Pewnego dnia pokłóciłem się z ukochaną i nie wytrzymałem tej kłótni. Strasznie targały mną emocje. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, cały się trzęsę ze stresu i płacze. Po godzinie w takim stanie zabrałem rzeczy z szafki, założyłem bluzę i poszedłem w moje niegdyś ulubione miejsce w którym mogłem pobyć sam i zebrać myśli...niestety...teraz nie szedłem tam w tym celu. Pogoda była naprawdę piękna, było chyba 24°C, nastawał półmrok lecz pojedyncze promienie słońca próbowały przebić się przez nadchodzące chmury burzowe, wiatr delikatnie muskał mi włosy a moje łzy zlewały się z kroplami deszczu opadającymi delikatnie na moją twarz. Drogę z domu do dawnego torowiska po którym swoją drogą ostał się tylko delikatnie widoczny nasyp ziemi i nielicznych krzaków odbyłem płacząc. Gdy już dotarłem w moje ulubione miejsce usiadłem próbując się uspokoić. Brałem głębokie wdechy lecz w żaden sposób mi to nie pomagało. Gdy już odpuściłem sobie próby uspokojenia się zacząłem obserwować widoczne w oddali błyskawice i niebo otaczające mnie które mieniło się na fioletowo. W końcu wyjąłem z kieszeni zapakowaną jeszcze żyletkę. Przez roztrzęsione ręce i łzy w oczach ciężko było mi otworzyć opakowanie a nawet zobaczyć gdzie muszę złapać aby mi się to udało ale po krótkim momencie irytacji udało mi się otworzyć opakowanie. Gdy wyjąłem żyletkę z opakowania, przyjrzałem się jej po czym położyłem się wygodnie wziąłem szybki głęboki wdech i przejechałem nią po nadgarstku. Przez krótki moment poczułem silne ukłucie przeszywające mnie po całym ciele ale po chwili przez przypływ adrenaliny przestałem odczuwać jakikolwiek ból fizyczny. Poczułem natomiast jak krew wypływa z moich żył, doskonale to czułem...tak jak czułem że promyki słońca opadają na moją załzawioną twarz i mimo ciepła promieni i samej temperatury powietrza zacząłem czuć wszechogarniający mnie chłód od środka jak i od zewnątrz. Po chwili wykrwawiania się moje ciało zaczynało zdawać się ważyć tyle co piórko, lecz przygniecione przez niewyjaśnioną siłę nie chciało się oderwać od ziemi. Z każdą kolejną sekundą czułem się coraz lżejszy...to oznaczało że ten moment jest już bliski. Pomyślałem o niej i o mojej mamie "Kocham was". Nagle poczułem ogromny ból fizyczny jak i psychiczny jakby ktoś ściskał mnie w ogromnym imadle i wtedy...no właśnie, co dalej?