Voldemort wypuścił Harry'ego gdzieś koło obozowego ogniska. Chłopak po prostu leżał tam, niezdolny do ruchu – jego ciałem wstrząsały dreszcze. Voldemort wciąż był w pobliżu. Harry mógł go wyczuć, gdy przysłuchiwał się panującemu wokół ożywieniu. Kilkoro śmierciożerców powitało swojego pana, ale Harry nie zauważył, żeby któryś z nich brzmiał na zaskoczonego z powodu zobaczenia jego bądź Harry'ego.
Wreszcie Voldemort przywołał kogoś i Harry poczuł, jak liczne ręce stawiają go na nogi. Został zabrany, zdaniem Harry'ego trochę zbyt brutalnie, biorąc pod uwagę jego obrażenia, do namiotu. Jego rany zostały opatrzone przez kogoś nie posiadającego w tej dziedzinie szczególnych umiejętności. Harry zapytał czarownicy, gdzie jest Snape, lecz ta nie chciała z nim rozmawiać.
Zrobiła jedynie dla niego co mogła i wyszła.
Kiedy Harry został sam, ocenił swoją sytuację. Jego ramiona, ręce i nogi, które wydawały się być w najgorszym stanie, pokryte były teraz jakąś przezroczystą maścią. Podźwignął się na nogi obok łóżka. Chociaż ból wywołany dotykiem Voldemorta już zelżał, skóra wciąż go szczypała i była bardzo wrażliwa na dotyk.
Pozwólcie mu, żeby spłonął na stosie. Dlaczego to gówno zawsze przytrafia się jemu? Spojrzał w dół na swoje pokryte pęcherzami dłonie. Wokół nadgarstka zobaczył zniszczony zegarek. Metal był sczerniały, a skórzany pasek wystrzępiony. Ostrożnie odłożył go i wytarł tarczę końcem koszuli. Godzina wyglądała w porządku.
Stuknął go palcem.
– Komentarz.
Pan Lunatyk ostrzegał pana Łapę, że coś takiego może się zdarzyć.
Pan Łapa pragnie przypomnieć panu Lunatykowi, że przedsięwziął zapobiegawcze środki.
Pan Glizdogon wie, że mistrz zatroszczy się o wszystko.
Harry wlepił wzrok w tarczę.
– Może tym razem coś, co byłoby pomocne? – mruknął.
Pan Rogacz myśli, że łzy feniksa mogą pomóc jego synowi.
Wezwij Rowan. Harry musiał się uśmiechnąć, kiedy wkładał zegarek do kieszeni, aby go nie zgubić. Spojrzał w kierunku wejścia, by ją zawołać i został uderzony zaklęciem, które przewróciło go na ziemię. Kiedy złapał oddech, zdał sobie sprawę, że został magicznie związany.
Jego pełen cierpienia krzyk został stłumiony przez knebel w ustach, gdy był ciągnięty ze swojego namiotu do klatki. Harry wywnioskował z takowego potraktowania, że nie jest już dłużej pupilem Voldemorta. Z tym mógłby się pogodzić, pomyślał. Położył się ostrożnie na boku, jego ciało znów drżało. Miał nadzieję, że maść zacznie wkrótce działać.
Kiedy Voldemort zbliżył się do celi, Harry udał, że jest nieprzytomny. Nie chciał, żeby go dotykał, czego ku wielkiej uldze Harry'ego nie robił, lecz stał tam, wpatrując się w niego.
Harry poczuł, jak wszystkie więzy z wyjątkiem tych na nadgarstkach znikają, ale wciąż nie przestawał symulować stanu nieświadomości.
– Wiem, że nie śpisz – odezwał się Voldemort.
Harry milczał.
– Nie jesteś ciekaw, dlaczego zamknąłem cię w klatce?
Harry nadal milczał.
– Harry, mój pupilu – powiedział Voldemort. – Mów do mnie.
Voldemort próbował go rozjuszyć i sprowokować do tego, by się odezwał. Harry nie zareagował.
– Uparty – stwierdził Voldemort, wzdychając. – Bardzo dobrze.
Harry poczuł jego odejście i rozluźnił się.
Obudził się z drgnięciem. Znów był związany i zakneblowany, miał także zawiązane oczy. Poczuł, jak Voldemort zbliża się do niego od tyłu.
– Ach, jest wzdrygnięcie – rzekł Voldemort. – Czy teraz zamierzasz ze mną porozmawiać?
Harry obrócił głowę.
– Och, mój – mruknął, podnosząc rękę. I znowu wszystkie więzy prócz tych na nadgarstkach opadły. Harry rozejrzał się, po czym z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i oparł delikatnie o kraty. – Więc chciałbyś dowiedzieć się, dlaczego jesteś w klatce?
– Zakładam, iż to dlatego, że nie jestem już twoim ulubionych pupilem.
Voldemort zachichotał.
– Nie, Harry – odparł. – Chciałbyś wyjść?
Harry obserwował, jak Voldemort leniwie bawi się w rękach różdżką. Jako że należała ona do Harry'ego, zwróciła jego uwagę.
– Na czyich warunkach? – spytał.
– Na moich warunkach.
Harry mógł zgadywać, jak owe warunki wyglądały.
– Zapomnij, Voldemort.
– Och, ależ nie mogę zapomnieć, Harry – powiedział Voldemort. Sięgnął po brodę Harry'ego i obrócił ją tak, aby mógł spoglądać w jego twarz. – Patrząc w twoją twarz wciąż przypominam sobie chwilę, gdy nazwałeś mnie ojcem.
Harry poczuł, jakby nóż zatonął w jego piersi.
– Nie nazwałem – zaprzeczył.
– Zrobiłeś to, Harry.
– Nie – rzekł stanowczo. – Powtórzyłem tylko, co Syriusz do mnie powiedział: że mojemu ojcu się udało.
– Harry, spojrzałeś mi w oczy i nazwałeś mnie ojcem.
– Nie – powiedział. Voldemort puścił jego twarz.
– Uparty.
– Więc mnie wypuść
– Och nie, Harry. Potrzebuję cię przy mnie.
– Dlaczego?
– Ponieważ strach jest olbrzymią motywacją – wyjaśnił Voldemort. – A trzymanie twojej mocy tutaj, ze mną, wprawia w wielkie przerażenie cały magiczny świat.
– Ale ty nie możesz użyć mojej mocy – odparł Harry. – Nie mogę jej kontrolować.
– Ach, mądry chłopiec. To, że mogę cię nauczyć jest tym, czego oni się obawiają.
Dlaczego on nie mógł zwyczajnie mówić po angielsku?
– Co...
– Porozmawiamy później, Harry.
– Zaczekaj.
Voldemort odwrócił się do niego.
– Coś jeszcze?
– Czy zatrzymałem cię tam wtedy przy sobie?
– Tak, Harry.
– Czy to dlatego jestem teraz zamknięty?
– Źle mnie zrozumiałeś – odparł Voldemort. – Nie mogłeś fizycznie mnie tam trzymać, choć może odtąd będziesz w stanie. Trzymałeś mnie tam, ponieważ potrzebowałeś mojej mocy, aby przekroczyć próg. Zostałem tam dla ciebie, Harry, gdyż mnie potrzebowałeś. Musiałem zaczekać, póki zaakceptujesz moją pomoc – mnie. Kiedy nazwałeś mnie ojcem...
– Nie nazwałem – przerwał Harry.
– Sam widzisz. Nie chcesz przyjąć, zaakceptować tego – powiedział. – I dlatego właśnie jesteś w klatce.
Voldemort podszedł do klatki ponownie jakiś czas po obiedzie. Nie rozwiązał nawet rąk Harry'ego do jedzenia.
– Kiedy przestaniesz być taki uparty, Harry, będziesz traktowany tak, jak na to zasługujesz – rzekł Voldemort.
Harry westchnął.
– Jeśli nie chcesz dostać odpowiedzi prosto z mostu, daj mi minutę.
Voldemort zachichotał.
– Uparty – skomentował. – Znakomicie. Dobranoc, Harry.
Harry obserwował, jak Voldemort zmierza w kierunku swojego namiotu. Kiedy znalazł się poza obszarem padania światła ogniska, Harry rozejrzał się wokół. Wyglądało na to, że cały obóz był pogrążony we śnie. Chyba rzeczywiście zamierzał pozostawić go w tej klatce. Cóż, Harry przypuszczał, że byłby w stanie się z tym pogodzić, lecz nie podejrzewał, żeby Voldemort mógłby.
Spojrzał na swoje spętane nadgarstki. Maść zadziałała, a jedynym znakiem świadczącym o tym, że Harry został poparzony, były opuchlizny na kostkach rąk. Klatka migotała w nikłym blasku ognia. Czy klatka także była magicznie zamknięta? Ogarnął go smutek. Chciał wrócić do domu.
Wtedy przypomniał sobie jak łatwo Voldemort pozbył się magicznych więzów Syriusza. Voldemort powiedział, że być może jest teraz wystarczająco silny, by fizycznie go poskromić. Może był też wystarczająco silny, by zerwać sznury Voldemorta.
Wykręcił ręce, mrucząc przeciw zaklęcie. Nic się nie wydarzyło poza tym, że liny bardziej wpiły mu się w nadgarstki. Musiała być do tego jakaś komenda – jak przy teleportacji.
Co za koszmar.
Nic. No dalej, Harry. Ponownie wykręcił ręce. Chcę wrócić do domu.
Liny pękły. Harry popatrzył na swoje ręce.
Szybko przebiegł wokół wzrokiem. W obozie wciąż panowała cisza, nikogo nie było w pobliżu. Próbował się aportować, lecz nie mógł. Ruszając do drzwi klatki, wyciągnął scyzoryk, który Syriusz podarował mu dwa lata temu i zaczął pracować nim przy zamku.
Harry spróbował tego, co raz już zadziałało. Chcę wrócić do domu.
Zamek kliknął, a drzwi stanęły otworem. Harry spoglądał na nie przez krótki moment, po czym schował scyzoryk i wyskoczył na zewnątrz.
– Bardzo dobrze, Harry.
Harry okręcił się w miejscu, a jego ręka uderzyła w bliznę, kiedy Voldemort zbliżył się szybko i chwycił jego twarz.
– Nauczyłeś się to kontrolować – powiedział Voldemort. – Jestem zadowolony.
– To był test? – zdołał powiedzieć Harry. – Czy tak?
– Oczywiście – odparł Voldemort. – Wszystkie z moich testów uczą cię czegoś, Harry. Nie zauważyłeś tego?
Harry powoli opadł na kolana.
– Nie możesz mnie tu teraz trzymać, Voldemort.
Czerwone oczy badały jego wyraz twarzy i w końcu zatrzymały się na oczach.
– Już wkrótce, Harry.
– Daj mi spokój – wyszeptał.
– Och nie, mój chłopcze – powiedział Voldemort. – Nie dam ci spokoju. Jesteś mój. Zaakceptowałeś naszą więź. Zaakceptowałeś moją moc i moją ochronę, którą otrzymałeś ponownie. Zaakceptujesz moje ojcostwo.
– Nie zrobię tego – zaprzeczył Harry.
– Wiem, Harry. Mówiłeś to już wcześniej, ale jesteś po prostu uparty – rzekł. – To tylko kwestia czasu.
Voldemort puścił go i cofnął się dwa kroki. Harry zerknął na niego.
– Nie mogę cię teraz tu trzymać, Harry, ale wciąż mamy kontrakt.
Jak on mógł o tym zapomnieć? Opuścił wzrok i skinął głową. Uwolnił się z więzów Voldemorta i wydostał z tej klatki tylko po to, by przypomnieć mu o jego kontrakcie z czarnoksiężnikiem.
Harry dostawał mdłości na myśl o testach Voldemorta.
– Czy mogę iść teraz do domu, Voldemort?
– Uparty – rzekł Voldemort nie bez zniecierpliwienia. – Ale tak, Harry. Możesz opuścić waszą wysokość.
Harry nie spojrzał w górę, by zobaczyć, czy Voldemort uśmiechnął się przy tym. Z koszmarną myślą, aportował się z powrotem do La Casa Black.
CZYTASZ
Harry Potter i Nieoczekiwane Dziedzictwo
FanficZapraszam na drugą część sagi ,,Harry Potter i Równowaga Sił''