Charles' POV
Wiem, że nie powinienem był wychodzić bez żadnego słowa, nie powinienem był zostawiać jej tam samej, ale nie wytrzymałem. Tak bardzo nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że jej może zabraknąć... że może to się stać już wkrótce. Ten miesiąc był tak piękny, tak wspaniały, że aż nie pomysłem, co może oznaczać, a oznaczał ciszę przed burzą, burzą, która niosła za sobą dużo strat.
Gdyby ktoś spytał mnie, czy przez myśl przeszło mi zostawienie jej na stałe? Tak, ale ona by mnie nie zostawiła. Czuwałaby przy mnie zarówno w nocy jak i w dzień, dlatego czułem, że był to mój obowiązek się nią zająć. Sprawić, by jej ostatnie dni były lepsze, radośniejsze, by nie oznaczały bólu i cierpienia.
Sam nie mogłem znieść tej myśli, czułem, że umieram, chociaż ja byłem kompletnie zdrowy. Siedząc skulony na ławce dobrze zdawałem sobie sprawę ze spojrzeń, które na mnie padają. Spojrzenia te były pełne wyrzutu, skruchy, żalu... Nie wiem czy gdybym był na ich miejscu też bym tak na siebie patrzył, czy nie przeszedł bym obojętnie... Byłem tak cholernie złym człowiekiem, zasługiwałem na to wszystko, zasługiwałem na ten ból.
Carlos' POV
Martwiłem się jak potoczy się cała sprawa, czy Charles weźmie odpowiedzialność za dziewczynę, czy może będę musiał zrobić to ja. Oni byli sobie przeznaczeni, jedno było uzależnione od drugiego, gdybym to ja wziął ją teraz w opiekę zamiast Leclerca to Charlotte z pewnością czułaby się gorzej.
Mimo wszystko to właśnie ja odebrałem ją ze szpitala i zawiozłem do domu. To ja pomogłem jej wejść po schodach i to ja wniosłem jej walizkę.
Kątem oka dostrzegłem lekki uśmiech, kiedy zobaczyła swojego ukochanego, swoją bratnią duszę. Zamiast ukłucia poczułem ciepło na sercu, bo jej uśmiech, chociażby najmniejszy, rozpromieniał cały mój świat.
Charles' POV
Kiedy weszła do mieszkania poczułem, że znowu jest pełne, że w końcu jestem w domu. Charlotte była moim domem i na zawsze nim będzie, spojrzałem w jej strony i kiedy tylko znalazła się wystarczająco blisko przytuliłem ją do siebie tak mocno jak tylko mogłem.
-Zaopiekuję się tobą, mon amour- milczała, ale ja wiedziałem, że tego właśnie pragnęła usłyszeć, że właśnie tego chciała, potrzebowała. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak ją nazwałem, prawdopodobnie było to wieki temu, ale czułem, że było to takie dobre, odpowiednie i widialem, że jej też się to podobało. Moja Charlotte, moja wspaniała, przepiękna, silna Charlotte...Wieczorem, gdy Carlos opuścił już nasze mieszkanie siedzieliśmy w ciszy. Ja patrzyłem na nią, ona na mnie, czekałem aż pierwsza coś powie, ale ona nie miała zamiaru. Po prostu siedzieliśmy.
-Zaparzyłem ci herbaty- powiedziałem podając jej ulubiony kubek z podobizną świnki Peppy. Dziewczyna od kilku godzin siedziała w swoim fotelu zawinięta w koc. Nie mogłem sobie wyobrazić jak ciężko jej było w tej chwili...
Przełknąłem głośniej ślinę na znak tego, że chcę coś powiedzieć i podsunąłem jej mały zeszyt wraz z długopisem.
-Napisz tam co tylko chcesz, jeśli będziesz czegoś potrzebowała to wiedz, że twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- mój tata zwykł był tak robić. Jeśli ktoś nie chciał rozmawiać dawał mu zeszyt na wypisanie wszystkich emocji, ponoć miało to pomóc.
-Boję się- wyszeptała tak cicho, że ledwo mogłem ją usłyszeć. Odstawiłem kubek na bok i biorąc ją delikatnie na ręce położyłem ją na swoich kolanach. Pieszczotliwie głaskałem ją po twarzy i zacząłem mówić.
-Charlotte, ja też się boję, wszyscy się boimy, ale musimy być silni. Jesteś całym moim światem, moim domem, płomieniem, który daje mi ciepło jak nic innego. Ja jestem tym samym dla ciebie, przetrwamy to, jesteśmy w tym razem, kruszynko.Serce pękało mi, gdy widziałem w jej oczach szklące się łezki.
-Nie gniewasz się za samochód?
Mimowolnie uśmiechnąlem się lekko i patrząc na nią odpowiedziałem -tylko czekałem aż się zepsuje, jutro dostanę nowszy model- czasem Lottie zapominała, że bycie kierowcą Formuły 1 nie oznacza tylko jeżdżenia w kółko o śmiesznych kształtach, ale za to ją kochałem. Za jej niedoświadczenie w świecie Formuły, za jej niewiedzę, za to, że często musiałem jej coś wytłumaczyć, by zrozumiała. Samochody były jedynym aspektem, w którym przy niej mogłem czuć się mądrzejszy.
-Myślałam o tacie...wtedy podczas wypadku- zdziwiłem się, bo temat rodziny był zakazany w naszej relacji. Nie wiedziałem nic o bliskich Charlotte, a ona wiedziała niewiele o moich. Skoro zdecydowała się zacząć rozmowę.
-On zmarł w wypadku samochodowym, jechał zbyt szybko i nie zdążył zahamować na czas, była z nim mała dziewczynka, moja siostra, ona też nie przeżyła. Długo nie mogłam się po tym pozbierać, nie wiedziałeś o tym, ale byłeś pierwszą osobą, z którą wsiadłam do auta. Ufam ci tak bardzo...
-Nie wiedziałem... Przykro mi- przycisnąłem ją mocniej do siebie. Mógłbym jej teraz powiedzieć, co stało się z moim ojcem, ale uznałem, że było to nie na miejscu.
-Moja mama, nie dała rady, zostawiła mnie u psychicznego dziadka na półtora roku. Wróciła po mnie z nowym facetem, od którego na kilometr pachniało alkoholem- spojrzała na mnie po czym kontynuowała -bił mnie, śmiał się z taty i z tego, co go spotkało, robił też gorsze rzeczy, o których nie chcę nawet mówić. Marzyłam, żeby to on zginął... Pewnej nocy pokłóciłam się z mamą do tego stopnia, że wyszłam z domu. Nie wiedziałam dokąd pójść, wiedziałam tylko, że chcę żyć, chcę prawdziwej miłości i chcę być kochana...-
-Jesteś, słyszysz? Jesteś kochana najbardziej na świecie przeze mnie, przez Carlosa...
-Nie rozumiesz, byłam samolubna, uciekłam z domu i zostawiłam mamę samą z tym przeklętym dupkiem. Mam wyrzuty sumienia, chcę się z nią pogodzić.
-Uciekłaś, bo w głębi duszy wiedziałaś, że tak będzie dla ciebie lepiej, że to jedyny ratunek. Nie jesteś niczemu winna...Wiedziałem ile kosztowało ją, by to wszystko powiedzieć, ale nagle zrozumiałem dlaczego taka była, dlaczego zajmowała się mną tak dobrze. Robiła dla mnie to, czego nikt dla niej wcześniej nie robił, to o czym marzyła.
Charlotte wzięła długopis i otworzyła notatnik. Nie widziałem dokładnie co napisałam, ale wkrótce okazało się to adresem.
-Zawieziesz mnie tam? Pójdziesz tam ze mną?