Liczba słów: 2453
Słońce prażyło chłopaka w plecy, gdy ten zrywał jagody dla swojej matki, która później z owoców planuje zrobić dżem. Wiatr szeleścił liście drzew, a z oddali było słychać ćwierkanie ptaków lub ruchy wiewiórek biegających po gałęziach. Woda z niewielkiego strumyka powolutku spływała, wywołując lekki chłód w powietrzu. Thoma nucił nieprzejmująco pod nosem melodyjkę, lecz po chwili zatrzymał się i ucichł. Zamknął mocno oczy, potrząsając głowę oraz zganiając się w myślach. Mimo że minęło od jego wyjazdu niecały miesiąc, wciąż w pamięci miał Inazume.
Chciał zapomnieć, lecz w kraju zza oceanem mieszkał od kilku lat. Nadal pamiętał zapach unoszących kwiatów wiśni, które właśnie teraz kwitły, czy szczekanie Taroumaru. Z Ayaką chodzili do lokalu kosztować nowych gatunków herbat, kiedy głaskał psa siedzącego na jego kolanach. Był znany w Inazumie, więc zawsze jak się zjawiał na ulicach, każdy go z uśmiechem na twarzy witał. Lubił spacerować oraz chłonąć klimat kraju. Nie mógł na nic narzekać, ponieważ klan Kamisato go z otwartymi rękami przyjął i mógł nazywać ich rodziną, lecz... niestety romans z komisarzem nie był dobrym pomysłem.
To wciąż boli.
Thoma westchnął, odstawiając koszyk w połowie wypełnionym owocami, a następnie zasiadł na pobliskie skale. Wziął głęboki oddech. Nie pozwoli na kolejne załamanie. Jest teraz w Mondstand, a Inazuma to skończony temat. Nie może myśleć o żadnych błękitnych włosach, powściągliwych oczach lub o tym pieprzyku przy ustach, który chciałby ponownie pocałować. A może o dłoniach tkwiących w jego włosach, gdy leżeli wspólnie w łóżku i wsłuchiwał się w przyjemny głos kochanka? Nawet przekleństwa czy narzekania brzmiały u niego poetycko.
— Kurwa — sapnął zachrypniętym głosem, kiedy zbierało się mu na łzy. — Nie mogę codziennie płakać za nim.
Blondyn przez ostatni czas był wrakiem człowieka. Wrócił do Mondstand, przywitał się z matką oraz rodzeństwem i udawał, że jest w porządku. Starał się każdy dzień przetrwać, pomagając rodzinie w pracach, ale i tak wieczorami w poduszkę szlochał. Jego rodzicielka wiedziała, że było coś na rzeczy, ponieważ syn niespodziewanie powrócił, lecz udawała, że nie widziała co ranek opuchniętych oczu czy zaschniętych łez. Przez prawie zerowy kontakt od kilku lat, nie czuła się tak bliska swojego dziecka, aby mogła dopytywać, czemu odszedł z Inazumy.
Thomie również się wydawało, że jest intruzem w domu. Brakowało mu dmuchawców w powietrzu i wolnych dolin, ale w myślach nadal przebywał w Inazumie. Rzucił wszystko, żeby tylko jak najdalej uciec od kochanka oraz nie cierpieć, mimo że teraz było gorzej niż wcześniej. Codziennie w głowie pojawiało się milion scenariuszy, co mogłoby się stać, gdyby został, jak wyglądałoby wesele czy wyobrażenie komisarza przed ołtarzem. Przed ołtarzem z osobą, która nie jest Thomą. A to bolało najbardziej. Ukrycie prawdy. Nigdy nie mieli sekretów przed sobą, a on wiedział, że użytkownik pyro zawsze go poprze. Nawet jeśli chodziłoby o małżeństwo.
Blondyn wypuścił wolno powietrze, otwierając piekące oczy. Uspokoił się na tyle, że jeszcze teraz nie zapłacze. Przynajmniej tyle dobrego. Powinien zając się swoim zadaniem, niż rozpamiętując swoją beznadziejną przeszłość.
— Thoma! — Usłyszał dziecięcy głos.
Chłopak obrócił się w stronę dźwięków tupania, kiedy ujrzał dwójkę młodszych sąsiadów z naprzeciwka. Przykleił sztuczny uśmiech, aby ich nie odstraszyć od siebie.
— Co się stało, Sam i Marie? — zapytał zainteresowany. — Nie powinniście tu przebywać. Hilichurle się kręcą w okolicy.
— Ktoś przyjechał do twojego domu i pytał o ciebie — odpowiedział migiem brązowowłosy chłopak. — Ta osoba nie wygląda, jakby była z Mondstand. Ma takie piękne niebieskie włosy! Czy on jest z Inazumy? Oni tam mają naturalnie niebieskie włosy?