- Część 15 -

255 14 1
                                    

Z samego rana do pokoju Clementine oraz Tobiasa, wbiegł zdenerwowany Eric.

Rudowłosa podniosła się zaspana, a jednocześnie zdezorientowana zachowaniem mężczyzny, który nerwowo rozglądał się wzrokiem po pomieszczeniu.

Dopiero po chwili kobieta domyśliła się, o co chodzi. Eric jednak nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, wyszedł z pokoju nie znajdując tego, czego szukał. Zbiegł do zbrojowni, zabierając stamtąd broń. Za nim podążyła Clem oraz Cztery.

– Eric, co zamierzasz? – dopytywała kobieta. – Nie możesz iść tam sam!

Ten jednak zdawał się nie słyszeć jej pytań i w pośpiechu przygotowywał się do wyjścia.

– Przemyśl to, jeśli tak po prostu tam pójdziesz, zginiesz – mówił Cztery, próbując przemówić mężczyźnie do rozsądku. – Wiem, jak się czujesz, ale musimy pomyśleć racjonalnie.

Para stanęła mu na drodze, aby go zatrzymać. Ten bez zastanowienia odbezpieczył broń, a oni, dostrzegając wściekłość w jego oczach, odsunęli się. Zrozumieli, że w takim stanie nic do niego nie dotrze.

Wtedy Eric ruszył przed siebie, nie zważając na nikogo. Clem spojrzała na Tobiasa, dając mu do zrozumienia, że oni również nie będą siedzieć bezczynnie.

***

Siedziałam na ławce w małej sali z podłużnymi oknami. Podniosłam wzrok, słysząc dźwięk otwierających się drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu, do pomieszczenia wszedł Caleb, który niepewnie spojrzał na mnie.

– Wiedziałem, że nie masz zdolności do strategicznego myślenia, ale żeby tak po prostu się poddać? – skomentował.

Nie poznawałam go. Nie zmienił się tylko wizualnie, choć jego zaczesane włosy i dopasowane ubrania zrobiły swoje. To nie był ten sam Caleb, którego broniłam, któremu pomagałam i z którym spędzałam czas w Serdeczności na głębokich rozmowach.

– Musiałam to przerwać – odparłam po chwili, unikając jego wzroku. – Więc taki był Twój plan? Wrócić do Erudycji po tym wszystkim?

Mężczyzna podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, aby mnie podnieść. Jednym ruchem mogłabym go obezwładnić, ale nie po to dobrowolnie tutaj przyszłam. Pozwoliłam się podnieść, a mężczyzna wyprowadził mnie z sali i prowadził dalej przez korytarze. Po drodze mijaliśmy uzbrojonych mężczyzn, którzy pełnili służbę.

W pewnym momencie stanęliśmy przed sporej wielkości drzwiami, które otworzyły się przed nami.

– Co to jest? – zapytałam, wchodząc do środka.

– Dzięki temu wciąż żyjesz – powiedział spokojnie, zerkając na mnie. – Uwielbiam wiedzieć więcej niż wszyscy.

Rozejrzałam się wokół, a mężczyzna pchnął mnie lekko do przodu. Pomieszczenie było białe i dobrze oświetlone. Jedna ściana wykonana była ze szkła, a na środku podłogi znajdował się wielki okrąg, obok którego wystawała kolumna. Na niej znajdowało się małe, prostokątne pudełko w złoto-szarym kolorze. Uważnie się mu przyjrzałam i dostrzegłam symbole frakcji.

– Musisz to otworzyć, Arya – skomentował powoli mężczyzna. – Żeby to zrobić, konieczne jest przejście symulacji wszystkich pięciu frakcji. Niestety wszyscy, którzy próbowali, nie przeżyli.

Jedna rzecz się w nim nie zmieniła. Jego głos nadal był niepewny, spokojny i nieśmiały, a wzrok zagubiony.

– Zabawne – usłyszałam kobiecy głos. – Ze wszystkich ludzi... Akurat Ty. Jak to statystycznie możliwe?

Odwróciłam się w stronę szklanej ściany, za którą stała Jeanine. Jej dłoń była zabandażowana, co oznacza, że nadal ma pamiątkę po naszym ostatnim spotkaniu. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby móc jej odpowiedzieć.

– Mnie zadziwia ilość osób, które zamordowałaś.

– Ciężkie czasu wymagają nadzwyczajnych środków – mówiła spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. – Zapewne w to nie wierzysz, ale robię to dla dobra ogółu. Wejdź do kręgu, proszę.

Ponownie wzięłam głęboki oddech, a następnie powoli odwróciłam się do Caleba, który nadal za mną stał. Spojrzałam na okręg, a salę poza szklaną ścianą wypełniły światła włączających się maszyn.

– Wejdź do kręgu – wymamrotał Caleb, wyciągając broń.

Wyglądał żałośnie jak mały szczeniak. Jeszcze zanim zdążył we mnie wycelować, obezwładniłam go i pchnęłam na szkło. Jeanine słysząc, że coś się dzieje, spojrzała na nas. Mierzyłam z broni do mężczyzny, gotowa, aby strzelić.

– Powstrzymaj samobójstwa albo go zastrzelę! – krzyknęłam, odbezpieczając broń.

– W porządku, zrób to, jeśli chcesz – wzruszyła ramionami Jeanine. – Mam wielu strażników.

– C-co? – zająknął się przestraszony Caleb.

Stałam tak przez chwilę, a złość narastała we mnie. Krzyknęłam i odsunęłam mężczyznę, aby upadł na podłogę. Sama wymierzyłam w kobietę i oddałam kilka strzałów. Niestety, na szybie nie pozostał nawet ślad. Warknęłam wściekle.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że to mnie tak naprawdę potrzebuje Jeanine. Beze mnie nie otworzy tego pudełka.

Dlatego z zawadiackim uśmiechem, wycelowałam broń w siebie. Byłam tak skupiona na Jeanine, że nie zauważyłam, jak Caleb podbiega do mnie. Wyrwał mi broń, a następnie czym prędzej opuścił salę.

– Czy to powstrzyma samobójstwa? – zapytałam, widząc, że nie ma innej możliwości.

– Nie – zaprzeczyła blondynka po chwili. – Nie skończą się, dopóki Ci się nie uda. Masz przejść przez wszystkie symulacje. To chyba wystarczająca motywacja.

Jeanine odwróciła się, aby podejść do panelu sterowania razem z Calebem.

– Powiedzenia – dodała, uruchamiając program.

Powolnym krokiem stanęłam na kręgu. Nie było już odwrotu.

Spojrzałam w górę. Kilka długich, czarnych kabli wysunęło się z sufitu, zmierzając w moją stronę. Zakończone były długimi igłami, które po chwili wbiły się w moje ciało, wywołując ból. 

Krzyknęłam z przerażeniem, obserwując, co się dzieje. Po chwili uniosłam się, a moje oczy powoli się zamknęły.

***

I will protect you • Eric CoulterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz