①⑤

1K 97 91
                                    

I tak jak wewnętrznie roztrzęsiony Tomura przez całą drogę do domu  (którą odbył jedynie z Kurogirim, bo Dabi gdzieś zniknął) starał się być na zewnątrz niewzruszony, tak kiedy tylko zamknął się w łazience swojego pokoju, nie był w stanie już dłużej tego wszystkiego wytrzymać.

Zapewne gdyby nie fakt, że Tomura Shigaraki nie płakał (bo kiedyś robił to zbyt często) teraz, siedząc na zimnych łazienkowych kafelkach, mógłby dusić się własnymi łzami. A tak naprawdę nie miał powodu, przecież specjalnie spławił Dabiego, specjalnie powiedział mu kilka przykrych rzeczy, więc czemu teraz czuł się tak podle?

Nie mogąc już zaczerpnąć oddechu, trzęsącymi się rękoma z trudem wygrał walkę z porządnie zawiązanym krawatem, a potem poodpinał guziki koszuli, które znajdowały się najbliżej szyi, ale to wcale nie pomogło. Doskonale wiedział, że musiał coś zrobić z tym całym napięciem, jeśli miał nie zwariować i pod takim pretekstem ponownie dał złamać się swojemu obrzydliwemu nawykowi. I tym razem (po długiej przerwie) rozdrapywał skórę tak długo, aż palce nie zostały oblepione krwią i zerwanym naskórkiem, a cała szyja nie była pokryta nieprzyjemną lepką i zarazem wilgotną warstwą z powodu świeżych ran, osocza, kilku rozdrapanych strupów i krwi.

A potem był już zmęczony tym wszystkim, swoim całym życiem, bo właśnie odepchnął od siebie jedyną namiastkę szczęścia, jaka mu pozostała. Mimo że tłumaczył sobie, że to dla dobra Dabiego, to i tak bolało, świadomość, że wszystko musiało się skończyć, zanim się zaczęło była zdecydowanie bardziej dotkliwa niż ból promieniujący z uszkodzonej skóry.

Chłopak podkulił nogi do klatki piersiowej i zrezygnowany oparł na kolanach swoje czoło. Może siedzenie tak tutaj do śmierci to wcale nie taki zły pomysł?

***

Rozgoryczony Dabi wyszedł z klubu, ale wcześniej kupił sobie kilka świeżo skręconych blatów od jednego ze "ściennych handlarzy". W końcu od czegoś miał wypłatę, prawda?

Potem już samemu, na pieszo ruszył w kierunku rezydencji. Nie zamierzał widzieć się w najbliższym czasie z Tomurą, a już na pewno nie siedzieć z nim w jednym samochodzie pod czujnym okiem zaniepokojonego Kurogiriego.

Młodzieniec uśmiechnął się pod nosem, drwiąc przy tym ze swojej naiwności. Naprawdę myślał, że coś może z tego wyjść? Zdrowy rozsądek opuścił go do reszty? Teraz po prostu będzie żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło, jakby Shigaraki nigdy nie wkradł się do jego serca.

Jednak kiedy tylko zauważył pierwsze zarysy pokaźnego budynku, w którym to przyszło mu mieszkać, spękał i zawrócił, uznając pobliski park (o ironio ten sam, gdzie wczorajszego wieczora chodził z Tomurą) za lepsze miejsce do spędzenia wolnego czasu, a może nawet i na nocleg.

Rozsiadł się na jednej z ławek, a potem szybko rozerwał małą plastikową torebkę ze swoimi zakupami, skąd wyjął jednego blanta. Tym razem na szczęście miał przy sobie zapalniczkę, więc już chwilę później odchylił luźno swoją głowę do tyłu i zamknął oczy, delektując się nowym smakiem. Jeszcze lepszym niż z papierosów.

— A kogo my tu mamy? — Mężczyzna wzdrygnął się, kiedy usłyszał czyjś głos tuż obok siebie, ale jako, że rozpoznał w nim znajomą barwę, nie przejął się tym za bardzo. Nie miał na to głowy, chciał, żeby już nic go nie obchodziło.

— A ty tutaj czego, hm? — zapytał, zaciągając się narkotykiem. Dziewczyna zaśmiała się, a potem wskoczyła na ławkę i usiadła po turecku tuż obok niego.

— Gdybyś mnie słuchał, to byś wiedział, że często tutaj przychodzę — fuknęła, choć Dabi doskonale wiedział, że nie jest na niego zła.

— Słucham cię, tylko paplasz tak dużo, że nie mogę zapamiętać wszystkich informacji — odparł, otwierając jedno oko, żeby móc spojrzeć na Togę, ta tylko uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową z politowaniem.

Sprzedany || ShigadabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz