Rozdział 8 Proces

92 7 0
                                    

Harry siedział w sali sądowej skuty kajdankami. Nie był do końca pewny, co czuje. Niepewność zdawała się przeważać.
Wysłuchiwał chaotycznych zeznań, jakie składał Glizdogon o jego mocy i autorytecie pośród śmierciożerców. O tym, jak Voldemort go faworyzował, dając mu wszystko, o co go tylko poprosi. O tym, jak, za rozkazem Voldemorta, rzucił wszystkie trzy Zaklęcia Niewybaczalne, co było tylko po części prawdą, gdyż Harry użył Cruciatusa dwukrotnie z własnej woli pod wpływem swoich wybuchów złości.
Ale w rzeczywistości nic co powiedział Glizdogon nie było kłamstwem. Wszystko to była prawda.
Harry był winny.
Owszem, większość z tych rzeczy uczynił za sprawą manipulacji Voldemorta, ale Harry nie musiał przecież ochraniać swoich przyjaciół. Nie musiał rzucać tych klątw i w zamian zaakceptować to, że nie może wrócić do domu.
Wybory.
Harry wstał, czując odrętwienie. Był winny.
– Panie Potter?
Harry spojrzał na Ministra Magii.
– Jakie jest pańskie stanowisko? – zapytał pan Goodhue.
– Winny – odrzekł.
– Nie, Harry! – krzyknął Syriusz.
W sali podniosła się wrzawa.
Harry popatrzył na Syriusza.
– Wszystko co powiedział to prawda, Syriuszu – oznajmił głuchym głosem.
– Więc jednak dołączyłeś do niego?
– Nie, ministrze. Nie dołączyłem do niego i nie zamierzam.
– Ale robisz, co ci każe?
– To były testy mojej mocy, proszę pana. Jeśli bym ich nie wykonał, nie pozwoliłby mi odejść.
– W jaki sposób może cię zatrzymywać?
– Jestem związany z nim magicznych kontraktem.
– Dlaczego miałbyś z nim mieć kontrakt?
– Żeby powstrzymać go od krzywdzenia moich przyjaciół i rodziny.
– W takim razie cię kontroluje?
– Może mnie tylko zmusić, żebym do niego przyszedł – wyjaśnił Harry. – A moi przyjaciele są wówczas chronieni przed nim na mocy kontraktu.
– Zapewnia ci ochronę...
– ...przed każdym z wyjątkiem jego samego – dokończył Harry gładko.
– Czy torturuje cię?
– Tak – odparł Harry. Można było odnieść wrażenie, że minister próbuje wyciągnąć z Harry'ego korzystne dla niego fakty.
– Czy użył przeciwko tobie Klątwę Imperius?
– Nie może.
Tym razem minister wydał się zaciekawiony.
– Dlaczego nie?
– Klątwy Imperius i Cruciatus nie działają na mnie – powiedział Harry, a w sali rozbrzmiały zduszone okrzyki. – Nie może mnie też zabić. Klątwa Uśmiercająca obróciłaby się ponownie przeciwko niemu.
W sali sądowej ponownie podniosła się wrzawa. Harry wyłapał komentarze takie, jak: „czarodziej, który potrafi rzucić trzy niewybaczalne", „nie wierzę w to", „nie może być aż tak potężny", „musi kłamać".
– Więc jak cię torturuje? – zapytał pan Goodhue.
– Dotyka mnie.
– Jego dotyk sprawia ci ból? – odrzekł sceptycznie minister. Faktycznie, następna fala niedowierzających szeptów przetoczyła się przez salę.
Rzeczywiście, to brzmiało trochę niewiarygodnie.
– Pytam cię ponownie, Harry Potterze – rzekł minister. – Czy przyłączyłeś się do Lorda Voldemorta?
– NIE – odparł Harry, tym razem głośniej.
– Więc jak odpowiesz na zarzuty?
Podczas gdy minister widocznie starał się mu pomóc, Harry powiedział:
– Winny przez wymuszenie. – Wciąż czuł się winny za to, że pozwalał Voldemortowi zmuszać go do robienia tych wszystkich okropnych rzeczy.
Jednak ława przysięgłych wydawała się nie wierzyć w to, że Harry mógłby być aż tak potężny. Albo że Voldemort pozwoliłby mu żyć, gdyby Harry nie chciał do niego dołączyć.
Ich wyrok brzmiał: winny.
Harry wciąż czuł otępienie.
Gdy orzeczenie zostało odczytane, Harry znów usłyszał krzyk Syriusza i zobaczył kilkoro otaczających go strażników.
Dwóch strażników podeszło do niego, a kiedy Harry wstał, łańcuchy zabrzęczały lekko. Chwycili go za ramiona i poprowadzili w kierunku drzwi. Wokół panował zgiełk.
Trafi do więzienia. Rzucił okiem na Syriusza, który wciąż szamotał się ze strażnikami, wykrzykując jego imię.
Wybuch po drugiej stronie sali prawie zwalił Harry'ego z nóg.
Jego ręka uderzyła bliznę, kiedy ból eksplodował w jego głowie.
– Kto się ruszy, zginie – oświadczył Voldemort, zjawiając się bezpośrednio naprzeciw Harry'ego. – Wy dwaj, odsuńcie się od niego. – Dwójka strażników nie była wystarczająco szybka. – Czy myślałeś, że się nie zjawię, Harry? – wyszeptał Voldemort do jego ucha. Harry'emu łomotało boleśnie w głowie. – Czy myślałeś, że pozwolę im cię wrzucić do więzienia?
Voldemort rozejrzał się po sali sądowej.
– Wy ludzie jesteście tacy żałośni. Oto jedyny na świecie czarodziej, który może mnie zniszczyć, a wy chcecie go zamknąć – powiedział. – Jakie to smutne.
– Harry – ciągnął dalej. – Jesteś wystarczająco silny, by wyswobodzić się z moich więzów, pokaż im swoją moc.
– Nie, Voldemort – odparł Harry. – Jestem winny.
– Nie jesteś, Harry – zaprzeczył.
Harry znów poczuł niepewność. Co tym razem zamierzał zrobić?
Mężczyzna okrążył go, wciąż jednak stał wystarczająco blisko, by go dotknąć gdyby zechciał.
– Ministrze – zaczął mówić Voldemort. – Czy mógłbym teraz wygłosić mowę obronną na rzecz Harry'ego?
– A dajesz nam jakiś wybór? – odparł Goodhue.
Voldemort zaśmiał się cicho, rzucając okiem na Harry'ego.
– Minister z poczuciem humoru. Ciekawe. – Rozejrzał się po sali sądowej. – Syriuszu Black, czy w dalszym ciągu zeznajesz pod przysięgą?
– Zgadza się – odrzekł Syriusz.
– Bardzo dobrze – kontynuował. – Kto jest odpowiedzialny za powrót Petera Pettigrew, znanemu tobie jako Glizdogon, do mnie?
Harry wziął oddech, aby przemówić, lecz Voldemort sięgnął ręką ku jego twarzy. Z okrzykiem bólu opadł na kolana.
– Cicho, Harry. Rozmawiam teraz z Syriuszem.
Czarnoksiężnik puścił go, a Harry wstał, przyciskając rękę do czoła.
– Spytam inaczej – rzekł Voldemort, patrząc z powrotem na Syriusza. – Kto uciekł z Azkabanu dementorom i wdarł się do Hogwartu z wyłącznym zamiarem zamordowania Petera Pettigrew, który zdradził Jamesa Pottera?
– Ja – odparł Syriusz.
– I odnalazłeś go, prawda?
– Tak.
– Dlaczego w takim razie go nie zabiłeś?
Syriusz przełknął ślinę, zerkając na Harry'ego.
– Harry nas powstrzymał.
– Harry? – zdziwił się Voldemort. – Trzynastoletni chłopiec powstrzymał czarodziei równie potężnych i zdeterminowanych jak ty i Remus Lupin?
Syriusz wyglądał na zmieszanego.
– Powiedział nam, żebyśmy tego nie robili.
– Powiedział wam?
– Czuliśmy, że to jego decyzja.
– Powierzyłeś decyzję zachowania lub odebrania życia czarodziejowi trzynastoletniemu chłopcu? Nieco mało odpowiedzialny wybór jak na pierwszą poważną decyzję ojca chrzestnego.
Teraz Syriusz zdawał się przerażony.
– Zapytam więc ponownie. Kto jest odpowiedzialny za powrót Glizdogona do mnie?
– Ja – odpowiedział Syriusz.
– Nie! – krzyknął Harry.
– Cicho, Harry – tym razem to Syriusz go uciszył.
– Dlaczego Harry przyszedł do mnie po raz pierwszy? – kontynuował Voldemort.
– Ponieważ groziłeś jego przyjaciołom.
– A dlaczego przyszedł po raz drugi?
– Bo trzymałeś mnie w klatce. – Brzmiało to prawie jak warknięcie.
– Dlaczego Harry zgodził się na pierwszy kontrakt?
– Aby mnie chronić.
– Czemu przystał na drugi?
– Gdyż unieważniłem poprzedni przez moją ucieczkę.
– Dlaczego więc przybył do mnie ponownie?
– Znowu mi groziłeś.
– Ale ty mi się przeciwstawiłeś, Syriuszu. Dlaczego Harry przyzwolił na następny kontrakt?
– Porwałeś Rona i Hermionę.
– Zgadza się – odparł Voldemort, spoglądając na Harry'ego. – Harry bardzo żarliwie broni swoją rodzinę i przyjaciół, nieprawdaż? – Zwrócił się do ministra. – Taka lojalność i niezłomność jest godna podziwu. Dlaczego wobec tego potępiacie takiego czarodzieja? Szczególnie o jego potędze?
Minister posłał Harry'emu sceptyczne spojrzenie.
– Nie wierzysz w to? – spytał Voldemort. Obrócił się do Harry'ego. – Pokaż im.
– Nie chcę.
Voldemort chwycił jego twarz, ponownie zwalając go z nóg.
– Zobaczcie, jaki jest uparty.
– Puść go, Voldemort – rzekł Syriusz.
– A więc to prawda – stwierdził Goodhue. – Twój dotyk go rani?
– Och tak – odparł, wpatrując się wciąż w twarz Harry'ego. – Pokaż im, Harry.
– Nie możesz mnie zmusić – zdołał powiedzieć
– Czyżby? – Puścił go i wyprostował się. – Syriuszu?
– Dalej, Harry.
Harry wstał i popatrzył na Syriusza, który skinął głową. Rzucił Voldemortowi gniewne spojrzenie i wykręcił nadgarstki, a kajdanki pękły tak łatwo, jakby były ze szkła.
Wszyscy wstrzymali oddechy. Minister podniósł różdżkę i wyczarował mu nową parę. To samo zrobiło również wielu strażników.
– No już, Harry – zachęcił Voldemort.
Harry zrobił to ponownie, a zgromadzonym na sali znów zaparło dech.
– Sam widzisz, ministrze – odezwał się Voldemort. – Harry mógł uciec, kiedy by tylko zechciał, ale jego poczucie honoru nie pozwalało mu na to. Pozwoliłby wam się zamknąć. Stoi teraz przed wami pokazując wam swoją odwagę i wytrwałość. Mówi wam prawdę, lecz wy mu nie wierzycie. Dowodzi swojego oddania dla was, a wy go odrzucacie. Pokazuje wam swoją moc i honor, a wy wciąż chcecie go zamknąć.
– Ja go nie odrzucam – kontynuował Voldemort po krótkiej pauzie. – Wie, że chcę by był ze mną. Uczyniłem wszystko, co w mojej mocy, by udowodnić mu, że uznaję – podziwiam – jego uczciwość i pragnę jego wierności, uczyniłem go nawet moim następcą, a on wciąż nie chce mnie zaakceptować.
Voldemort zwrócił się do Harry'ego, wyciągając rękę. Chłopak cofnął się o krok.
– Widzisz, ministrze. Harry mówił prawdę. Nie dołączył do mnie. Moje manipulacje podtrzymują nasze powiązanie, ale dopóki mnie nie zaakceptuje, nie mogę go kontrolować. A ja nie będę, nie mogę go zmuszać. Musi zrobić to ze swojej własnej woli. Tak więc – powiedział, zwracając się do ławy przysięgłych. – Zeznałem, że Harry mówił prawdę. Jak teraz go osądzicie?
Na sali sądowej wciąż panowała cisza.
– Voldemort, werdykt został już wygłoszony – oznajmił Syriusz. – Znasz prawo.
– Znam – odparł poważnie. Spojrzał na Harry'ego. – Więc Harry ma kolejny wybór do podjęcia. Zostać tu i być bezpodstawnie więzionym przez ludzi, którzy go nie chcą. Albo pójść ze mną.
Harry zamknął oczy pod wpływem bólu, który wyrządziły te skierowane do niego słowa. Ludzie, którzy go nie chcą.
Harry czuł się niechciany przez większość życia – dopóki nie trafił do Hogwartu. Rozejrzał się po sali. Gdzie był profesor Dumbledore? Gdzie Weasleyowie? Gdzie Hermiona? Tylko Syriusz był z nim. Syriusz i Voldemort.
Voldemort zbliżył się do niego. Głowa Harry'ego pulsowała bólem.
– Wiesz, że chcę cię mieć przy sobie, Harry – powiedział cicho. – Wszyscy cię opuścili.
Ból w piersi Harry'ego jeszcze się podwoił. Teraz chłopak chciał już tylko odczołgać się gdzieś i umrzeć.
– Jestem tutaj – ciągnął Voldemort. – Syriusz jest tutaj. Dokonałeś wyboru?
– J-ja... Chcę tylko wrócić do domu – ledwie że wyszeptał.
– Dobrze, Harry – odparł. – Zaakceptuję to.
Lecz zanim Voldemort zdołał go dosięgnąć, przystąpił krok do przodu, patrząc na Syriusza.
– Przepraszam.
Chcę wydostać się z tego koszmaru.
Komórka pod schodami na Privet Drive 4 pozostała niezmieniona.

Harry Potter i Nieoczekiwane DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz