Cześć VI: dom z piernika

204 16 0
                                    

Charles' POV

Dzisiejszego poranka Charlotte była bardzo słaba, było już około pierwszej, a ona dalej nie wstała z łóżka. Zaczynałem się martwić, że wczorajszy dzień mógł być dla niej zbyt intensywny, dlatego postanowiłem, że dzisiejszy będzie o wiele przyjemniejszy.

Wczorajszej nocy nie mogłem zasnąć i skończyłem na przeglądaniu naszych starych, wspólnych zdjęć. Było bardzo późno, a ja dotarłem do wspomnień z naszej pierwszej randki. Właściwie nie była to nasza pierwsza oficjalna randka, ale to właśnie ta sprawiła, że na zawsze chciałem, aby Charlotte została przy mnie. Piekliśmy wtedy pierniczki, chociaż był środek lata to naprawdę mieliśmy na nie ochotę. Było tak wspaniale... byliśmy w domu. Nie w drugiej restauracji, w najbogatszym mieście świata. Nie, my byliśmy w domu i chociaż nie mieliśmy pojęcia, co robimy to było nam dobrze. Wpadłem wtedy na pomysł, żeby to powtórzyć.

Zacząłem wyciągać najróżniejsze garnki, miski i foremki, przyprawy, miody i mleko. Musiałem tym zrobić dość duży hałas, ponieważ dziewczyna pojawiła się w drzwiach całkowicie zaspana.
-Charles...-przetarła oczy -co ty wyprawiasz?
Było mi nieco głupio, że obudziłem ją właśnie w taki sposób, lecz cieszyłem się widząc ją na nogach.
-Piekę pierniki, pomożesz mi?
Widziałem delikatny uśmiech na jej twarzy, kiedy powoli zbliżając się założyła swój fartuch kuchenny. Rozejrzała się w około i zaczęła się śmiać -Naprawdę miałeś zamiar użyć do pierników koziego mleka?
Zakłopotałem się lekko, co to była za różnica czy kozie, czy krowie. Mleko to mleko.

Nic nie mogło wyrazić jak bardzo ją kochałem... Złapałem Lottie od tyłu i przysunąłem ją do siebie, przez co wlała więcej mlecznego specjału niż powinna.
-Przez ciebie nie wyjdzie- wywróciła oczami, ale już wkrótce była zatopiona w głębokim pocałunku.

Charlotte's POV

Przyklejona do jego ust myślałam jak bardzo zniszczę go, gdy odejdę, ale nie mogłam nic poradzić na to, że było mi niewiarygodnie dobrze i poczułam się, mimo okropnego samopoczucia i bólu, zdrowa. Chciałam zatrzymać czas i zostać przy nim, ale wtedy oboje przypomnieliśmy sobie o nadchodzącym wyścigu.
-Nie będę w stanie z tobą pojechać...
-Zawsze będziesz tutaj- przysunął moją dłoń do miejsca, gdzie znajdowało się jego serce. Wiedział, że do wyścigu w Azerbejdżanie będę leżała w łóżku wycieńczona chorobą.
-Zostaniesz tutaj i zajmujesz się sobą. Obiecaj mi...
-Ty też- uśmiechnęłam się i zajrzałam do miski z ciastem.
-Jeżeli to wyrośnie to ty będziesz mistrzem świata
-Nawet twoja strategia z mąką jest lepsza od tej z Ferrari...
Wiedziałam jak bardzo ubolewa nad oddalającym się powoli tytule mistrza świata, o którym tak bardzo marzył. Najbardziej renomowany zespół niszczył jego szanse raz po raz.

Charles, najprawdopodobniej dla zamienienia tematu powoli z wielkim, zawadiackim uśmiechem na twarzy zbliżył się do gramofonu, który kupiliśmy na targu staroci kilka lat temu.  Byłam bardzo dobrze świadoma, co chce zrobić i gdy tylko w pokoju rozległ się dźwięk "what makes you beautiful" schowałam się pod blatem.
-Nie wypominaj mi tego!- krzyknęłam, ale jego ręce były już zaplecione na mojej talii i wyciągały mnie do tańca. Ukochany zaczął naśladować moje ruchy sprzed kilku lat, a ja czułam jakbym miała się zapaść pod ziemię.

Po wyjęciu pierników (które funkcjonowały i prezentowały się niczym 
Ensign N179) położyliśmy się razem w łóżku, a Charles zaczął bawić się moimi włosami.
-Będę za tobą bardzo tęsknił, mon amour
-Charles, jeżeli w klubie jakaś dziewczyna... Jeżeli będziesz chciał i potrzebował... Nie będę miała nic przeciwko
-Kochanie, nawet o tym nie myśl. Chcę to robić tylko z tobą...
-Ale ja nie jestem w stanie- przerwałam mu, a on tylko z czułością zaczął gładzić moją dłoń.
-Jesteś, zrobimy to delikatnie

Tak właśnie zaczął. Niemal niewyczuwalnie odpiął aksamitne guziki mojej piżamy i przysunął się bliżej mnie. Złożył mi wspaniały pocałunek, przy którym czułam się naprawdę kochana. Wszystko odbywało się niebywale cicho, przyjemnie, czule... Wydawało się, że Charles nigdy nie był tak ostrożny. Potraktował mnie jak najdroższą zastawę porcelanową na świecie. Kiedy skończył nie był nawet tak spocony jak zwykł być. Uśmiechał się i mówił, że żadna dziewczyna nie byłaby zdolna dać mu tego, co ja mogę nawet nie starając się.

CharlesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz