Chciałoby się powiedzieć, że po każdym deszczu przychodzi słońce i to właśnie taki piękny poranek miałby przywitać Dabiego, ale niestety nie tym razem. Ze snu wyrwał go ziąb, kiedy znaczna część kołdry ponownie zsunęła się z łóżka. Niezadowolony młodzieniec mruknął coś po nosem i ręką z powrotem naciągnął na siebie okrycie, ale wtedy z kolei coś innego nie dało mu spokoju. Spał na skraju, mimo że druga połowa łóżka była pusta.
Chłopak najpierw uchylił jedno oko, gdyż nieśpieszno mu było nabrać przekonania o tym, co już podejrzewał. I tak jak myślał, nie ujrzał nic nadzwyczajnego, nic wybijającego się spoza nudnej normy, a przecież był pewny, że zasypiając, przytulał do siebie Tomurę.
Dabi podniósł się do siadu i rozejrzał jeszcze nie do końca rozbudzonym wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystko leżało tak, jak to zostawił, zero śladów tego małego upierdliwego dzieciaka, co było raczej nieprzyjemnym zaskoczeniem, bo dałby sobie rękę uciąć, że to nie było zwykłym snem, a działo się naprawdę. Shigaraki przyszedł do niego wczorajszej nocy, bo dręczyły go koszmary i zapytał się, czy może z nim spać.
Mężczyzna niechętnie zwlókł się z łóżka i zerknął przy tym kątem oka na zegarek stojący na szafce nocnej. Lekko po siódmej (choć pogoda za oknem wskazywała raczej na coś między czwartą a piątą), na szczęście się nie spóźni.
Zabrał z krzesła ubrania (wczorajszą koszulę i spodnie garniturowe), po czym udał się do łazienki, żeby ogarnąć się do zejścia na dół. Może Tomura zawsze szybko wstawał? Dabi nigdy go o to nie zapytał, więc na razie, to wydawało się najlepszym wytłumaczeniem jego nieobecności.
Tak więc chłopak ogarnął się i punktualnie o ósmej wyszedł ze swojego lokum w samą porę, aby spotkać na korytarzu Kurogiriego.
— Dobrze, że już jesteś. Chodź na dół — polecił rzeczowo i sam zaczął schodzić po schodach, nie oglądając się za siebie. Dabiemu zajęło chwilę otrząśnięcie się z zaskoczenia. Nie spodziewał się jakiegoś zadania o tak wczesnej (mimo wszystko) porze, a z drugiej strony poczuł ulgę, bo może to właśnie przez to Tomura zniknął?
Posłusznie zszedł na parter, akurat, żeby zobaczyć, jak Shigaraki wkładał na swoje ramiona ciemny, skórzany płaszcz. Już chciał do niego podejść, żeby się przywitać czy coś, ale to Shigaraki odezwał się pierwszy, jednak nawet nie raczył zawiesić swojego spojrzenia na brunecie.
— On niech zostanie — mruknął, kończąc wiązać buty.
— Ale szefie... — zaczął Kurogiri, nie wiedząc do końca, o co chodzi.
— Nie chcę, aby jechał ze mną — dodał stanowczo Tomura i wtedy reszta nadziei, że może chodzi o to, aby Dabi był bezpieczny, prysła. Coś było ewidentnie nie tak, jak powinno i starszy ochroniarz również to zauważył. Stanął teraz centralnie przed szefem, który dotychczas lekko zakłopotany wodził wzrokiem po podłodze, aby przypadkiem nie spojrzeć na zdezorientowanego Dabiego.
— Tomura, wiesz, że ktoś chce cię porwać. Bezpieczniej będzie, jeśli pojedzie nas więcej — oznajmił spokojnie Kurogiri, zerkając kątem oka na bruneta, jakby chciał wyczytać z niego, co się stało.
— On będzie tylko przeszkadzać — mruknął Tomura, wymijając starszego.
— Nie będę. Obiecuję, że się wykażę — powiedział stanowczo Dabi, uważnie wpatrując się w niebiesko-włosego chłopaka, ale ten się nie odwrócił, aby na niego spojrzeć. Jedynie westchnął ciężko i wyszedł z domu, nie racząc nikogo żadnym słowem zgody, bądź sprzeciwu.
Z kolei Kurogiri rzucił jeszcze okiem na bruneta, nie będąc do końca pewnym, o co w tym wszystkim chodzi, ale ostatecznie uznał, że to nie najlepszy czas na wyjaśnienia. Poza tym Tomura miewał swoje humorki i on będąc z nim tak długo, wiedział o tym jak nikt inny, dlatego wyszedł za szefem, nakazując Dabiemu gestem dłoni, aby ten poszedł w jego ślady.
CZYTASZ
Sprzedany || Shigadabi
FanfictionKiedy żyje się w świecie, gdzie nawet najbliżsi mogą się ciebie pozbyć za kilka groszy, naprawdę ciężko jest zaufać drugiemu człowiekowi. Szczególnie obcemu. Szczególnie jeśli chodzi na aukcje niewolnikami. Szczególnie jeśli kupuje żywy towar. I już...