Harry patrzył na Syriusza zmieszany.
– Legalnie i publicznie uczynił cię swoim następcą, Harry – oświadczył Syriusz.
Poczuł, jakby nóż zatonął w jego piersi.
Wszyscy moi śmierciożercy muszą cię uznawać. Oni zaakceptowali to, nawet jeśli ty nie.
A teraz cały czarodziejski świat o tym wie.
– Nie! – krzyknął Harry, upuszczając gazetę, jakby go parzyła. Rozejrzał się po ludziach, wpatrujących się w niego i pokręcił głową. – Nie – powtórzył, cofając się o krok. – To nie może być prawda.
– To jest prawda – powiedział Syriusz. – I on to zrobił.
Harry spojrzał na niego. Zaczął drżeć. Ogarniała go złość i bezsilność . Czuł się tak, jakby nagle otworzyła się pod nim zapadnia. Odwrócił się i wybiegł z pokoju.
Zdał sobie sprawę, że znajduje się nad jeziorem i rozważa rzucenie się do niego.
Kolejne manipulacje Voldemorta, na które nie mógł nic poradzić.
Co za koszmar.
Harry wpatrywał się w płomienie, z rękami zaciśniętymi w pięści. Poczuł nadejście Voldemorta i obszedł wokół ognisko. Harry nie był do końca pewien, dlaczego się tu znajdował i co zamierzał powiedzieć.
Voldemort obserwował go, usiadłszy na swoim krześle.
– Z twojego wyrazu twarzy mogę wnioskować, że słyszałeś już o moim prezencie – rzekł.
Harry popatrzał na niego.
– Twoim prezencie – powtórzył Harry z niedowierzaniem. – Nie możesz mnie kupić.
– Ach, czy tak właśnie myślą wszyscy?
– Tak jakbyś tego nie planował – warknął. Voldemort zachichotał. – To było naprawdę nieuczciwe zagranie, nawet jak na ciebie.
– Harry, przecież cię uhonorowałem.
– Uhonorowałeś – zadrwił. – Czy wyglądam na zaszczyconego?
– Jak się więc z tym czujesz?
– Czuję złość – odparł.
– Cóż, to widzę. Co jeszcze?
Harry z powrotem spojrzał na ognisko.
– Jestem w potrzasku.
– Z jakiego powodu?
– Z twojego powodu.
– Z mojego? – zdziwił się. – Harry, to nie ja schwytałem cię w potrzask. To ty schwytałeś siebie.
– Jak to sobie wyobrażasz?
– Wybory, Harry. Pamiętaj.
– Ale ja nie chcę do ciebie dołączyć, Voldemort – oświadczył Harry. – Próba przekonywania kogoś innego, iż tak już się stało nie sprawi, że zmienię zdanie. Ja znam prawdę i ty znasz prawdę.
– Uparty – stwierdził Voldemort. – Jednak prawda jest tylko tym, jak ją postrzegamy.
Dlaczego on nie mógł mówić zwyczajnie po angielsku?
– Nie rozumiem.
– Wiem, Harry – odrzekł czarnoksiężnik. – To dość skomplikowane.
– Powiedz mi.
– Twoim przeznaczeniem jest zabicie mnie, Harry, lecz jesteś także przeznaczony do dołączenia do mnie.
– Jak mogę zrobić to i to?
– Znajdziesz sposób.
– No cóż, to mi zbyt nie pomogło.
– Jak zawsze cyniczny, mój Harry.
Harry obrzucił go krzywym wzrokiem.
– To bardzo proste, Harry – wyjaśnił Voldemort. – Zaakceptuj mnie i razem zapanujemy nad światem, dzieląc olbrzymią moc.
Harry otworzył usta, ale Voldemort podniósł dłoń.
– Jako idealna równowaga sił.
Harry zamknął usta. Dziedzice złączą się ponownie, równowaga sił zostanie odnowiona?
– Przepowiednia? – zapytał Harry.
– Tak – odparł Voldemort. – Godryk Gryffindor i Salazar Slytherin dokonali wielkich czynów. Zbudowali Hogwart, przede wszystkim. Jedyne miejsce, gdzie ty i ja zaznaliśmy szczęścia jako dzieci.
– Co ja słyszę? – wtrącił Harry. – Zamierzasz zaniechać używania czarnej magii?
Voldemort roześmiał się.
– O nie, Harry. Lecz cóż to byłby za nadzwyczajny pomysł. – Zachichotał znowu. – Dla mnie jest już za późno. Wiesz, że jestem nieodłącznie zły.
Harry usiadł, całkowicie sparaliżowany.
– Ty jesteś nieodłącznie dobry – kontynuował Voldemort. – Równowaga sił.
– Spodziewasz się, że całe Ministerstwo Magii ustąpi i pozwoli...
– Och, oni nie ustąpią. Będą wymagać nieco perswazji. Ale z tym dam sobie radę.
– Morderstwo i terror, chaos i anarchia – powiedział Harry.
Mężczyzna zachichotał ponownie.
– Cóż, zawsze jest trochę nieporządku, zanim pokój i sprawiedliwość zostają przywrócone – zaprotestował. – Wtedy właśnie zaczynasz działać ty.
– Ja? – zdziwił się Harry.
Voldemort wstał i okrążył ognisko, by stanąć naprzeciw Harry'ego. Chłopak wzdrygnął się i spojrzał na niego. W jego głowie panował zamęt.
Sięgnął ręką ku twarzy Harry'ego.
– Pewnego dnia będziesz równie silny jak ja, Harry – powiedział. – Jednak póki ten dzień nie nastąpi, nie jesteś gotów.
Harry wpatrywał się w te szkarłatne oczy, Nie był pewien, czy chciał to wiedzieć.
– Przestań walczyć ze swoim przeznaczeniem i zaakceptuj mnie.
Harry zamknął oczy z bólu. Nie tylko bólu płynącego z dotyku Voldemorta, lecz tego, który rosnął w jego piersi. Kiedy otworzył oczy ponownie, dostrzegł, że Voldemort dokładnie go obserwuje. Przesunął ręką po policzku Harry'ego, trzymając jego twarz w górze. Nie, żeby Harry mógłby oderwać od niego wzrok. Jego spojrzenie było zbyt przerażające w swojej przenikliwości.
– Zabiłem twoich rodziców. Próbowałem zabić ciebie. Torturowałem ciebie i manipulowałem tobą – oświadczył Voldemort. – Ale również chroniłem cię, uczyłem cię, dałem ci moją magiczną siłę, obdarzyłem cię moją przychylnością i uwagą. Oraz poszedłem dla ciebie do Azkabanu.
Harry chciałby, żeby w końcu przestał, lecz wiedział, że jeszcze nie skończył. Czuł, że jego nerwy znajdują się już na granicy załamania.
– Wiesz, że mam rację, Harry – ciągnął Voldemort. – Przyszedłeś do mnie dzisiaj znowu, a ja wytłumaczyłem ci wszystko. Zawsze do mnie wracasz. – Voldemort odjął dłoń od twarzy Harry'ego, wciąż jednak się w nią wpatrując. – O czym to według ciebie świadczy?
Zamęt w głowie Harry'ego jedynie się powiększył.
– Wracaj do szkoły, Harry – rzekł czarodziej. – Dałem ci wystarczająco wiele do myślenia.
Harry odwrócił się od niego i zapatrzył w ogień.
– Voldemort?
– Tak, Harry?
– Czy jesteś silniejszy od Dumbledore'a?
– Teraz tak – odparł. – Jedynym czarodziejem, którego nie jestem w stanie zabić i który mnie unicestwi, jest Harry Potter i jest on teraz moim synem.
Harry poczuł, jak Voldemort oddala się i silnie zakorzeniony strach ścisnął jego pierś. W odpowiedzi na to ból urósł i chwycił go za serce, tak samo jak Voldemort chwytał jego twarz.
Aportował się prosto do Syriusza i usiadł naprzeciwko biurka, gapiąc się na jego róg. Syriusz wstał i okrążył mebel.
– Harry – zaczął ostrożnie. Nachylił się przed Harrym, by spojrzeć mu w twarz. Chłopak skupił się na parze czarnych oczu.
– On zwycięża – powiedział Harry.
– Nie mów tak, Harry.
– Zwycięża – powtórzył. – Nie mogę z nim wygrać.
– Harry...
– To tak, jakby wiedział o mnie wszystko. Co myślę, co czuję. – Głos Harry'ego ochrypnął, więc odkaszlnął. – Wie, co zrobię, zanim to zrobię.
– Harry...
– Syriuszu – rzekł Harry poważnie. – On mnie kontroluje. Pokonał mnie.
– Nie, Harry – zaprotestował Syriusz. – On próbuje zmusić cię, żebyś tak myślał. Używa twoich uczuć, by tobą manipulować.
– Wiem, ale nie potrafię go powstrzymać.
– Potrafisz. Walcz z nim.
Harry chwycił rękę Syriusza, wpatrując się w jego oczy.
– Jak, Syriuszu? Powiedz mi, jak – błagał Harry. – On mnie rozrywa na kawałki. Powiedz mi, jak.
Syriusz pokręcił głową.
– Nie wiem.
Harry nie był pewien, jak przetrwał kolejnych kilka tygodni. Dumbledore znów z nim rozmawiał i robił mu kazania o wyborach.
Minister Magii wystosował oświadczenie, w którym potwierdzał, że Harry nie wiedział o spadku, w związku z czym jest wciąż bezpieczny w Hogwarcie pod opieką Dumbledore'a.
Voldemort uznał oświadczenie za bardzo zabawne i przysłał Harry'emu sowę, zapewniając go, że wciąż podlega jego ochronie, co zirytowało Harry'ego. Odpisał więc, że sam potrafi o siebie zadbać. Na co Voldemort odpowiedział:
Wiem, Harry. Ale nie musisz.
Co tylko przypominało mu o wszystkich manipulacjach Voldemorta.
Harry coraz bardziej obawiał się nadchodzącej przerwy świątecznej.
– Chcesz, żebym poszedł z tobą? – spytał się go ni stąd, ni zowąd Ron pewnego dnia.
– Poszedł gdzie? – zdziwił się Harry.
– Do Sam–Wiesz... to znaczy, do obozu Voldemorta?
– Dlaczego?
– Cóż, to oczywiste, że cię wyprowadza z równowagi – odparł Ron. – Pomyślałem, że mógłbym z tobą pójść jako, no wiesz, moralne wsparcie.
Harry spojrzał na niego.
– Zrobiłbyś to?
– Harry, ty idioto, jasne, że tak – powiedział Ron. – Obaj wiemy, że kontrakt mnie ochrania. Tylko ty nie jesteś bezpieczny wobec manipulacji Sam... znaczy się, Voldemorta. Jeśli tam będę, może zdołam cię upilnować.
Harry poczuł, że ciężar w jego piersi zmalał.
– Och, Ron – ucieszył się. – Byłoby wspaniale. Ale czy rodzice ci pozwolą?
– Mój tata to zaproponował.
Harry uścisnął ramię przyjaciela.
– Ron, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Ron wzruszył ramionami.
– Nie jest łatwo być najlepszym kumplem Harry'ego Pottera, ale jestem w tym cholernie dobry.
Harry uśmiechnął się.
– Masz świętą rację.
– Lepiej go najpierw spytaj, Harry – powiedział Ron. – Żeby nie naruszyć kontraktu.
– Dobry pomysł.
Harry wysłał Voldemortowi krótką notę z zapytaniem, czy może wziąć ze sobą Rona i odpowiedź Voldemorta go nie zaskoczyła.
Ach, moralne wsparcie. Mówiłem ci już wcześniej, Harry, masz odważnych i lojalnych przyjaciół. Oczywiście, że możesz przyprowadzić do nas Rona w odwiedziny. Będzie mile widzianym gościem.
– Nienawidzę tego – marudziła Ginny, poprawiając Harry'emu kołnierz. – Naprawdę nienawidzę.
– Wiem, Ginger, ale muszę iść.
– Dlaczego ja nie mogę? – spytała. – Nie boję się.
– Wiem, że nie. Ale mówiłem ci, że on nie może się o nas dowiedzieć.
– Ale zabierasz ze sobą Rona.
– Ron jest moim najlepszym przyjacielem – odparł Harry. – Poza tym, był już tam wcześniej.
– Ale ja też jestem Weasleyem.
– Ginger...
– Dobra! – warknęła. Chwyciła jego twarz, całując go mocno w usta i wybiegła jak burza na zewnątrz.
– Kłopoty w raju? – powiedział Ron, wchodząc do pokoju wspólnego i oglądając się za siostrą. Ron żegnał się właśnie z Hermioną, która wkroczyła do środka zaraz za nim.
– Taa, twoja siostra znowu jest zła.
– Ona się tylko o ciebie martwi, Harry – rzekła Hermiona, podchodząc go niego i całując go w policzek. – Tak jak i ja. Obaj bądźcie ostrożni.
Harry skinął i zerknął na Rona.
– Gotów?
Ron kiwnął głową i Harry ścisnął jego ramię.
Kolejny koszmar.
Ron i Harry aportowali się naprzeciw ogniska i Harry rozejrzał się wokół. Voldemorta nie było w pobliżu, ale jakiś śmierciożerca podszedł do nich.
– Witaj w domu, paniczu Harry – przywitał się mężczyzna. – Jestem Darian Michaels. Proszę za mną.
– Gdzie jest Voldemort? – spytał się Harry.
– Pan jest na spotkaniu – odparł Michaels, prowadząc ich w kierunku namiotu Harry'ego. – Przyśle po panicza, kiedy będzie wolny. Do pańskiego namiotu zostały dołączone prywatne pokoje dla pana Weasleya. Mam nadzieję, że spotka się to z pańską satysfakcją.
Ron był pod wrażeniem. Harry wściekł się.
– Nerwy na wodzy, Ron – wycedził. – Pamiętaj.
– Och, tak – odparł Ron. – Jestem pewien, że wszystko jest w porządku, panie Michaels.
– Jeśli nie, paniczu Harry – powiedział – proszę mnie o tym poinformować, żeby pan mógł ukarać odpowiedzialnych za to.
Harry'emu niezbyt spodobało się to oświadczenie i ku jego konsternacji pokój Rona okazał się być kompletną katastrofą. Ron śmiał się, ale Harry rozpoznał, co to było – test.
– Czemu się śmiejesz? – spytał Harry, zirytowany. – To jest test, który ma sprawdzić, czy użyję autorytetu, jaki Voldemort we mnie wmusił.
– Wiem, Harry – odrzekł Ron. – Tylko że to nie wypali.
– Co masz na myśli?
– Harry, tak właśnie zazwyczaj wygląda mój pokój. Uwielbiam go.
Harry przyglądał się mu.
– Doprowadziłem go tylko trochę do porządku, kiedy dowiedziałem się, że u nas zostaniesz.
– Lubisz go?
– Taa, jest w porządku.
Harry roześmiał się.
Byli w środku partii szachów, kiedy Voldemort zasygnalizował.
– Chcesz, żeby poszedł z tobą? – spytał Ron.
– Nie tym razem – odrzekł Harry. – Nie jestem pewien, jak zareaguje na test.
Harry przeszedł przez obóz. Kilku śmierciożerców powitało go kurtuazyjnym skinieniem i Harry miał ochotę krzyczeć. Schronił się w namiocie Voldemorta.
– Ach, Harry. Wejdź – powiedział Voldemort. – Jak leci?
– Tak dobrze, jak można by tego oczekiwać – odparł Harry, siadając na krześle przed biurkiem czarnoksiężnika.
– To znaczy...?
– Wiesz, co to znaczy, Voldemort.
– Ależ nie wiem, Harry. Powiedz mi.
– Nie lubię być traktowany jak członek rodziny królewskiej – oznajmił chłopak. – Powiedz im, żeby przestali.
– Ty im to powiedz – zaproponował. – Zrobią, co im rozkażesz. Co dotyka ciebie, dotyka też mnie. Jesteś moim synem.
Harry westchnął i postanowił wydostać się stąd.
– Mogę już iść, Voldemort? Jestem właśnie w trakcie partii szachów z Ronem i mogę ją jeszcze wygrać.
Voldemort zachichotał.
– A czy Ron jest zadowolony ze swojego kwaterunku?
Harry wstał.
– O tak. Ron jest szczęśliwy i spokojny.
Voldemort zmarszczył brwi.
– Jest?
Harry musiał się uśmiechnąć.
– Przykro mi, Voldemort. Myślę, że zawaliłem twój pierwszy test. Jeśli byś kiedykolwiek widział pokój Rona, wiedziałbyś, że czuje się zupełnie komfortowo w swoim namiocie.
Voldemort roześmiał się.
– Ach, Harry. Znakomicie cię nauczyłem.
Harry przestał się uśmiechać.
– Zdałeś test, ponieważ uznałeś to za test. W rzeczywistości wiedziałem, że Ron będzie zadowolony ze swojego pokoju.
Dlaczego Harry nie był zaskoczony?
– Oczywiście – odrzekł. – Ty wiesz wszystko.
– Pogódź się z tym, Harry – powiedział Voldemort. – Nie masz innego wyjścia. Twoje przeznaczenie jest związane ze mną.
Harry zignorował go.
– Czy teraz mogę opuścić waszą wysokość?
Voldemort zaśmiał się cicho.
– Tak, Harry.
Harry wrócił do namiotu, a Ron natychmiast go uspokoił.
– Po prostu wie, jak wyglądają pokoje nastoletnich chłopców – powiedział.
– Ale mój...
– Nie liczy się. Nie dorastałeś normalnie. On też nie.
Harry zgodził się z tłumaczeniem Rona i naprawdę wygrał z nim w szachy, co sprawiło, że poczuł się lepiej.
– Nie dałeś mi forów, prawda?
Ron spojrzał na niego, jakby nagle wyrosły mu dwie głowy.
– A jak myślisz?
Ron miał rację. Miał on dosyć rywalizacji. Ron nigdy nie dawał nikomu wygrać z nim w szachy. Traktował grę bardzo poważnie.
– Jestem głodny – wtrącił Ron.
– Co za niespodzianka.
Ale kiedy opuścili namiot Harry'ego, zauważyli, że w obozie panuje zamieszanie. Harry rozejrzał się i zobaczył siedzącego na swoim krześle Voldemorta, w otoczeniu pięciorga śmierciożerców. Wszyscy mówili jeden przez drugiego.
– Coś jest nie tak – stwierdził Harry. Obaj ruszyli w kierunku ogniska.
– To chyba dobrze, co? – zapytał Ron.
– Nie wiem. Czy Voldemort wygląda ci na zmartwionego?
– Nie za bardzo.
– No właśnie.
Voldemort uniósł dłoń, by zarządzić ciszę, a śmierciożercy natychmiast zamilkli.
– To niewielki problem – oznajmił Voldemort.
– Ale Panie...
– Wystarczy – uciął Voldemort. – Przeprowadźcie konieczne przygotowania, a ja zawiadomię was kiedy i gdzie. – Voldemort dostrzegł w tym momencie Harry'ego i uśmiechnął się do niego z takim zadowoleniem, że aż przewróciło mu się w żołądku.
Harry stanął za krzesłem, a Ron obok niego.
– Co się dzieje? – spytał Harry.
– Zostawcie nas – rozkazał śmierciożercom, a ci zniknęli. Do Harry'ego powiedział:
– Glizdogon został złapany.
– Dlaczego nie jesteś zaniepokojony?
– Usiądź, Harry. – Spojrzał na Rona i wyczarował dla niego inne krzesło. – Ponieważ, Harry, Glizdogon nie posiada wiedzy, która mogłaby mi zagrozić. Jedyną niedogodnością jest fakt, że będziemy musieli przenieść obóz.
– Dlaczego mam wrażenie, że to nie wszystko? – mruknął Harry, siadając. Ron także zajął miejsce, wyglądając na zainteresowanego.
Voldemort uśmiechnął się.
– Twój instynkt jest bardzo dobry, Harry – odrzekł. – Glizdogon nie jest zagrożeniem dla mnie. Jest zagrożeniem dla ciebie.
Harry przeczesał ręką włosy.
– Wiedziałem, że mi się to nie spodoba.
Voldemort zachichotał.
– Dlaczego Glizdogon jest zagrożeniem dla Harry'ego? – spytał Ron.
– A jak ty myślisz, Ron? – rzekł Voldemort.
Harry podniósł wzrok, ale Voldemort wpatrywał się w niego, tak jakby Harry mógł wiedzieć. Harry obawiał się, że wie i Ron też to zrozumiał.
– Zamierza powiedzieć im, że Harry do ciebie dołączył – oznajmił Ron. – Obdarzyłeś go autorytetem wśród śmierciożerców, uczyniłeś go swoim następcą. – Ron spojrzał na swego przyjaciela. – Zamierza donieść na ciebie.
– W rzeczy samej, Ron. Bardzo dobrze – powiedział Voldemort. – Zdradził ojca Harry'ego i teraz zdradzi Harry'ego.
– Ale to kłamstwo – stwierdził Ron.
– Kto w to uwierzy?
– Wszyscy, którzy znają Harry'ego – upierał się Ron.
– Być może – odparł Voldemort i odwrócił się do Harry'ego. – Więc stajesz przed wyborem, Harry. Zostań ze mną, albo wracaj i broń się przed oskarżeniami.
– Harry, wszyscy będą cię chronić. Cała szkoła zna prawdę. Nawet Snape...
Voldemort westchnął cierpliwie.
– Ron, wszyscy wiedzą, że Severus jest szpiegiem obu stron. Nie będzie wiarygodnym świadkiem.
Harry nadal wpatrywał się w Voldemorta. Pamiętał ten uśmiech.
– To jest test – rzekł. – Prawda?
Voldemort zachichotał.
– Och, Harry, jak dobrze mnie znasz. Tak, to jest test, ale to nie ja ci go przygotowałem.
– Muszę wrócić – oznajmił Harry.
– Jeśli taki jest twój wybór – skomentował Voldemort.
– Pozwolisz mi iść?
– Oczywiście, Harry. Jeżeli Glizdogon cię zdradził, masz pełne prawo do zmierzenia się z nim.
Harry wstał. Ron uczynił to samo.
– Och, i Harry.
Chłopak zwrócił się z powrotem w stronę Voldemorta.
– Jeśli byłaby to jakaś pociecha... Słyszałem, że to Syriusz złapał Glizdogona i potrzeba było aż pięciu czarodziei, aby powstrzymać go od zamordowania Glizdogona na miejscu.
Harry rozmyślił to. Jeśli nie powstrzymaliby Syriusza, Glizdogon nie mógłby donieść na Harry'ego.
– Raczej nie jest – orzekł Harry.
Aportował się w La Casa Black (Ron skierował się bezpośrednio do domu, aby dowiedzieć się co się dzieje od swojej rodziny).
– Arturze, to jest śmieszne. – Harry usłyszał dobiegający z biura, podniesiony ze złości, głos Syriusza.
– Obaj to dobrze wiemy, ale w ministerstwie wywołało to istny chaos.
Harry podszedł do drzwi.
Pan Weasley kontynuował.
– W momencie, kiedy tylko wróci...
– Jestem tutaj – oznajmił Harry, wprawiając w osłupienie obu mężczyzn. – Jestem aresztowany?
Pan Weasley zniknął. Syriusz przyglądał się twarzy Harry'ego.
– Więc już wiesz.
– Powiedział ministerstwu, że dołączyłem do Voldemorta, tak?
– Powiedział im o wiele więcej, Harry – odparł Syriusz.
Świetnie.
CZYTASZ
Harry Potter i Nieoczekiwane Dziedzictwo
FanfictionZapraszam na drugą część sagi ,,Harry Potter i Równowaga Sił''