Dzień wesela nadszedł szybko niczym mrugnięcie okiem. Wraz z małżonką przybyliśmy na miejsce godzinę przed czasem aby dopiąć ostatnie formalności związane z weselem. Po wszystkim pierwsi goście zaczęli przyjeżdżać. Jako pierwsi przyjechali wujek i ciocia mojej małżonki. Z uwagi na to że byli wierzący gdy tylko zobaczyli budynek przeżegnali się a ciocia prawie omdlała. Po wprowadzeniu ich do środka nie było lepiej więc jej ciocia musiała usiąść i napić się wody. Po krótkiej chwili coraz więcej osób zaczęło przyjeżdżać aż na końcu przyjechał autobus z 40 osobami. Na początku było cudownie każdy się bawił przy muzyce ale jak się okazało mimo jak największych starań z naszej strony aby na weselu nie było alkoholu poza szampanem na toast kilka osób przywiozło ze sobą wódkę i bimber. Przez dwie godziny zabawy było dobrze ale w końcu alkohol zaczął robić swoje i zaczęły się pierwsze pijackie krzyki ale udawało nam się tych najbardziej pijanych wypraszać z głównej sali. W pewnym momencie trochę już wstawiony ojciec mojej ukochanej wstał i wzniósł toast za: "[...]moją ukochaną córkę i równie kochanego zięcia.". Po tych słowach w moim oku pojawiła się łza bo do tej pory myślałem że ma bardzo negatywne podejście do mnie. Po 6 godzinach od rozpoczęcia wesela było można usłyszeć już tylko ciche rozmowy wytrwałych w libacjach alkoholowych zawodników i chlupot wymiocin wydobywający się z gardeł na co dzień nie pijących. Wtedy właśnie zaczęły na stole pojawiać się hera i meta. Podczas planowania wesela nawet nie wzięliśmy pod uwagę że może do tego dojść ale niestety nie mieliśmy aż takiego wpływu na zaproszonych. Gdy narkotyki zaczęły na nich działać zaczęło się krzyczenie i popychanie siebie nawzajem. Gdy zaczęło to wychodzić z pod kontroli wziąłem trzech najtrzeźwiejszych kumpli i wyprowadziliśmy najgłośniejsze osoby na zewnątrz. Po wyprowadzeniu ich wszyscy którzy byli jeszcze na siłach bawili się do rana. Gdy w miarę możliwości wytrzeźwieliśmy usłyszeliśmy dobijanie się do drzwi osób na zwale i ich prośby o wodę. Po godzinie słuchania i śmiania się z nich postanowiliśmy na politowanie się nad nimi i wpuściliśmy ich. Gdy już 10 osób nie spało postanowiłem że razem z nimi posprzątamy trochę. Przez osoby które leżały na ziemi jedyne co udało nam się zrobić to ułożyć przewrócone stoły i posprzątać alkohol ze stołu. Gdy o 12 dzwony zaczęły bić wszyscy wstali ze strachem w oczach. Gdy już posprzątali po sobie wszyscy pojechali a ja z moją małżonką mieliśmy jeszcze jedną noc na spędzenie jej w tej cudownej budowli.