Rozdział 7

254 42 12
                                    

Trzy godziny później Kise wiedział już na pewno, że jest w czarnej dupie.

I bynajmniej nie chodziło o znajdowaniu się w dupie Aomine Daikiego (choć prawdopodobnie tego by sobie życzył, gdyby nie było za wcześnie na rozmyślanie o jego tyłku).

To jak bardzo był zestresowany wcale nie wynikało z tego, że nie oglądał meczu, tylko gapił się na Aomine – na szczęście akcja na tyle go wkręciła, że w połowie pierwszej rundy krzyczał już razem z pozostałymi, dopingując zawodników reprezentacji Japonii, w tym oczywiście Kousuke Takeuchiego, który jak zawsze dawał czadu. Przestał przyglądać się w tajemnicy Daikiemu i całego siebie oddał tamtej chwili, kiedy trwała zacięta walka o każdy punkt.

To, że po powrocie do domu Kise się popłakał, było spowodowane zupełnie, zupełnie czymś innym.

- To był zajebisty mecz – stwierdził radośnie Aomine, kiedy po godzinie dwudziestej pierwszej opuszczali Musahino Forest Sport Plaza. Momoi odłączyła się od nich niemal od razu, tłumacząc, że nocuje u swojej kuzynki, bo ta wychodzi na wieczór panieński do swojej przyjaciółki i poprosiła Satsuki, by została z jej małym synkiem.

- Niewielką mieli przewagę, ale dobrze, że wygrali – stwierdził Kagami, wyciągając w górę ramiona i przeciągając się.- Następnym razem też muszę się wybrać. Nie ma to jak prawdziwy mecz naszych!

- Prawda – zgodzili się pozostali.

- Zgłodniałem, idziemy coś wszamać?- zapytał Aomine, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Szedł pośrodku, więc musiał obrócić głowę i w prawo, i w lewo.

- Sorry, ja spasuję – powiedział Kagami podejrzanie nagłym tonem.- Mam plany na wieczór, więc spadam. Jeszcze raz dzięki za zaproszenie, Ahomine.

- Ta, spierdalaj – mruknął Daiki, krzywiąc się ale przybijając z przyjacielem dłoń na pożegnanie.- Wisisz mi kolejne burgery teriyaki.

- Że tak powiem, Aho...- Kagami spojrzał na niego bardzo, ale to bardzo wymownie.- Chuj ci w dupę.

Kise miał dziwne wrażenie, że chłopak życzył mu tego DOSŁOWNIE. Widział, jak Aomine zaczerwienił się i próbował kopnąć Taigę na odchodne, ale ten zdążył się odsunąć. Machnął im jeszcze ręką, po czym oddalił się szybkim krokiem w kierunku stacji.

- To idziemy coś zjeść?- zagadnął blondyn swobodnie, próbując ukryć uśmiech i rozładować chwilowe napięcie.- Nie jadłem dzisiaj za wiele.

- Taa, pewnie – westchnął Aomine, drapiąc się po głowie.- Gdzie idziemy? Nie bywam często w tej części Tokio, nie wiem czy mają tu coś dobrego.

- Co powiesz na pizzę? Znam jedną małą knajpkę, serwują całkiem dobre.

- Pizza brzmi spoko – stwierdził, wzruszając ramionami.

Kise wskazał więc palcem kierunek i chłopacy ruszyli ulicą.

Wieczór był wyjątkowo przyjemny. W powietrzu wciąż czuć było wspomnienie słońca, które teraz zaszło już za horyzont, pozostawiając na niebie ciemnopomarańczowe, niemal czerwone smugi – po jego drugiej stronie leniwie piął się w górę księżyc. Jego tarcza była niepełna; pełnia minęła prawie tydzień wcześniej.

- Więc – zaczął Kise, przywołując na twarzy lekki uśmieszek. Aomine spojrzał na niego podejrzliwie.- „Ahomine", co?

Ciemnoskóry sapnął głośno, wznosząc ku niebu oczy.

- Daj mi spokój – mruknął zrezygnowanym tonem.- Raz go nazwałem Bakagami i już musiał wymyślić mi adekwatną ksywkę. Dupek.

Kise roześmiał się, rozbawiony.

Do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz