Harry zrobił jak mu kazano i ministerstwo odrzuciło zarzuty. Szkoła ponownie się zaczęła, a w niecały tydzień później Harry dostał pierwszy sygnał. Zignorował go. Następnego dnia otrzymał sowę.
Harry, dlaczego do mnie nie piszesz? Wiem, że zostałeś oczyszczony z zarzutów, lecz wciąż mamy kontrakt. Jesteś gotów ponieść konsekwencje jego złamania?
Harry nie odpowiedział, choć chciał powiadomić Voldemorta o nieważnym kontrakcie. Nie chciał dostarczać nikomu żadnych materialnych dowodów na piśmie.
Harry ukończył właśnie swoje dodatkowe lekcje transfiguracji. McGonagall była zadowolona, że opanował transmutację i był zdolny do pozostania w nowej formie.
Podczas swojej ostatniej lekcji okrążył klasę transmutacji, podekscytowany uczuciem swobodnego lotu. Miał rację – szybowanie w powietrzu samemu było o wiele lepsze niż bycie zależnym od swojej miotły. Jeśli znów kiedyś z niej spadnie, nie musiałby wtedy uderzyć w ziemię. Ale wtedy wszyscy by wiedzieli. „Dlaczego tylko to jest takim sekretem?" – zastanawiał się. Dlaczego chcą zachować to przed Voldemortem?
Harry wylądował na biurku McGonagall, która trzymała lusterko. Zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak wygląda. Spojrzał w lustro, gdzie wielki, prawie całkowicie czarny sokół z przeszywająco szmaragdowymi oczyma wpatrywał się wprost w niego. Nie był jednak zupełnie czarny – jego znakiem szczególnym (które mieli wszyscy animadzy) było srebrzyste zabarwienie piór na głowie, układające się w lśniącą błyskawicę.
Harry transformował się i popatrzył na swoją profesorkę.
– Wygląda na to, że nie da się od tego uciec, prawda, pani profesor?
McGonagall uśmiechnęła się do niego.
Tydzień później zniknął Ron. Harry był chory przez trzy dni, kiedy go nie było i gdy Voldemort przez ten czas wysyłał mu codziennie sygnały.
– Bądź silny – pocieszała go Ginny. – Ron da sobie radę.
– Co jeśli znów rzuci na niego imperiusa? – spytał. – Jak spojrzę w oczy jego mamie?
– Harry, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego na co się narażamy, będąc rodziną Harry'ego Pottera. Przestań się zadręczać.
Ron pojawił się ponownie po tych trzech, tak nieznośnych dla Harry'ego dniach, zachowując się, jakby właśnie wrócił z wakacji.
– Wszystko w porządku, Ron? – zapytał Harry.
Ron uśmiechnął się szeroko.
– Nigdy nie widziałem go tak wściekłego, Harry. Wie już, że kontrakt jest nieważny, ale wiedział też, że nie może mnie tknąć. Dumbledore jest genialny.
Harry również się uśmiechnął, choć nie podobało mu się to położenie.
Na krótko przed przerwą wielkanocną Voldemort pokazał się w szkole.
Aportował się tuż za Harrym, którego ręka uderzyła w bliznę.
– Mogę dokończyć mój eliksir, Voldemort? – spytał Harry, zaglądając go swojego kociołka.
– Nie – odparł ten. Owinął ramię wokół piersi chłopca, który krzyknął z bólu.
– Skup się na mnie, Harry.
– Nie – odparł, łapiąc oddech. Skoncentrował się na klasie, wpatrując się nieruchomo w kociołek. Żaden z nich się nie deportował.
– Mogę cię zmusić, Harry – wyszeptał wściekle Voldemort do jego ucha.
Och, nie. Harry zupełnie o tym zapomniał. Przedłużający się kontakt z Voldemortem zdążył go już osłabić. Nie wiedział jak długo zdoła to wytrzymać, ale jeżeli Voldemort dosięgnie jego blizny, będzie bezsilny.
Westchnął.
– Więc będziesz musiał to zrobić – rzekł cicho.
Z okrzykiem odrazy i złości, Voldemort puścił go i zniknął.
Opierając się na stole, by utrzymać się na nogach, Harry spojrzał na przód klasy. Snape także się w niego wpatrywał. Skinął do niego głową.
– Bardzo dobrze, Potter – powiedział. – Gdyby to była Obrona przed Czarną Magią, dałbym ci za to najwyższą ocenę.
Przerwa wielkanocna była koszmarem. Harry wraz z przyjaciółmi pozostał w zamku, lecz wydawało się, że Voldemort był skoncentrowany wyłącznie na nim. Przybywał kilkakrotnie i po prostu go chwytał. Mimo to, Harry pozostał silny i Voldemort odchodził za każdym razem, nie wykorzystując swojej przewagi.
Pod koniec świąt zniknęła Hermiona. To uderzyło Harry'ego mocniej, niż gdy został zabrany Ron.
Harry patrzył na swoje odbicie w lustrze wiszącym nad umywalką w łazience Jęczącej Marty.
Voldemort jej nie skrzywdzi. Voldemort jej nie skrzywdzi – powtarzał sobie w kółko w głowie. Ale Lucjusz Malfoy...
Ta myśl nie mogła go opuścić.
Ron jakoś się trzymał, ale on nie słyszał tego, co mówił Lucjusz. Nie widział jego wyrazu twarzy, kiedy groził, że ją wychłoszcze. Harry wiedział jak bardzo Lucjusz nienawidzi czarodziei z mugolskich rodzin.
Ręka Harry'ego dosięgła blizny. Odbicie Voldemorta pojawiło się w lustrze przed nim. Jego oczy spotkały szkarłatne spojrzenie skierowane wprost w niego.
– To dla ciebie udręka, prawda, Harry? Możesz wytrzymać cały ból tego świata, lecz nie możesz znieść myśli, że twoi przyjaciele mogą cierpieć.
Harry nadal się w niego wpatrywał, obawiając się mówić, zapytać czy ona cierpiała.
Voldemort postawił krok w jego stronę i Harry obrócił się, by stanąć twarzą do niego.
– Chodź ze mną, Harry – nakłaniał Voldemort.
– Nie mogę – odparł. – Nie chcę.
– Będziesz chciał. Musisz.
Voldemort chwycił jego twarz i ramię, które wyciągnął Harry, żeby go powstrzymać. Ból rzucił go na kolana.
– Nie chcesz krzywdzić moich przyjaciół – zdołał wykrztusić.
– Nie, nie chcę – odrzekł. – Ale moi śmierciożercy...
– Kontrolujesz ich, Voldemort – wychrypiał. – Możesz ich zatrzymać.
– A dlaczego bym miał? Mój własny syn się mnie wyrzekł. Jeśli on nie troszczy się o to, co się im stanie, dlaczego ja mam?
Harry poczuł ucisk w piersi.
– Wiesz, że się troszczę – powiedział cicho.
– Więc chroń ich, Harry. Dałem ci tą władzę.
Wzrok Harry'ego stawał się rozmazany. Voldemort puścił jego ramię, ale pozostawił rękę na jego twarzy. Harry zamknął oczy, kiedy palec Voldemorta delikatnie posuwał się w kierunku blizny.
– Chodź ze mną, Harry – rzekł. – Ocal Hermionę przez Lucjuszem.
Harry bał się, że Voldemort ostatecznie użyje swojej przewagi. Nie był nawet pewien, czy będzie musiał – Harry był taki słaby.
– Powiedz tylko słowo, a zabiorę cię do niej – dodał czarnoksiężnik.
Ron wpadł do łazienki i odepchnął Voldemorta od swojego przyjaciela.
– Nie słuchaj go, Harry – powiedział Ron.
Harry osunął się na podłogę, a Ron odciągnął go z daleka od Voldemorta.
– Harry, spójrz na mnie – nakazał Ron.
Chłopak powoli podniósł głowę – Ron wpatrywał się w niego twardo. Obrócił się następnie do Voldemorta, który wyglądał na zirytowanego.
– Tak jak mówiłem, masz dzielnych i lojalnych przyjaciół. – Zwracając się do Rona, powiedział: – To tylko kwestia czasu, Ron. W końcu przyjdzie do mnie.
Voldemort deportował się i Harry opadł na pierś Rona.
– Harry. Harry!
Harry usiadł gwałtownie, co spowodowało protest ze strony jego obolałego ciała. Ale to był głos Hermiony. Uścisnął ją z taką siłą, jaką zdołał z siebie wykrzesać.
– Jesteś cała? Proszę, powiedz mi, że Lucjusz cię nie tknął.
– Czuję się świetnie, Harry – odpowiedziała Hermiona. – Proszę, uspokój się, wycierpiałeś już dostatecznie wiele.
Harry, tak czy owak, objął ją jeszcze raz.
– Tak się martwiłem...
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Wiem – odrzekła z rozdrażnieniem. – Voldemort też. Ron powiedział mi co się stało. Voldemort znów próbował tobą manipulować, Harry.
Harry opuścił wzrok.
– Mógł cię zabrać – zbeształa go. – Byłeś wystarczająco słaby. Nie możesz, ot tak sobie, samotnie spacerować po zamku i musisz to zrozumieć. Wszyscy wiemy, jakie panują teraz reguły, Harry.
Jednak Harry wciąż miał kłopoty w pogodzeniu się z nimi. Szczególnie, kiedy zniknęła Ginny.
Harry wyciągnął w kufra swoją pelerynę.
– Harry...
– Nie mogę nie zrobić niczego tym razem, Ron – upierał się Harry.
– Przecież jej nie skrzywdzi – powiedziała Hermiona.
– Muszę tylko mieć pewność, że wszystko z nią w porządku.
– Harry... – błagała Hermiona.
– Podjąłem już decyzję – uciął.
Narzucił na siebie pelerynę. Co za koszmar.
Harry aportował się obok klatki, w której znajdowała się Ginger. Nie była związana, ani nie wyglądała na zranioną. W istocie, sprawiała wrażenie znudzonej.
Voldemort zbliżył się do klatki z drugiej strony.
– Wyglądasz na znudzoną, panno Weasley – rzekł.
– To nie zadziała, lordzie Voldemort – oznajmiła Ginny. – Harry nie przyjdzie.
Voldemort przyglądał jej się badawczo.
– Och, a ja sądzę, że tak – odparł. – Podejrzewam, że jesteś dla Harry'ego kimś więcej, niż tylko młodszą siostrą Rona.
Nie przyznawaj się do tego, Ginger – prosił w duchu Harry.
– Moja rodzina go adoptowała – odezwała się Ginny. – Jest przychylny nam wszystkim.
Voldemort roześmiał się lekko.
– Niezła próba, moja droga, ale sam znam Harry'ego całkiem dobrze – odrzekł. – Mógłbym się nawet założyć, że już tu przybył, żeby sprawdzić czy nic ci nie jest.
Oczywiście, Voldemort wiedział. Wiedział co Harry zrobiłby, zanim to zrobi.
– Przypuszczam, że stoi teraz w pobliżu pod swoją peleryną-niewidką, kiedy my rozmawiamy.
– Ron i Hermiona nie puściliby go – sprzeciwiła się Ginny.
– Jednakże Harry jest uparty. Robi to, co uważa za słuszne. – Voldemort przerwał, by chwilę pomyśleć. – Lub może jest niedaleko w swojej animagicznej formie. Prawdopodobnie zdążył już opanować przemianę.
– I tak bym nie wiedziała.
– Nie?
– Nie – przyznała. – Cała ta sprawa to wielka tajemnica. Nikt nie wie, jaką formę wybrał Harry.
– Pomyślmy – rzekł i zaraz się roześmiał. – Bez wątpienia Albus myśli, że może próbować użyć go przeciwko mnie. Tak jakbym nie znał Harry'ego.
– A nie mógłby? – odważyła się spytać Ginny.
Voldemort wyglądał na zaskoczonego.
– Skądże. Znając Harry'ego, domyślam się jaki kształt już wybrał i mogę przewidzieć dokładnie jak w nim wygląda.
– Naprawdę? – zapytała wyzywającym tonem.
– Naturalnie. Harry uwielbia latać, dlatego wybrałby ptaka. Z jego mocą mógłby opanować przemianę w jednego z większych, bez większych przeszkód. Przez całe życie miał problemy ze wzrokiem, sądzę więc, że wybrał sokoła, żeby to sobie zrekompensować.
Ginny patrzyła na niego oniemiała.
– Tak myślisz? – zapytała, brzmiąc na autentycznie zaciekawioną.
Harry był zdumiony. Więc to tyle, jeśli chodzi o tajemnicę.
Voldemort zachichotał.
– Co do wyglądu, ma czarne włosy, więc będzie mieć również takie ubarwienie. Jego soczewki będą powiększać oczy, czyniąc je bardziej przenikliwymi, a znak błyskawicy, rzecz jasna, będzie znaczyć jego głowę.
Ginny rozważyła jego słowa.
– Twoja teoria brzmi logicznie, lecz nigdy nie wiadomo.
– Och, ależ mam rację. Prawda, Harry?
– Mówiłam ci...
Ale Voldemort już podniósł swoją różdżkę do głowy. To było tak nagłe, że Harry krzyknął.
Voldemort spojrzał na Ginny z zadowolonym z siebie uśmieszkiem i dziewczyna rozejrzała się dookoła.
– Mówiłem ci, moja droga, znam Harry'ego bardzo dobrze – skomentował. – Pokaż się, Harry.
– Harry, nie rób tego – zawołała Ginny. – Wracaj do szkoły. Proszę.
– Zostań z nami na chwilę. Wiesz, że nie będę cię tu trzymał.
Harry odrzucił pelerynę.
– Och, Harry – jęknęła Ginny.
Ale Harry wpatrywał się poprzez klatkę w Voldemorta.
– Wypuść ją, Voldemort – rozkazał.
Voldemort podniósł różdżkę, a drzwi klatki stanęły otworem. Ginny wyskoczyła na zewnątrz, lecz Voldemort chwycił ją, zanim zdążyła pobiec do Harry'ego.
– Puść ją.
– A co dostanę w zamian? – spytał Voldemort, jedną ręką podtrzymując Ginny, a drugą trzymając różdżkę wymierzoną w jej głowę.
Harry rozważył to. Zerknął na Ginny – nie wyglądała na ani trochę przerażoną, choć wydawała się być na niego wkurzona.
– Zostanę do jutra, jeśli teraz ją wypuścisz – rzekł Harry.
– Nie, Harry – krzyknęła Ginny. – Chcę zostać z tobą.
Harry patrzył na Voldemorta.
– To moja propozycja – oświadczył. – Albo odejdę w tej chwili.
– Harry...
– Zgoda – skwitował Voldemort i natychmiast deportował się razem z Ginny.
Harry westchnął i ruszył do swojego namiotu. Czy postąpił dobrze? Nie był tego pewien. Opadłszy na krzesło przy biurku, zastanawiał się, czego jeszcze Voldemort może spróbować. Wówczas ujrzał kawałek pergaminu wystający z niedomkniętej szuflady.
Otworzył ją.
Mapa?
Harry przyglądał się jej. Wyciągnął różdżkę i przesunął nią po pergaminie.
– Identify* – powiedział.
Po chwili wszystkie małe kropki, które Harry wywołał na mapie, były oznaczone nazwiskami.
– Udało mi się – mruknął. Każdy śmierciożerca w obozie był rozpoznany, a jego położenie zidentyfikowane.
Wszystko co Harry musiał jeszcze zrobić, to znaleźć obóz. Mógłby wtedy zaprowadzić aurorów prosto do niego. Ale jak...
Możesz latać.
Zerknął na mapę. Voldemort jeszcze nie wrócił. Szybko schował pergamin do kieszeni, po czym opuścił namiot i poszedł na jego tyły. Transmutował się w sokoła i wzleciał nad drzewa. Zataczał koła, notując w pamięci punkty orientacyjne i inne tego typu szczegóły, które będzie mógł nanieść później na mapę.
Krótki, tępy ból głowy rozproszył go. Voldemort musiał wysyłać sygnał. Ból był odrobinę mniejszy w jego obecnej formie. Podobało mu się to.
Szybując ponad drzewami zauważył Voldemorta, siedzącego na krześle przy ogniu. Harry wylądował na oparciu swojego krzesła, przypatrując się Voldemortowi po drugiej stronie ogniska.
Voldemort przez chwilę wpatrywał się w niego, po czym roześmiał się.
– A więc miałem rację – stwierdził.
Harry transformował się i siedział teraz na oparciu krzesła, z nogami na siedzeniu.
– Tak, miałeś – przyznał.
– Tęskniłem za tobą, Harry.
– Tęskniłeś?
– Wiesz przecież, jaką przyjemność sprawiają mi nasze rozmowy.
– Chciałeś chyba powiedzieć, za jak zabawne je uważasz.
Voldemort zachichotał.
– Jak zawsze cyniczny. Ale jednak przyznaj, Harry; też ci ich brakowało.
Czy tak było?
– Cóż, nie brakowało mi bólu – rzekł. – Chociaż konwersacje zawsze były wyzwaniem.
Voldemort oglądał go uważnie.
– Tak, wiele cię nauczyłem.
Harry westchnął i usiadł na krześle jak należy, przebiegając ręką przez włosy.
– Nie mogę się w tym z tobą spierać – powiedział.
– Niemniej bardzo łatwo jest ciebie uczyć, Harry. Szybko przyswajasz wiedzę.
– W porównaniu do kogo?
Voldemort zaśmiał się cicho.
– Masz rację. Przedtem nie było nikogo, kogo pragnąłbym uczyć. Jednak sprawiłeś, że stało się to dla mnie łatwe.
Harry obrzucił go zirytowanym spojrzeniem.
– Ty tylko zadawałeś mi pytania albo poddawałeś mnie testom. Ja odwalałem całą robotę. To oczywiste, że było to dla ciebie łatwe.
– Czyżbyś narzekał, Harry? – spytał Voldemort ze zdziwieniem.
– Nie – sarknął. – Nie jestem aż tak głupi, by nie dostrzec jak wiele mnie nauczyłeś. – Harry westchnął ciężko i pochylił się na krześle, przebiegając obiema dłońmi przez głowę. – Chciałbym być, ale nie jestem.
Harry znów usłyszał chichot Voldemorta i zerknął na niego.
– Tak – rzekł ten. – A ministerstwo wie, że mógłbym nauczyć cię o wiele więcej i to z tego powodu próbują trzymać cię z dala ode mnie.
– To też mój wybór.
– Czyżby, Harry? A czy to nie strach zmusza cię, byś się u mnie nie zjawiał?
– Co masz na myśli?
Voldemort uśmiechnął się do niego.
– Zaciekawiony, Harry?
– Tylko pytam.
– Pamiętasz, że wystarczy abyś tylko zapytał, a ja ci odpowiem.
Harry wzniósł oczekująco brwi.
– Harry, kto się mnie obawia?
Chłopak westchnął. Więcej pytań.
– Większość czarodziejskiego świata.
Voldemort skinął.
– Dumbledore – ciągnął Harry.
– Kontynuuj.
– Syriusz.
– Strach Syriusza jest innego rodzaju. On obawia się o ciebie. Chociaż nie powinien.
– Dlaczego nie?
– Bo jesteś pod moją ochroną – wyjaśnił Voldemort. – Wiesz o tym, Harry. Więc kto się z kolei mnie nie boi?
Harry tylko patrzył na niego.
– Twoi przyjaciele się mnie nie boją. Wiedzą, że nie skrzywdzę nikogo na kim ci zależy. – Voldemort popatrzył na niego poprzez ogień. – Ty się mnie nie boisz.
– Nie bądź taki pewien.
Harry oczekiwał śmiechu, lecz Voldemort spojrzał na niego poważnie.
– Wiem, czego się obawiasz – odparł. – I to nie jestem ja. Kiedy zaakceptujesz swoje przeznaczenie, nie będziesz już bał się niczego. Tego właśnie obawia się ministerstwo.
– Nie rozumiem.
– Harry, ministerstwo trzyma cię z dala ode mnie, ponieważ mówię ci prawdę – wyjaśnił. – Mówię ci o tym, co oni próbują przed tobą zataić. Lękają się, że możesz stać się czarodziejem o wiedzy i mocy, której oni woleliby, żebyś nie miał. Mogę ci to dać.
– Może tego nie chcę.
– Dlaczego nie, Harry? Jesteś ciekawy. Zawsze przychodzisz do mnie, gdy chcesz znać prawdę. Czemu nie chciałbyś wiedzieć, co mogę ci dać?
– Ponieważ im więcej wiem, tym więcej wykorzystujesz, żeby mną manipulować.
Voldemort wyglądał na zaskoczonego.
– Kto cię tego nauczył?
– Ty – przyznał Harry.
Voldemort zachichotał.
– Więc sam widzisz, myliłeś się. To nie ministerstwo trzyma mnie z dala od ciebie, to mój wybór.
– Mimo to przyszedłeś do mnie, Harry. Jesteś tu teraz.
– Przyszedłem, żeby się upewnić, że z Ginny wszystko w porządku.
– Przecież ty i twoi przyjaciele wiecie, że nie chcę ich skrzywdzić. Wiedząc też, że ministerstwo byłoby wściekłe, przybyłeś tu i tak.
– Wiedziałeś, że przyjdę.
Voldemort kiwnął głową.
– Ale dlaczego, Harry? Potrafisz odpowiedzieć na to pytanie? Dlaczego, skoro wiedziałeś, że była bezpieczna?
Harry'ego znów zaczynała boleć głowa. Chciał tylko sprawdzić, czy nic jej się nie stało, nawet pomimo tego, że Ron i Hermiona powtarzali mu, by tego nie robił.
– Nie umiesz na to odpowiedzieć, prawda? – drążył Voldemort. – Nie chcesz po prostu tego przyznać.
Harry nie odrzekł nic. Wstał.
– Zostań ze mną, Harry.
– Nie mogę. Wiesz, że nie.
– Mogę cię zmusić.
– Wiem. Ale nie sądzę, żebyś się do tego posunął – odparł Harry.
Voldemort powstał i ruszył wzdłuż ogniska, dopóki nie znalazł się dostatecznie blisko niego. Wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy. Harry cofnął się.
– Nie Harry. Nie zrobię tego. – Szkarłatne spojrzenie Voldemorta wędrowało po twarzy Harry'ego. – Niedługo.
– Volde...
Palec Voldemorta zsunął się niżej po jego twarzy, zamykając mu usta. Harry zacisnął powieki. Kiedy znów je otworzył, Voldemort wciąż wpatrywał mu się w oczy.
– Cieszy mnie, że mój syn nie okazuje strachu. Martwi mnie jednak to, że nie mogę dotykać go, nie sprawiając mu przy tym bólu.
Harry patrzył w te czerwone oczy. Nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Jednak Voldemort oczekiwał odpowiedzi, gdyż nie puszczał go, zatapiając w nim swoje spojrzenie.
– Przykro mi – zdołał powiedzieć, czy raczej wydusić.
Voldemort podniósł drugą rękę w kierunku jego twarzy, lecz jej nie dotknął. Potem uwolnił go.
Harry upadł na ziemię.
– Bardzo dobrze, Harry.
Co za koszmar!
Usłyszał zdziwione okrzyki uczniów w pokoju wspólnym Gryffindoru. Ron i Neville pomogli mu wstać.
– W porządku, Harry? – spytał Neville.
– Taa – mruknął ten.
– Ginny wychodzi z siebie – dodał Ron. – Przestałbyś w końcu robić z siebie idiotę.
Pomogli mu dostać się do dormitorium.
– Wygląda na to, że szybko nie zerwę z tym nałogiem – odparł Harry. – I czuję się świetnie.
Zostawili go samego i Harry wślizgnął się do łóżka. Obawiał się, że odchodzi od drogi jaką sobie wyznaczył. Kiedy patrzył na Voldemorta, postrzegał go coraz mniej i mniej jako potwora, a bardziej jako nauczyciela. Czy to Voldemort się zmienił, czy też Harry zwyczajnie przegrywał tę bitwę? Na szczęście był tak wykończony, że prawie natychmiast zapadł w sen.
CZYTASZ
Harry Potter i Nieoczekiwane Dziedzictwo
FanficZapraszam na drugą część sagi ,,Harry Potter i Równowaga Sił''