Rozdział 5 - Zmiany wcale nie muszą być złe

22 4 0
                                    

Wpatrywał się w monitor, widział rytm serca i słyszał ciche piknięcia. Wiedział, że wszystko jest w normie.

Jego mama, która była pielęgniarką w szpitalu, zadbała by jej syn znał się na takich rzeczach.

Raz zerkał na ekran, a raz na Ashley. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie, gdy spała. Trzeba było przyznać, że naprawdę była piękna. Długie blond włosy, duże oczy, mały nos i malinowe usta.

I nie - nie zakochał się w niej, po prostu obiektywnie była naprawdę... piękna, no właśnie znowu piękna.

Poza tym Nate autentycznie się martwił.

Mogłoby to się wydawać dziwne, w końcu to on wcześniej niemal nie zabił Leo. Ale...  nieważne.

Z gadaniny Zayan wywnioskował, że tak naprawdę, gdyby nie Ashley, to on, Kimberly i Leon, już by nie żyli.

A to wszystko było jego winą. To on się zdenerwował i pozwolił by jego gniew wyzwolił moc, która sprawiła, że okna zaczęły się roztapiać.

Wiedział, że to nie wina Leo, iż dyrektor uznał go od razu za winnego incydentowi na apelu.

Nate od zawsze był indywidualistą, a nasiliło się to, gdy rodzice zaczęli się kłócić.

Po tym jak jakieś 4 lata temu niemal spalił las, cecha ta się pogłębiła.

Może nie było to widoczne - w szkole, przy ludziach zachowywał się normalnie. Nawiązywał relacje, miał jakichś kumpli, lecz to wszystko było tylko peleryną, która go otaczała.

Często zgrywał pewnego siebie, aroganckiego, a nieraz wręcz agresywnego dupka.

Ale czy naprawdę taki był?

Wewnątrz ciągle był zagubiony.

Wiele osób myślało, że jego agresja to swego rodzaju odpowiedź na to, czego doświadczył. Ludzie ci mogliby nawet mieć rację - przecież jego własny ojciec zostawił syna i żonę dla młodszej o 15 lat Kingi.

Mogli mieć rację, ale jej nie mieli.

Nate podświadomie chciał, by inni tak myśleli, by nie wiedzieli, że często był na skraju załamania i nie wiedział co ma robić.

Chciał po prostu by było łatwiej, by wszystko się ułożyło.

Nienawidził siebie, kiedy nadchodziły takie wewnętrzne chwile słabości, bo to właśnie wtedy najczęściej nakładał maskę drania. Później żałował wszystkiego, co zrobił pod wpływem złych emocji, które tak naprawdę przecież sam chciał pokazać, by przykryć własną bezsilność.

Gubił się i nie wiedział, czy maska jest fikcją, czy rzeczywistością.

Nie wiedział, czy nadal gra dupka, czy może po prostu nim jest.

Wtedy miał największego doła.

Teraz miał ogromnego doła.

Przecież znowu przybrał maskę drania i niemal nie spalił Leo, a wszystko przez zagubienie i strach.

Był w obcym miejscu, z dwoma dziwnymi robotami o nieznanych zamiarach i bał się.

Dlatego wydawało mu się, że rozumiał Leo, choć może się mylił, może byli oni tacy z innych powodów. Tego nie wiedział.

Mógł by tak dumać i zasmucać się godzinami.

- Hej, młody? Jak się czujesz?

- A jak się mam czuć - odburknął chłopak i właśnie zauważył, że rozmawiał z Robikiem. Tak, tym niewielkim robotem, który przecież do tej pory wydawał się być miłym, lecz głupiutkim osobnikiem.

Power Rangers Four Elements Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz