- Część 18 -

276 15 1
                                    

Od opublikowania wiadomości całemu Chicago minęło kilka dni. W tym czasie Evelyn nakazała zamknąć wszystkie przejścia umożliwiające opuszczenie muru, a Tori usunęła z naszych ciał wszystkie urządzenia zaaplikowane podczas ataku. Teraz ważyły się losy miasta i jego mieszkańców.

Dziś miało odbyć się spotkanie nowo powstałej Rady, w której mieli uczestniczyć dotychczasowi przedstawiciele frakcji. Nowym reprezentantem Erudycji, a raczej jej resztek, a także Bezfrakcyjnych została Evelyn. Jako Niezgodna również zostałam powołana do Rady, jako iż to dzięki mnie otworzono wiadomość od Założycieli.

Zanim jednak udałam się na narady, spotkałam się z Eric'iem.

Wspięliśmy się na pozostałości jednego z budynków i usiedliśmy na zimnym gruncie. Spojrzeliśmy przed siebie, gdy Słońce dopiero wschodziło.

– Czasem wydaje mi się, że coś tam widzę – odezwałam się ledwo słyszalnie, obserwując horyzont.

– Co teraz zamierzasz? – zapytał mężczyzna, biorąc mnie za rękę.

– Sama nie wiem – westchnęłam. – Z jednej strony nie podoba mi się, że Evelyn zamknęła granice, ale z drugiej... Wydaje mi się, że w tym momencie nie jesteśmy gotowi opuścić miasto i ma ona trochę racji.

– Czemu tak myślisz? – spojrzał na mnie. – Chciałaś dowiedzieć się, co tam jest.

– Teraz zacznie się walka o władzę – mówiłam, gładząc jego dłoń. –  Jesteśmy podzieleni bardziej niż kiedykolwiek, mimo iż nie ma już frakcji. Uważam, że lepiej najpierw opanować sytuację tutaj, a potem dowiedzieć się, co tam się kryje.

– Cokolwiek postanowisz, będę przy Tobie – powiedział.

Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę, wtuleni w siebie. Później nadszedł czas, abym udała się na spotkanie. Spojrzałam na niego, a ten delikatnie mnie pocałował. Widziałam zaniepokojenie w jego oczach. Nie lubił, gdy musiałam wychodzić gdzieś bez niego, jednak nie miałam innego wyjścia.

– Wrócę tak szybko, jak się da – odezwałam się z delikatnym uśmiechem.

***

Wraz z moją matką, Evelyn, Jack'iem oraz Tori spotkaliśmy się w budynku należącym do ówczesnej Prawości. Zasiedliśmy przy okrągłym stole, a pierwsza głos zabrała Evelyn.

– Musimy pozostawić granice zamknięte, a wszystkich, którzy współpracowali z Jeanine poddać procesowi.

– Chcesz popełniać te same błędy, co ona – powiedziałam, a wtedy każdy spojrzał na mnie.

– Czy masz lepsze rozwiązanie? – spytał ze swoim stoickim spokojem Kang.

– Nie ma już frakcji, a jesteśmy bardziej podzieleni niż do tej pory – odezwałam się, lekko zestresowana. – Z jednej strony zamknięcie granic nie jest złym pomysłem, ponieważ najpierw powinniśmy opanować sytuację w mieście, aby nadal mogło być naszym schronieniem. Nie wiemy, co czeka na nas za murem, więc musimy być gotowi, ale mur nie może być naszą klatką.

– I co, mamy ich wszystkich wypuścić? – parsknęła Evelyn, rozkładając się wygodnie na fotelu. – Mur został zbudowany w jakimś celu, tak samo, jak frakcje.

– To wszystko było eksperymentem – przemówiła Tori. – Popieram chęć opanowania sytuacji. Miasto powinno nadal być bezpieczne, aby mogło zapewnić nam schronienie.

– A co z wszystkimi ludźmi, którzy popierali Jeanine? – skomentowała Evelyn. – Muszą przejść proces.

– Proces tak – powiedziała Johanna, która do tej pory milczała. – Ale zabijanie ich wszystkich sprawi, że będziemy tacy sami, jak Jeanine.

I will protect you • Eric CoulterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz