Harry siedział na swoim małym dziecięcym łóżku, opierając się o ścianę i obejmując ramionami kolana. Drżał pod wpływem szoku i przerażenia, mając nadzieję, że ten dom jest wciąż zabezpieczony przed Voldemortem. Do tej pory był. Modlił się, żeby Dursleyowie go stąd nie wykopali.
Nasłuchiwał przez chwilę jakiś odgłosów. Ktoś chodził się po kuchni.
Harry podskoczył, kiedy drzwi do schowka otworzyły się nagle.
– Harry?
To była ciotka Petunia. Harry natychmiast zaczął błagać:
– Proszę ciociu, nie odsyłaj mnie z powrotem. Pozwól mi zostać. Przysięgam, że będę tutaj siedział. Nie będę wiele jadł. I obiecuję, że nie będę używał żadnej magii. Tylko proszę, nie... – Harry nie był w stanie dokończyć.
Ciotka Petunia patrzyła na niego z mieszaniną zaskoczenia i zmartwienia. Zrobiła krok do środka.
– Co oni ci zrobili?
– Oni... – próbował coś wydusić ponownie, ale nie był w stanie powiedzieć, że oni już go nie potrzebowali. – Voldemort... – Znów się zaciął. Nie mógł też przyznać, że Voldemort rozdziera go od środka swoimi manipulacjami.
Ciotka Petunia usiadła na łóżku obok Harry'ego, patrząc na niego.
– A więc to znowu on – stwierdziła.
Harry spojrzał na nią i poczuł, że zaczynają go piec oczy.
– Nie odsyłaj mnie z powrotem – prosił cicho, czując, jak pojedyncza łza biegnie mu przez policzek.
Wtem jego ciocia zrobiła coś, czego nie robiła nigdy wcześniej. Wzięła Harry'ego w ramiona i przycisnęła go do swojej piersi.
– Och, Harry. Nigdzie cię nie odeślę. Jesteś tutaj bezpieczny.
Harry siedział przytulony do niej, oddychając ciężko, by nie stracić panowania nad emocjami.
Ciotka Petunia postawiła go na nogi, wciąż z ręką wokół jego ramienia i wyprowadziła go z pomieszczenia do kuchni.
– Nigdy nie chciałam, żebyś szedł do tej szkoły – wyznała. – Wiedziałam, że coś strasznego się wydarzy. Biedna Lily dostałaby zawału, gdyby się dowiedziała przez co przeszedłeś.
Petunia pchnęła go na krzesło.
– Siedź tu, Harry. Przyniosę coś do jedzenia. – Zaczęła krzątać się po kuchni. – Więc to tak Syriusz się o ciebie troszczy – mruknęła.
– Syriusz mnie kocha – zaoponował. – Ale nie może mi pomóc.
– Oczywiście, że cię kocha, podobnie jak ja. A ja mogę ci pomóc.
Powiedziała to tak zdawkowo, że Harry nieomalże to przegapił. Zabrzmiało to tak, jakby mówiła to cały czas.
– Ty... ale ty mnie przecież nienawidzisz.
Petunia obróciła ku niemu smutny wzrok.
– Nie mogłabym nienawidzić syna mojej siostry, Harry. Tak jak Syriusz nigdy nie zdradziłby swojego najlepszego przyjaciela.
– Ale...
Petunia postawiła przed nim kanapkę oraz mleko i usiadła obok niego. Objęła jedną z jego dłoni i spojrzała mu w oczy.
Bardzo dziwne emocje odbijały się na jej obliczu. Wtem zniknęły, zastąpione przez surowość.
– Jedz swoją kanapkę, Harry. – Wstała i kontynuowała wędrówkę wokół kuchni, doprowadzając ją do równie nieskazitelnego stanu jak zawsze.
Harry przyglądał się jej. Pamiętał łzy, które, jak mu się wydawało, widział w jej oczach, kiedy opuszczał dom razem z Syriuszem. Oczywiście, że cię kocha, podobnie jak ja.
– To część ochrony, prawda? – spytał Harry. Pamiętał także, co mówił Syriusz. Musiałeś wierzyć, że cię nienawidzą.
– Traktowałaś mnie w ten sposób przez te wszystkie lata, żeby Voldemort nie mógł mnie znaleźć?
Petunia pochyliła się nad blatem i zawiesiła głowę.
– Harry, nie mów nic więcej – powiedziała. Nagle zmieniła temat. – Kiedy Vernon wróci do domu i cię zobaczy, jestem pewna, że dostanie szału.
Ale nie brzmiała tak groźnie, jak zazwyczaj.
– Nie dostanie, tak? – odparł. – Nie nienawidzicie mnie. Chroniliście mnie. Odkąd zacząłem chodzić do Hogwartu, traktowaliście mnie gorzej. Dlaczego?
Petunia westchnęła.
– Harry, po prostu jedz.
– Wszyscy myśleli, że niebezpieczeństwo było większe. Czy nie tak? Im większe było zagrożenie, tym gorzej mnie traktowaliście.
– Harry...
– Nie – przerwał. – Teraz wiem. Rozumiem. – Harry wstał i podszedł do ciotki. Obróciła się do niego. – Nie nienawidzisz mnie – powtórzył.
Petunia załamała się i zaczęła płakać.
– Tak mi przykro, Harry. Nie miałam wyboru.
Harry uścisnął ją.
– Rozumiem, ciociu Petunio – odrzekł. – Znam już prawdę i...
Ból eksplodował w jego głowie.
– I teraz zaklęcie jest złamane – dokończył Voldemort.
Petunia wyskoczyła przed Harry'ego.
– Wynoś się – rozkazała.
Voldemort zachichotał. Ruszył w ich kierunku.
– Odsuń się, ty głupia dziewczyno – rzekł.
Odsuń się, ty głupia dziewczyno.
Voldemort powiedział to wcześniej do jego matki, zanim...
Harry okrążył swoją ciotkę.
Czarnoksiężnik chwycił jego twarz.
– Nie możesz przede mną uciec, Harry – oświadczył. – Teraz nie ma żadnego miejsca na świecie, gdzie mógłbyś się przede mną schować.
Petunia patrzyła z przerażeniem, jak Harry usuwa się na kolana.
– Puść go – powiedziała.
Voldemort spojrzał na nią.
– Och nie, Petunio. Nikt nie chce biednego Harry'ego oprócz mnie. Pójdzie ze mną. – Skierował wzrok ku Harry'emu.
– Nie pozwolę ci go zabrać.
Voldemort roześmiał się, patrząc w oczy Harry'emu.
– Odważna – orzekł.
Ale Harry widział, co nadchodzi. Jego ciotka nie była chroniona przez kontrakt.
– Nie pozwolę nikomu więcej zginąć przeze mnie – rzekł cicho Harry.
– Zaakceptuję to – odparł Voldemort. Pociągnął Harry'ego na nogi.
Chłopak wrzasnął, kiedy mężczyzna owinął ramię wokół jego torsu. Kolejny rozdzierający krzyk wyrwał się z jego piersi, gdy dłoń Voldemorta sięgnęła jego blizny.
– Czy musiałeś dotykać jego bliznę, Voldemort?
– Tak, Syriuszu – odrzekł ten. – Musiałem. To nowe obozowisko. Musiałem być pewien, że Harry jest skoncentrowany, żebym mógł aportować się razem z nim.
– Chciałbym, żeby się obudził – westchnął Syriusz. – Proszę, nie dotykaj go – dodał, zaniepokojony.
– Nic nie poczuje.
– Skąd wiesz?
Harry poczuł dotyk na swoim policzku. Nie czuł jednak bólu. Nie mógł otworzyć oczu. Nie mógł się poruszyć.
Harry otworzył oczy i czekał, aż obraz sypialni nabierze ostrości. Był sam, za co był wdzięczny, gdyż całe ciało piekło go jak diabli. Z olbrzymim wysiłkiem i wielką ostrożnością ruszył powoli do łazienki. Każdy jego mięsień krzyczał w proteście.
Przekręcił zwór, by puścić gorącą wodę.
Rowan, pomyślał.
Odwrócił się w stronę drzwi i zawołał ją. Przyglądał się, jak wanna się napełnia, czekając na nią.
– Rowan – zawołał Harry ponownie, cichym i zachrypniętym głosem. Nigdy nie musiał wzywać jej więcej niż jeden raz.
Kiedy wanna była już pełna, położył się w niej ostrożnie, opierając głowę o zwinięty ręcznik. Zamknął oczy i wezwał Rowan znowu. Nie zjawiła się.
Czy ona także go opuściła? Czy Harry nie mógł już liczyć na nikogo? Czy Voldemort miał rację? Nikt go nie chciał – poza Voldemortem. A teraz nie było już miejsca, gdzie mógłby się ukryć.
Leżał w wannie czekając, aż ciepła woda przyniesie ulgę jego zbolałemu ciału.
– HARRY!
To Syriusz krzyczał z sypialni. Harry osłonił rękami uszy, by zablokować hałas.
– Proszę cię , nie wrzeszcz, Syriuszu – powiedział, ale jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu.
Walenie w drzwi, które wcześniej Harry zamknął, również wiele nie pomagało.
– Harry, jesteś w środku? – spytał Syriusz. – Wszystko w porządku? Proszę, odpowiedz mi, Harry. Wyłamię drzwi, jeśli będę musiał.
Harry przycisnął ręce mocniej do głowy, żeby uciszyć ten hałas.
– Syriuszu. – Harry usłyszał głos Voldemorta, który był zdecydowanie cichszy. – Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że twoje krzyki sprawiają mu ból, tak, że nie może odpowiedzieć?
Harry dotknął blizny. Voldemort.
– Sam widzisz. Miałem rację. Harry, czy wszystko w porządku? Po prostu zasygnalizuj znowu, jeśli tak.
Zrobił to.
– Czy chciałbyś być sam?
Zasygnalizował, żeby powiedzieć „tak".
– Bardzo dobrze, Harry – rzekł Voldemort. – Zawołaj mnie, jeśli będziesz potrzebował pomocy.
Harry odprężył się, kiedy usłyszał, że odchodzą. Chciał wiedzieć, co się dzieje, ale nie chciał też o tym myśleć.
Chciał, żeby Rowan uleczyła śpiewem cały jego ból.
Chciał pojechać do Bułgarii.
Nie chciał być Harrym Potterem.
Obudził się z wzdrygnięciem. Wciąż leżał w wannie. Woda ochłodła. Powoli i ostrożnie wyszedł. Jak zdołał się wysuszyć, nałożyć spodnie i przy tym nie zemdleć, tego nie był pewien.
Musiał się położyć. Podpierając się ścian, aby nie upaść, dotarł do swojej sypialni.
Syriusz wstał pospiesznie z krzesła i ruszył w jego kierunku.
Harry podniósł rękę.
– Proszę, nie dotykaj mnie – rzekł prawie niesłyszalnie. – Nie sądzę, żebym mógł to znieść.
– Harry? – Syriusz wyglądał na przerażonego.
– Nie ciebie, Syriuszu. Ból.
– Jest aż tak źle?
– Tak – odparł, siadając delikatnie na łóżku.
– Wezwij Rowan.
– Wzywałem. Trzy razy. Nie przybyła – odparł chrapliwie.
– Cóż, twój głos jest tak schrypnięty i cichy, więc może cię nie słyszała.
Harry powoli oparł głowę na poduszkę.
– Usłyszałaby, Syriuszu. Wie, kiedy ją wzywam. Kiedy jej potrzebuję. – Głos mu się załamał.
– Ona też mnie opuściła.
– Nie zrobiłaby tego – sprzeciwił się Syriusz, patrząc na niego z góry. – Wezwij ją jeszcze raz.
Harry zamknął oczy.
– Nie mam siły.
Ból Harry'ego wzrósł i podniósł rękę do głowy.
– Powiedz mu, żeby przestał – wychrypiał.
– Voldemort, nie podchodź bliżej – zażądał Syriusz.
– Gdzie jest Rowan? – spytał Voldemort.
– Nie przybędzie – odparł Harry.
– Harry, nie jesteś sam – powiedział Voldemort. – Syriusz jest tutaj. Ja jestem tutaj.
– Jestem sam.
– Nie, Harry – odrzekł Syriusz.
– Tak. – chłopak poczuł, jak Syriusz pochyla się nad nim, żeby móc go usłyszeć. – Nie chcę dołączył do Voldemorta, ale nie mogę go pokonać. Dursleyowie mnie nie nienawidzą, ale nie mogą mnie dłużej chronić. Ty mnie kochasz, ale nie możesz mi pomóc. Wszyscy znają prawdę, ale chcą mnie zamknąć. A moi przyjaciele – Harry urwał w pół zdania. – Gdzie są moi przyjaciele?
Zdawało mu się, że coś ciężkiego przygniatało jego pierś.
– Harry...
– Voldemort, przestań – zawołał Syriusz. – Proszę, nie podchodź już bliżej.
– Harry, jeśli chcesz tu swoich przyjaciół, mogę ich sprowadzić.
Był zbyt słaby, żeby odpowiedzieć.
Obudził się w ciszy. Ból nie był zbyt wielki, więc Harry zmienił pozycję z cichym jękiem. Usłyszał szuranie.
– Kto tu jest?
– Och, Harry!
To był głos Hermiony.
Odwrócił głowę i zobaczył dwójkę przyjaciół odrzucających jego pelerynę. Voldemort przyprowadził ich tutaj, tak jak obiecał.
– Co tutaj robicie? – Głos Harry'ego wciąż przypominał cichy zgrzyt, lecz był silniejszy.
– A jak, do diabła, myślisz? – odrzekł Ron. – Jest środek nocy. Sądzisz, że dostaliśmy pozwolenie na odwiedziny? Musieliśmy włamać się do La Casa Black, ukraść pelerynę i zakraść się tu.
– Trzymali was z daleka ode mnie?
– Tak – przyznała Hermiona. – Co więcej, uwięzili Rowan. Zaczyna już wariować.
Rowan w klatce? Harry zamknął na chwilę oczy.
– Wyglądasz okropnie – stwierdził Ron.
– Czuję się gorzej, niż na to wygląda – odparł Harry szczerze. – Myślałem, że wy dwoje, no wiecie...
– Och, Ron, mówiłam ci, że będzie tak myślał – zawołała Hermiona. – Harry, nigdy cię nie opuścimy.
Ron przyłożył dłoń do jej ust.
– Ciii. Ktoś nadchodzi.
Harry zobaczył, jak znikają pod peleryną. Zamknął oczy.
Poczuł, jak Voldemort wchodzi do środka. Nie zatrzymał się, dopóki Harry nie wrzasnął, cofając się pod ścianę.
– Wciąż bardzo cierpisz – powiedział Voldemort.
– Chcesz czegoś? – wychrypiał.
– Z kim rozmawiałeś?
– Ja...
– Nie kłam, Harry. Wiesz, że zawsze się zorientuję – przerwał mu Voldemort. – Ron i Hermiona przyszli, tak?
Harry tylko patrzał na niego.
– Czy to cię nie cieszy?
– To ty...
– To nie ja. – Voldemort starał się chyba powstrzymać go przed mówieniem, oszczędzając jego siły. – Ukrywali więcej, niż myślałem, że wiedzą. Jeżeli zrobiliby to dla ciebie, byłbym pod wrażeniem.
Harry nie powiedział na to nic.
Voldemort kiwnął głową.
– Mówiłem ci to już wcześniej. Masz lojalnych i odważnych przyjaciół, Harry. Nie opuściliby cię. Są tutaj mile widziani. Mogą zostać. Wiedzą, że są pod moją ochroną, dzięki naszemu kontraktowi.
– Myślisz, że...
– Czy jeszcze tu są? – spytał Voldemort. – Czyż nie ukrywają się pod peleryną-niewidką?
Harry przymknął oczy. On wie wszystko.
Ron wybrał ten moment, żeby odrzucić pelerynę.
– Co mu znów zrobiłeś? – zapytał Ron wściekle. – Co jest z nim nie tak?
Voldemort nie wyglądał na zaskoczonego ich widokiem – prawdę mówiąc, wyglądał na zadowolonego.
– Ból, spowodowany moim dotykiem, plus magiczne więzi rosnące w siłę... Ponadto, Harry staje się starszy. Dlatego powrót do zdrowia zajmuje mu więcej czasu, niż wcześniej.
– Więc czemu nie trzymasz rąk z daleka od niego? – rzucił Ron z gniewem.
Voldemort roześmiał się cicho, siadając w fotelu.
– Ron, musiałem być pewien, że będzie na mnie skupiony, żebym mógł sprowadzić go tutaj.
– Nie przybył tutaj?
– Nie, Ron. To nowy obóz. Nie widziałby, gdzie go znaleźć.
– Więc gdzie...
– Próbował uciec – wszedł mu w słowo Voldemort. – Ale teraz wie, że nie ma już miejsca, w którym nie mógłbym go znaleźć.
Ron spojrzał na Harry'ego.
– Dokąd się udałeś?
– Do Dursleyów – odparł Voldemort. – Ale nie jest tam już bezpieczny.
– Jak oni się tu dostali? – zdołał wychrypieć Harry. Bliskość czarnoksiężnika go wycieńczała.
– Aportowaliśmy się do ciebie, Harry – odparła Hermiona.
– Jak...
– Harry – przerwał mu Voldemort. – Tak, obozowisko jest niedostępne do wszystkich, z wyjątkiem moich śmierciożerców, ale wiedziałem, że Ron i Hermiona w końcu mogą znaleźć sposób, by cię odwiedzić, więc przyzwoliłem także i na ich wstęp.
Harry kiwnął głową, by okazać zrozumienie, choć nie podobała się wiedza, że Voldemort zawsze wie, o co chce go poprosić. Obrócił się do Rona.
– Co się tam zdarzyło?
Ron pochylił się nad nim. Jego głos był bardzo słaby.
– Co, Harry?
Harry odetchnął głęboko i zmrużył oczy.
– Przypuszczam, że Harry chciałby się dowiedzieć, co się dzieje – rzekł Voldemort.
Harry skinął.
Ron spojrzał z wahaniem na Voldemorta.
– W porządku, Ron. – powiedział. – I tak się dowiem.
Harry znów kiwnął głową.
Ron przysunął krzesło bliżej łóżka. Hermiona stała za nim, z oczami wypełnionymi łzami.
– Cóż – zaczął Ron. – Mój tata i Remus Lupin przygotowują materiał na apelację, ale to nie wyglądało zbyt dobrze... kiedy uwolniłeś się z tamtych kajdanek.
– To była manifestacja mocy Harry'ego, Ron – oznajmił Voldemort. – Oraz jego honoru.
Ron rzucił na niego okiem.
– Zostawmy to. – Spojrzał z powrotem na Harry'ego. – Nie wyglądało też dobrze, kiedy śmierciożercy chwycili Syriusza i deportowali się z nim.
Harry obrócił głowę ku Voldemortowi.
– Naturalnie, że musiałem zabrać Syriusza – wytłumaczył. – Chciał być pewien, że Harry jest cały. Może odejść w każdej chwili, ale nie sądzę, żeby opuścił Harry'ego w stanie, w jakim obecnie on się znajduje.
– Powiedzmy, że tak było – odrzekł Ron. – Przynajmniej wiemy teraz, że próbowałeś uciec, a nie iść z Voldemortem. Mój tata może to wykorzystać.
– Lordzie Voldemort – rzekła Hermiona.
– Tak, Hermiono?
– Twoje przemówienie w sali sądowej.
– Co w związku z nim?
– Cóż, wywołało prawdziwe poruszenie.
Voldemort zachichotał.
– Mam smykałkę do odgrywania przedstawień – odparł. – Prawda, Harry?
Harry zamknął jedynie oczy.
– Miałam na myśli, że to wszystko miało sens.
– A czemuż nie miałoby mieć?
– No, czy to wszystko to była prawda?
– Moja droga dziewczyno – rzekł Voldemort. – Nie mam wielkiego pożytku z kłamstw, Harry może to przyznać. Uznałem prawdę za o wiele bardziej satysfakcjonującą.
Harry ponownie zamknął oczy. Ból był silny i czuł, że nie wytrzyma już długo przytomny.
– Sądzę, że Harry jest już na skraju wyczerpania, więc teraz wyjdę – powiedział Voldemort. Popatrzał na Rona. – Czy wasza dwójka zostaje?
– Nie, musimy wracać – odparła Hermiona nieco panicznie. – Jeśli się dowiedzą...
– Harry – odezwał się Ron, jednak Harry nie mógł odwrócić w jego stronę głowy. Ron okrążył łóżko i nachylił się nad nim. – Mogę pożyczyć pelerynę, żebyśmy mogli wrócić? – Ron chyba zrozumiał problem Harry'ego. – Mrugnij, jeśli mogę.
Harry zdołał mrugnąć.
– Bardzo dobrze – rzekł Voldemort. – Dobrej nocy, Harry.
Gdy Voldemort wyszedł, spora część bólu także opuściła Harry'ego. Spojrzał na Rona, który wciąż się nad nim pochylał.
– Po prostu nie poddawaj się, Harry – powiedział Ron poważnie. – Jesteśmy z tobą. Wyciągniemy cię z tego.
– Nie pozwolimy ci się załamać, Harry – dodała Hermiona, wciąż brzmiąc nieco płaczliwie.
Harry wpatrywał się twardo w Rona, próbując wyrazić swoją wdzięczność.
– Dzięki. – To było wszystko, co Harry zdołał powiedzieć cichym, schrypniętym głosem, aczkolwiek ten wysiłek pchnął go z powrotem w ciemność.
CZYTASZ
Harry Potter i Nieoczekiwane Dziedzictwo
FanfictionZapraszam na drugą część sagi ,,Harry Potter i Równowaga Sił''