Rozdział 12 Desperacja

101 6 0
                                    

Tydzień później zaczął odczuwać zawroty głowy. Harry znosił je najlepiej jak umiał, próbując przebrnąć przez lekcje. Zdołał wytrzymać trzy dni.
Kiedy Ron i Hermiona po raz drugi zbierali go z podłogi, Ron spytał stanowczo:
– Harry, co do diabła się z tobą dzieje?
Harry chwiał się przez moment na nogach, starając się skupić wzrok w jednym miejscu. Ktoś stanął przed nim, podnosząc delikatnie jego podbródek.
– Och, Ron... Znowu ma zawroty głowy! – wykrzyknęła Hermiona.
– Co?
Harry zatoczył się odrobinę, gdy ktoś inny złapał go za brodę i obrócił głowę.
– Harry? – powiedział Ron, pochylając się nad nim nisko.
Harry próbował skoncentrować się na jego twarzy.
– Ron?
– Och, nie. Jest niedobrze.
Zabrali go do skrzydła szpitalnego i madame Pomfrey położyła Harry'ego w łóżku, chociaż wiedział on, że matrona nie była w stanie nic zrobić. Tylko Voldemort mógł mu teraz pomóc.
Wydawało się, że zapadnia otworzyła się pod nim ponownie.
Ron i Hermiona dopytywali się go, czy mają powiadomić Dumbledore'a. Harry powiedział, że nie. Jednak następnego dnia uderzył ból.
Zawroty głowy, niemalże oślepiające i tyle bólu, jakby Voldemort go dotykał, nie opuszczały Harry'ego.
Aby ulżyć jego cierpieniom, matrona podawała mu eliksir nasenny, lecz kiedy się budził, zawsze towarzyszyły temu krzyki.
– Sprowadźcie Syriusza – wychrypiał Harry kilka dni później.
– Wkrótce tu będzie, Harry – rzekła Hermiona pociągając nosem.
– Nie dam już dłużej rady.
– Harry, nie mów...
Chłopak wrzasnął, przerywając jej. Sięgnął też po czyjąś dłoń i ją złapał. Nie wiedział, że należała do Rona, ale ściskał ją ze wszystkich sił.
Kiedy ból nieco zelżał, Harry wczepił się w dłoń, jakby to była ostatnia deska ratunku.
– Nie mogę wygrać – oznajmił cicho, obejmując rękę. Jego całe ciało skręcało się z bólu.
– Nie puszczaj mnie, Harry – odezwał się Ron.
Ale uścisk Harry'ego słabł, gdy on sam pogrążał się w ciemności.
– Harry. – Usłyszał, jak Syriusz pochyla się nad nim.
Chwycił ramię swojego ojca chrzestnego. Nie mógł nic powiedzieć.
– Idź do niego – polecił Syriusz. – Ron znalazł twoje mapy.
Mapy? Ach tak. Mapy, które zrobił.
– Idź do niego – nalegał Syriusz. – Aurorzy was znajdą. Niech Voldemort ci pomoże, a aurorzy do was dołączą.
Harry, oślepiały od bólu i zawrotów głowy, nie myślał. Syriusz powiedział, że ma iść. Harry aportował się bezpośrednio do Voldemorta.
– Harry?
Chłopak leżał na ziemi u nóg Voldemorta. Obóz i jego mieszkańcy byli rozmazaną plamą.
– Powstrzymaj to – wyrzęził Harry. Próbował podnieść się na kolana i łokcie, lecz nie zdołał.
– Harry – rzekł Voldemort. – Co do...
Ktoś przewrócił go na plecy.
– Powstrzymaj to – powtórzył cichym, szorstkim głosem. Ledwie rozpoznawał obserwujące go czerwone oczy.
– Kiedy to się zaczęło? – spytał Voldemort.
– W zeszłym tygodniu.
– Harry, ty uparty chłopcze – odparł. – Czy pojawił się już ból?
– Tak. – Głos Harry'ego stawał się słabszy. – Tak.
– Harry...
– Błagam – rzekł prawie niedosłyszalnie. – Tylko ty możesz mi pomóc.
– Harry...
– Akceptuję cię – mówił gorączkowo, przełykając słowa. – Potrzebuję cię. Proszę, pomóż mi.
Voldemort spoglądał w jego oczy. Harry nie widział wyrazu jego twarzy, tylko czekał. Poczuł łzę biegnącą w dół policzka.
– Harry, zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie mówisz? – zapytał Voldemort.
Harry wyciągnął rękę i schwycił nadgarstek czarnoksiężnika. Zamknął delikatnie oczy pod wpływem bólu. Potem utkwił spojrzenie w czerwonych oczach. Wciąż nie mógł skupić wzroku.
– Tak – wychrypiał Harry. – Tylko ty jesteś w stanie mi pomóc. – Przełknął ciężko. – Błagam cię. Proszę. – Znów przełknął z trudem, patrząc w górę na Voldemorta, lecz nie mogąc dojrzeć czy tam jest. – Pomóż mi, ojcze.
Voldemort rozejrzał się wówczas wokół.
– Wszyscy go słyszeliście – powiedział głośno.
Harry nie był pewien, kim ci „wszyscy" byli, usłyszał jednak jak w obozie wznosi się niewyraźny szmer.
Voldemort uniósł dłoń nad twarzą Harry'ego. Chłopak zamknął oczy.
– Gotowy, Harry?
Nie mógł mówić. Skinął głową.
Dłoń Voldemorta dotknęła blizny. Harry nie wiedział nawet czy krzyczał.

Obudziły go liczne głosy.
– Nigdy w to nie uwierzy. – To był Ron.
– Nie obchodzi mnie, co mówią wszyscy – powiedziała Hermiona. – Myślę, że to zaplanował.
– Uciszcie się w końcu oboje – zganił ich Syriusz.
Do Harry'ego powoli wracały wspomnienia. Co ja zrobiłem? Nie pamiętał wszystkiego, co miało miejsce w namiocie Voldemorta, ale wiedział, że błagał go o pomoc. Pamiętał też, że go zaakceptował. Nazwałem go ojcem!
Harry jęknął.
– Harry! Harry! – krzyczał Ron. – Udało ci się!
Harry nie śmiał spojrzeć mu w twarz. Ktoś delikatnie uścisnął jego rękę.
– Harry, wszystko jest już w porządku.
Hermiona. Harry uwolnił swoją dłoń z jej uścisku i z jękiem przykrył twarz ręką.
– Harry? – rzekła zdumiona dziewczyna.
– Hermiono – odezwał się Syriusz. – On wciąż bardzo cierpi. Może pójdźcie do kuchni i weźcie coś do jedzenia. Powiem wam, kiedy nabierze trochę sił.
– Dobrze – zgodził się Ron. – Do zobaczenia, Harry. Dobra robota.
Harry słyszał, jak wychodzą. Dobra robota?
– Syriuszu – wychrypiał.
– Jestem z tobą, Harry.
Mężczyzna usiadł obok i podniósł jego dłoń, patrząc na chrześniaka z niepokojem.
– Jak ból?
Chłopak przymknął na chwilę oczy.
– Do zniesienia.
– Harry. – Otworzył oczy. – Złapali ich.
– Co masz na myśli?
– Wszyscy, którzy byli z tobą w obozie zostali złapani. Są w Azkabanie.
– Co z...
– On też – oznajmił Syriusz.
Harry przełknął ciężko. Będzie następny.
– Przepraszam – rzekł schrypniętym głosem. – Pokonał mnie.
– O czym ty mówisz? Voldemort powiedział aurorom co się stało.
Harry znów jęknął.
– O tym, jak nabrałeś go, żeby ci pomógł przejść przez próg – wyjaśnił Syriusz. – Tak, że aurorzy mogli ich złapać.
Harry gapił się na Syriusza.
– Voldemort tak powiedział?
– Tak, Harry. Znowu jesteś bohaterem.
Harry ponownie czuł się skołowany. Dlaczego Voldemort kłamał? Czy myślał, że Harry znów próbował nim manipulować?
Niemożliwe. Voldemort zawsze wiedział, kiedy Harry był w agonii. Chłopak nie był w stanie powiedzieć, czy czarnoksiężnik wyglądał na usatysfakcjonowanego czy zadowolonego, gdy Harry go zaakceptował (nie mógł widzieć). Ale Voldemort nie brzmiał też triumfująco.
Rzekł tylko: „Wszyscy go słyszeliście".
Syriusz kontynuował:
– Nikt w czarodziejskim świecie nie wierzy teraz, że do niego dołączyłeś. Zwłaszcza po tym, jak aurorzy sprowadzili cię z powrotem. Nigdy jeszcze nie widziałem cię w takim złym stanie, Harry. – Syriusz przez chwilę wyglądał, jakby chciał go dotknąć – jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Harry żyje. – Nawet Rowan nie mogła ci pomóc. – Głos mężczyzny załamał się.
Harry wciąż był zbyt oszołomiony; żołądek miał związany w supeł. Co tym razem knuje Voldemort?
– Czy on...? – wykrztusił.
– Wniósł o odroczenie egzekucji? – dokończył za niego Syriusz, po czym skinął. – Tak. Ale powiedziałem mu, że to na nic.
– Ach tak?
– Twierdził, że będziesz nalegał na spotkanie z nim.
Harry zamknął oczy. Kolejny test Voldemorta. Tym razem był to sprawdzian honoru Harry'ego.

Harry kręcił się niespokojnie, siedząc przy stole Gryffindoru, podczas trwania pożegnalnej uczty. Wbrew orzeczeniu madame Pomfrey, Harry'emu pozwolono opuścić szpital na czas trwania uroczystości. Skoro już tu był, musiał doczekać do jej końca.
Nakładając stojące w pobliżu jedzenie na swój talerz, widział i słyszał niesforne wygłupy innych uczniów. Wszyscy oni byli tacy beztroscy. Kilkoro patrzyło na niego, jakby chciało podejść i mu pogratulować. Inni spoglądali na niego z trwogą. Harry ignorował tych ludzi. Gryfoni przyglądali mu się ze zmartwieniem.
Wiedział, że wygląda okropnie. Tak też się czuł. Nie jadł i nie spał, odkąd się obudził i z pewnością nie zamierzał prosić Severusa o eliksiry. Podejrzewał, że nauczyciel odesłałby go z powrotem do łóżka, gdyby to zrobił. Harry słyszał, że Snape'a nie było w obozie z resztą śmierciożerców – nie, żeby mieli go aresztować. Ale Harry był przekonany, że Mistrz Eliksirów tak bardzo chciałby usłyszeć co naprawdę się stało, że by mu tego nie odpuścił. Pozostali wiedzieli tylko, co Voldemort powiedział aurorom.
Większości tego, co próbowali z niego wyciągnąć, zwyczajnie nie pamiętał. To te rzeczy, które pamiętał sprawiały, że czuł się nieszczęśliwie.
Jednak ponownie był bohaterem. Po prostu tego nie pojmował. Voldemort znowu był w Azkabanie – razem ze swoimi najwierniejszymi, najpotężniejszymi poplecznikami.
Jeden rzut oka na stół Slytherinu wystarczał, by dostrzec grupę osób świętujących z mniejszym zapałem. Był to raczej przygaszony rodzaj radości, sprawiający, że Harry zaczynał wątpić w jej wiarygodność. Śledził wzrokiem stół, dopóki nie znalazł Draco. Chłopak jadł, kiwając bez słowa głową w odpowiedzi na komentarze swoich sąsiadów, lecz jego wyraz twarzy był nieodgadniony.
Po raz kolejny Harry zastanawiał się, komu może zaufać.
– Harry, proszę, zjedz coś – błagała go Ginny.
– Nie jestem... – Wziął łyk soku dyniowego i przeczyścił gardło. Wciąż miał jeszcze szorstki głos, pomimo tych wszystkich eliksirów, jakie zaserwowała mu Pomfrey. Na szczęście tylko wybrani wiedzieli, że przyczyną tego były krzyki. – Nie jestem głodny – dokończył.
Harry poczuł, jak palce Ginny delikatnie głaszczą go w tył głowy.
– Chciałabym, żebyś mi powiedział co jest nie tak.
Harry spojrzał na nią przelotnie, zanim znów uciekł wzrokiem. Nie mógł jej powiedzieć. Nie mógł powiedzieć nikomu.
– Dobra – warknęła, odstawiając z impetem swoją szklankę.
Harry patrzył z cichym żalem, jak odchodzi wzburzona.
Cholerny Voldemort. Jego wakacje zapowiadały się koszmarne.


Koniec

Harry Potter i Nieoczekiwane DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz