Rozdział szósty

118 2 3
                                    

Pov Dominik

Właśnie siedziałem sobie na łóżku gdy mój chłopak brał prysznic. Cały czas zastanawiałem się nad jego reakcjami. Kochałem go nad życie i chciałem dla niego jak najlepiej ale do tego potrzebuje więcej informacji.
- jeszcze nie śpisz? - zagadnął gdy wchodząc wycierał włosy.
- Nie. Siadaj - poklepałem miejsce obok. Paweł spojrzał na mnie z podejrzeniem.
- uuu poważnie się zrobiło. - zakpił siadając obok.- słucham? Co znowu odpieprzyłeś?
- nic nie zrobiłem - przewróciłem oczami. Ech te rozumowanie Laki. - chodzi o twoje zachowanie... A dokładniej jak powiem coś zboczonego. - zauważyłem że chłopak chce wstać więc złapałem go za rękę i pociągnąłem by siedział. - Nigdzie nie idziesz ! - warknąłem może zbyt ostro bo w jego oczach znowu pojawiło się to ,,coś" jak wtedy gdy ma atak.
- Przepraszam... Przepraszam... Przepraszam - zerwał się na równe nogi wbiegł do łazienki chwytając coś po drodze z walizki. Nie widziałem co to było, ale nie mogłem go powstrzymać przed zamknięciem się w pokoju.Bałem się że znowu coś sobie zrobi.
- Lakuś... - zapytałem z niepokojem gdy usłyszałem jakiś dziwny hałas.- co ty tam robisz? - bałem się bo nawet nie chciał odpowiedzieć - Paweł wszystko okej? Odpowiedz! - krzyknąłem pukając do drzwi - no otwórz to... - szepnąłem ze łzami w oczach.

Pov Lakarnum
Nie wiem co się stało, ale kiedy odzyskałem zdolność kontrolowania swojego ciała pamiętam że trzymałem maszynkę do golenia w ręce. Po drugiej stronie słyszałem dobijającego się Dominika. Wiedziałem co mam zrobić. Starając się być cicho położyłem maszynkę na podłodze i cała masą na niej stanąłem. połamała się z cichym chrupnięciem. Ostrożnie wyjąłem ostrze napawając się moim pomysłem. Szybko i zgrabnie zrobiłem pięć kresek, pięć przemieniło się w piętnascie a potem w trzydzieści. Zamachnąłem się właśnie na trzydziestą pierwszą kreskę gdy usłyszałem jakieś niepokojące kliknięcie. Rozejrzałem się i zobaczyłem Dominika z niemym przerażeniem na twarzy. Ups... Przesunąłem się pod ścianę po drodze upuszczając prowizoryczną żyletkę.
- co... Dlaczego... Nie kochasz mnie? - pojedyncze łzy spływały mu po policzkach.
- ja... Nie... Znaczy kocham cię.- zacząłem się jąkać.

Pov Dominik

Moje obawy nie były nie uzasadnione. Stałem tam z niedowierzaniem patrząc raz na jakieś ostrze a na spływające strugi krwi z lewej ręki Pawła. Dopiero po chwili otrząsnęłem się i mrucząc przekleństwa pobiegłem po apteczkę do walizki. Wracając mało nie zabiłem się jakiś stół. Nie poczułem że rozciąłem sobie spodnie i krwawiłem bo ważniejszy był dla mnie Lakarnum. Wbiegłem do łazienki wyjmując jakis bandaż uciskowy. Kiedy związałem prowizoryczny opatrunek zadzwoniłem na 112. Podałem wszystkie informacje i nakazując Pawłowi w żaden sposób się nie ruszać pobiegłem do Naruciaka.
- Adam! - zapukałem roztrzęsiony do drzwi.
- Domino? - zapytał zaspany w szlafroku. - tty płaczesz?- wychyliła się za ramienia Ewa.
- Chodzi o Lakę... - wysapałem - on... On chciał się zabić... Pociął się... Karetka tu jedzie.
- CO?! - pisnęła dziewczyna zbiegając po schodach.
- nie... - Naruciak złapał się za głowę chodząc w kółko. Byłem sam na sam z chłopakiem więc nie bałem się kpiny i po prostu się rozpłakałem. Adam widząc moją reakcję po prostu mnie przytulił.
- za ile będzie ta jebana karetka - zdenerwował się.
- Nie wiem - odrzekłem wycierając łzy.
- chodź zobaczymy czy nic się Ewie nie stało. Nie odpowiedziałem tylko wyprzedziłem go z powrotem wracając do mojego słońca.
- już jestem - klęknąłem obok niego głęboko patrząc mu w oczy.
- przepraszam... - wyszeptał cicho.
- nic się nie stało kochanie, będzie dobrze... - szepnąłem uspakajające słowa będąc coraz bliżej jego ust. Kątem oka widziałem jak Naruciak przytula swoją zapłakaną dziewczynę. Nie zważając że się na nas patrzą szybko i przelotnie pocałowałem jego słodkie pomimo łez usta.
- powinniśmy go posadzić na łóżku - powiedziała cicho po chwili Ewa. Delikatnie przesunąłem rękę pod jego pachy i jakimś cudem go uniosłem. Obejmując go w pasie jakimś cudem doprowadziłem go do łóżka. Kiedy wygodnie się usadowił ja klapnąłem obok.
- obiecałeś mi... - powiedziałem z wyrzutem, Laka tylko posmutniał.
- czekaj, co? - wtrącił Adam.- to było coś wcześniej? Kiedy? Co? Jak? I oczywiście nic mi nie powiedzieliście - wylał swoje wyrzuty.
- nie mieliśmy kiedy ci powiedzieć bo dowiedziałem się kilka dni temu a wy macie zawalone wiadomo czym głowy.
- przyjechali... - wyszeptał Lakuś. Pobiegłem do drzwi aby ich wprowadzić.
- dzień dobry - wysapałem. - proszę uratujcie go.
- Pan dzwonił? - zapytał ratownik już przy karetce.
- tak - starałem się być twardym, co nie było zbyt łatwe.

Kilka godzin później

Czekałem przed salą gdzie miał być Lakarnum. Nie wiedzieli co robić i krążyłem w kółko. Adam siedział obok i tylko śledził mnie wzrokiem.
- możecie odwiedzić pacjenta- powiedziała recepcjonistka po kilku godzinach czekania.
- nareszcie - wyminąłem ją w drzwiach.
- Paweł? - szepnąłem przy łóżku.
- Dominik, co ty tu robisz? - wyszeptał ledwo przytomny
- eeem jestem? - zaskoczył mnie tym pytaniem - przecież nie zostawię ci teraz.
- kocham cię - uśmiechnął się blado.
- ja ciebie też, ale jeśli nie przeżyjesz to cię zabije - szepnąłem łapiąc gonza rękę.
- to co powiedziałeś nie miało sensu. - zarumienił się.
- nie mondruj. - zakpiłem zaglądając przez okno by dać znak Adamowi że może wejść.
- Laka, ale nam stracha napędziłeś - powiedział siadając po drugiej stronie łóżka. - ale nadal nie rozumiem dlaczego to robisz. Przecież masz nas.
- nie przeżylibyśmy bez ciebie, kochanie
- pytasz dlaczego to robię... - powiedział pusto, unikając mojego wzroku. - bo się uzależniłem, gdy sobie przypominam co ten... - tu niekontrolowanie zadrżał - ze mną zrobił to chcę zapomnieć a to pomaga, to jest takie przyjemne...
- przestań! - wzdrygnąłem się. Nie wiedziałem że aż tak jest w to wciągnięty zresztą wiele rzeczy o nim nie wiem.
- przepraszam... - szepnął wycierając moje łzy kciukiem.
- O rany... - wyraził Adam.
- Już nigdy nie pozwolę ci gdziekolwiek i cokolwiek robić bez mojej wiedzy.
- bez przesady - fuknął - sikać też będziemy razem?- przewrócił swoimi pięknymi oczami.
- możeeee... - podjęłem się żartu.
- przestań. - westchnął - nie mam na to siły.
- koniec odwiedzin! - wszyscy zaczęli się zbierać. Spojrzałem smutno na Lakę. Czas gdy jest spędzony z nim mija za szybko.
- Przyjdę jutro - musnąłem jego usta. - Pamiętaj że cię kocham. - pogładziłem jego miękki policzek.
- ja ciebie też Domi - szepnął odprowadzając mnie wzrokiem.

943 słowa
Miałam nie dawać
Laki do szpitala
ale los chciał że mi
głupota do głowy
wpadła, a zresztą nie
ważne

D.R.B

Wakacje w Bułgarii złote piaski...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz