Charles POV
Wstałem dokładnie o 4:15 i poszedłem pobiegać. Potrzebowałem miejscowego powietrza bardziej niż mi się wydawało. Wczorajszy wyścig był wykańczający... Pod każdym względem. O 4:45 wróciłem do hotelu. Dla ludzi wydawało się dziwne, że w swoim rodzinnym mieście nie śpię u siebie, ale nie potrafiłem wrócić do tamtego miejsca, spać w tamtym łóżku. Raz próbowałem, ale mimo wypranych pościeli dalej czułem twój zapach. Wziąłem prysznic, miliony gorących kropel uderzały raz po raz w moje spocone ciało. Lubiłem ciepłą wodę, najlepiej taką, która prawie wrze. Ty też ją lubiłaś, pamiętam nasz każdy wspólny prysznic, nie mieliśmy wtedy przed sobą żadnych tajemnic. O 5:30 wyjechałem z podjazdu w kierunku najbliższej siłowni. To nic, że wszystko mnie bolało, tylko ćwiczenia pomagały mi zapomnieć o Charlotte, tylko w nich widziałem pokutę.
Charlottes POV
Byłam pewna, że moje wory pod oczami widoczne są z drugiego końca świata. Naprawdę wyglądałam tragicznie. Znajdowaliśmy się pod budynkiem siłowni, był mi dość dobrze znany, bo swojego czasu uczęszczałam tu na treningi. Ku mojemu zdziwieniu Carlos ominął drzwi i stanął przy oknie. Mi nakazał zrobić to samo.
Ujrzałam cię w sportowym stroju, wykonującego każde ćwiczenie perfekcyjnie i na maxa. Widać było, że czymś się zadręczasz, a ja dobrze wiedziałam, że jestem tego przyczyną.
-To nie on- wyszeptał Carlos wpatrując się na obraz ciebie podnoszącego sztangę. Zrozumiałam o co mu chodzi, ty nigdy nie poszedłbyś na siłownię o szóstej rano, gdybyś nie był zmuszony, nigdy nie zacząłbyś trenować zaraz po wyścigu. To nawet nie było wskazane.Weszłam do środka wzrokiem odsyłając Carlosa do auta. Stanęłam w przeszklonych drzwiach i czekałam aż mnie zauważsz, ale ty byłeś w takim wirze ćwiczeń, że nie byłeś w stanie zauważyć nawet gdyby obok ciebie się paliło.
Nie mogąc dalej patrzeć jak cierpieć stanęłam bezpośrednio naprzeciwko ciebie. Powoli przestawałeś wyciskać aż w końcu odłożyłeś hantle.
-Chodź tutaj- wyszeptałam, a ty zatopileś się w moich ramionach, byłeś przeraźliwie mokry... Zacząłeś szlochać i przepraszać raz po raz. Przycisnęłam twoją głowę do mojego ramienia i zaczęłam przeczesywać twoje włosy. Charles, kochanie naprawdę potrzebowałeś pomocy...Charles' POV
Czułem się przeraźliwie słaby, bezsilny, chory... Nie lubiłem tego uczucia, ale przy niej mogłem taki być. Przy niej byłem dzieckiem, którym należało się zająć.
- Pójdziemy do nas, dobrze? Porządnie odpoczniesz, słoneczko- ścisnąłem jej dłoń i zarzucając ręcznik na ramię wyszliśmy. Widziałaś, że nie jestem w stanie prowadzić, dlatego posłusznie oddałem ci kluczyki do mojego Ferrari.Zapomniałem jak dobrym kierowcą jesteś, jechałaś z niesamowitym wyczuciem. Było tak przyjemnie, bezpiecznie, że przymknąłem na chwilę oczy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo wykończony jestem.
Charlottes POV
Widziałam jak powoli opuszcza powieki. Z zamkniętymi wyglądał na jeszcze bardziej zranionego. Z drugiej strony zasmakowałam lekkiej dumy, że poczułeś się na tyle komfortowo, by zasnąć, kiedy ja byłam za kierownicą. Wjechałam na parking pod nasz apartamentowiec i lekko szturchnęłam cię w ramię na znak, żebyś się obudził. Szedłeś tak chwiejnym krokiem, że portier myślał, że jesteś pijany i spojrzał się na mnie błagalnym wzorkiem.
Zdziwiło mnie, że klucze do mieszkania wyjąłeś z kieszeni najbliżej serca. Charles byłeś takim romantykiem...
W środku pachniało stęchlizną, dlatego szybko otworzyłam wszystkie okna na oścież. Kiedy zrobiło się jaśniej dostrzegłam, że nic tutaj nie zmieniłeś, nic nie przestawiłeś, wszystko wyglądało tak, jakby całe zajście miało miejsce wczoraj. Śmieci też nie wyniosłeś.Charles' POV
Wchodząc do sypialni czułem, że nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa. Kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze. Poczułem na mojej skórze twój dotyk, był paraliżujący, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Zdjęłaś mi koszulkę i rzuciłaś ją do kosza na pranie. Twoje dłonie na mojej klatce piersiowej działały jak ukojenie wszelkiego bólu.
Wkrótce położyłaś się obok mnie i przytuliłaś do siebie w taki sposób, że nigdy już nie chciałem wychodzić z tego uścisku. Na siłę próbowałem nie zasypiać, by cieszyć się każdą sekundą twojego towarzystwa.
-Śpij, nigdzie się nie wybieram- wyszeptałaś, a ja nie mogłem nic poradzić, fala błogości ogarnęła mnie całkowicie.Nie wiem, o której dokładnie się obudziłem, ale było to już późnym popołudniem. Czułem się o wiele lepiej, a w mieszkaniu roznosił się przyjemny zapach, za którym podążałem. Przecierałem oczy i przeciągnąłem się, gdy zobaczyłem Charlotte za blatem w kuchni. Uśmiechała się do mnie szczerze, a jej twarz oświetlały promienie zachodzącego słońca wpadające do pokoju przez szeroko otwarte okna. Podszedłem za nią i przytuliłem ją od tyłu, za tym właśnie tęskniłem.
-Zrobiłaś mi naleśniki?- zapytałem
-Nam- poprawiła mnie i podała mi talerz. Nie byłem głodny, już dawno nie jadłem nic oprócz zieleniny z kurczakiem. Wiedziałaś o tym, ty znałaś mnie na wylot. Dokładnie patrzyłaś, czy jem i czy połykam pokarm, ale ja robiłem to z chęcią. Syrop klonowy w połączeniu z twoim idealnym ciastem rozpływał się w buzi i pragnąłem tego coraz więcej.-Je t'aime, Chatlotte- powiedziałem, ale nie odpowiedziałaś. Zraniłem cię i to bardzo, ale... Nie potrafiłem być przy tobie inny.
Charlottes POV
Nie kochałeś mnie, Charles. Nie potrafiłeś kochać, potrzebowałeś opiekunki i finalnie nią właśnie zostałam. Ja ciebie też już nie kochałam, kochałam wspomnienia i małe gesty, ale nie ciebie, słońce.
Zostałam, bo widziałam, że coś się dzieje i nie byłam tobą. Nie zostawiłabym cię w tym stanie, bo sama również nie chciałabym być pozostawiona.
Oglądaliśmy razem komedie romantyczne pośród kilku białych pościeli porozkładanynych na podłodze. Było naprawdę magicznie, niesamowicie, widziałam twoje szczęście i to mnie satysfakcjonowało.
-Przepraszam
-Zrobiłeś to już dzisiaj z milion razy, Charles. Nie masz za co przepraszać, ja również nie jestem bez winy
-Przepraszam
-Czy ty mnie przepraszasz za to, że przeprosiłeś? - Widziałam lekkie rumieńce na jego twarzy, które zniknęły zaraz po tym jak znów zaczęłam kaszleć.
-Wszystko w porządku?
-Tak, to tylko nieświeże powietrze
-Jesteś pewna? Wietrzyłaś cały dzień
-To tylko kaszel
-Nie brzmiało to jak tylko kaszel- patrzył mi głęboko w oczy, a po chwili przysunął mnie do siebie najmocniej jak potrafił. Mimowolnie wtuliłam się w jego klatkę piersiową i jedyne co usłyszałam to -Od dzisiaj żadnych tajemnic, w porządku?- pokiwałam lekko głową. Może jednak nasz układ nie był tak tragiczny, jak myślałam.