nad sobą panowania.
– Wszystko, co tylko musisz zrobić, to go spytać – powiedział Malfoy.
Tego było już za wiele, szczególnie od kogoś takiego, jak Draco Malfoy. Harry wstał.
– Słuchaj, Malfoy – odparł Harry, starając się nie podnosić głosu. – Jestem zobowiązany do porozumienia z nim. Nie muszę zadawać się z tobą, więc trzymaj się lepiej z dala ode mnie.
– Draco, chodź w końcu!
Malfoy spojrzał na drugi koniec boiska.
– Zaraz przyjdę – odkrzyknął.
– Och, idź, proszę – powiedział Harry. – Nie pozwól mi ciebie zatrzymywać.
Malfoy odwrócił się do niego ze zmrużonymi oczyma.
– Jeszcze nie łapiesz, prawda, Potter? – spytał z kombinacją frustracji i zgorszenia.
– Jeśli masz mi coś do powiedzenia, po prostu wykrztuś to.
– Poznaj swojego wroga.
– O czym ty pleciesz?
– Jesteś naprawdę żałosny, Potter – odrzekł Malfoy. – Powinienem przekląć cię dla samej zasady.
Mimo że Malfoy używał swojego najbardziej znużonego tonu, Harry wziął to za prawdziwą groźbę. Wyciągnął swoją różdżkę, mierząc nią groźnie.
– Daj mi powód, Malfoy – rzekł. – A rzucę na ciebie taki urok, że nie pozbierasz się do następnego tygodnia i wiesz, że jestem do tego zdolny.
– Och, ja dobrze wiem do czego jesteś zdolny – odparł Malfoy wzruszając ramionami. – Prawdę mówiąc, wielu ludzi doskonale wie do czego jesteś zdolny. Nieprawdaż?
– Malfoy...
– A jak dobrze ty wiesz, do czego zdolny jest twój wróg?
Harry wolno opuścił różdżkę.
– Czy ty próbujesz dać mi radę, Malfoy? – zapytał, całkowicie zbity z tropu.
Malfoy szybko rozejrzał się wokół, na jego ustach ponownie zagościł uśmieszek.
– Ja? Dający rady tobie? – szydził. – Nigdy, nawet gdybyś mnie błagał.
Harry mógłby rwać sobie włosy z głowy albo przekląć Malfoya, w każdym razie. Tylko co za...
– Jakiś problem, panowie?
Świetnie. Snape.
– Nie, profesorze – odparł Malfoy. – Potter i ja dyskutowaliśmy tylko o eliminacjach do drużyn quidditcha.
– Rozumiem – powiedział Snape, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.
Malfoy dosiadł swojej miotły i rzucił spojrzenie Harry'emu.
– Chyba nie muszę życzyć ci szczęścia, Potter – rzekł Malfoy ze swoim pyszałkowatym, wymuskanym uśmiechem. Wskazał na notatki Harry'ego. – Wygląda na to, że puchar jest w tym roku nasz.
Harry pozwolił Malfoyowi na ostatnie słowo. Przywoławszy Błyskawicę, opuścił pole. Snape nie powiedział nic.
Harry wyrzucił całą tę rozmowę z pamięci zaliczając ją do jednych z tych dziwnych potyczek słownych, jakie czasem miewał z Malfoyem. Chociaż pewnie Malfoy zazwyczaj sam nie wiedział, o czym gada.

Dni zamieniały się w tygodnie. Gryffindor wygrał swój pierwszy mecz quidditcha przeciwko Hufflepuffowi, dzięki spektakularnej obronie Rona, który uratował Harry'ego przed tłuczkiem, zaraz przed tym jak złapał znicza. Harry nie pamiętał, żeby Ron wcześniej skupiał swoją osobą tak wielką uwagę. Reszta drużyny stała po prostu z boku i przyglądała się Ronowi, pławiącego się w chwale.
– Och, dajmy mu się dobrze zabawić – powiedziała Ginny, sadzając Harry'ego na miejsce obok niej. Harry stuknął się z nią butelka piwa kremowego.
– Lepiej jemu, niż mnie – mruknął.
– Przestań być taki cyniczny – odparła Ginny, strzepując coś z jego ramienia.
Harry wciąż nie potrafił powiedzieć, czy chodził o jego ubranie, czy tylko o niego, jednakże Ginny zawsze potrafiła znaleźć w jego wyglądzie coś nieodpowiedniego. Bezustannie wybierała nitki bądź włosy z jego szat, poprawiała mu krawat, albo odsuwała za ucho włosy. Nie, żeby Harry się tym przejmował, ale wyglądało na to, że od czasu wesela Precy'ego Ginny uznała za swój osobisty obowiązek „ogarnąć" Harry'ego.
– Czy to ci przeszkadza? – spytała się go Hermiona.
– W sumie to nie.
– Więc przestań narzekać
Wobec tego Harry przestał. W rzeczywistości miał bardzo niewiele powodów do narzekania. Rzeczy miały się bardzo spokojnie. Za spokojnie. Zdawało się, że poza szkołą również nie panuje większe ożywienie.
Syriusz pisał do niego często. Wciąż stanowiąc cel, Syriusz działał raz bardziej, raz mniej otwarcie. Wyznał Harry'emu, że spytał Dumbledore'a, czy mógłby wrócić do szkoły i znów nauczać, ale spotkał się z odmową. Więc w zamian za to oddał się pracy nad swoim motorem. Zidentyfikował już dwanaście „nieznanych" przycisków i dźwigni na tablicy kontrolnej i próbował teraz rozszyfrować ich funkcje. Obiecał Harry'emu stały, listowny kontakt.
Wiadomości od Voldemorta były zwięzłe i skupiały się głównie na wychwalaniu ocen Harry'ego.
Przypominało to niemal zawieszenie broni. Albo jak gdyby obydwie strony czekały, aż druga wykona następny ruch.
Harry nie chciał nawet się domyślać, jak miałby ten ruch wyglądać. Miał jednakże niejasne przeczucie, że cokolwiek to będzie, z pewnością będzie dotyczyć jego.
Niebawem po Halloween okazało się, że Harry miał rację.

Harry Potter i Nieoczekiwane DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz