Charlottes POV
Tej nocy udawałam, że śpię. Ból był nie do zniesienia, ale nie chciałam martwić Charles'a, ponieważ on wydawał się jeszcze słabszy ode mnie. Myślę, że oboje czuliśmy, że zostało mi niewiele czasu, że nam zostało niewiele czasu. Miałam przeczucie, że czymś się denerwował, zmieniał pozycję, wstawał, chodził do kuchni. W końcu poczułam na sobie jego dłonie, delikatnie muskające moje włosy, a następnie podnoszące mnie do góry. Uchyliłam lekko oczy i zobaczyłam jego: w białym jak śnieg garniturze, niósł mnie przez salon ustrojony białym materiałem. Kiedy byłam w jego ramionach myślałam, że nie mogę umrzeć, że nic mi nie grozi, że czas stawał w miejscu, ale to nie mogło trwać wiecznie. W końcu musiał mnie postawić, a chwilę błogości zamienić się miały w doniesienie mnie na łoże śmierci.
-Nie puszczaj mnie- wyszeptałam nadal czując jego zimne dłonie na swoich udach.
-Muszę...- delikatnie odsunął się i wyjmując z kieszeni mały pojemniczek uklęknął.
-Pamiętam naszą każdą wspólną chwilę, pamiętam każde twoje słowo wypowiedziane w moją stronę, pamiętam jak cię skrzywdziłem i nigdy sobie tego nie wybaczę... Pamiętam zdanie, kiedy powiedziałaś, że chciałabyś być kochana
-Charles...
-Chcę żebyś czuła się kochana na całą wieczność, przeze mnie. Charlotte, wyjdziesz za mnie?
Był szczery, ale to wszystko było dla mnie za dużo. Ból ogarniał moje ciało i nie do końca rozumiałam, co właśnie się wydarzyło. Mimowolnie jednak coś chciało powiedzieć 'tak', jakby mój mózg zdecydował za mnie już wieki temu.Charles'POV
Chwilę, w których czekałem na odpowiedź wydawały się dłużyć w nieskończoność. Moje serce podskakiwało na wysokość mojego gardła, a zimny pot oblewał moje ciało.
-Tak- ciche, ale wyraźne "tak" dotarło do moich uszu, a ja zacząłem uśmiechać się jak szalony. Mógłbym przysiąc, że euforia jaka mnie wypełniała rozpierała mnie od środka.
-Charles, pomógłbyś mi... pomógłbyś mi się...
Zwróciłem uwagę na Charlotte, która sama gubiła się w swoich słowach.
-Moglibyśmy po.. pojechać do twojej mamy, ale mus... musiałabym się umyć
-Naszej mamy- poprawiłem ją. Wyciągnęła do mnie ręce jak małe dziecko, była tak bezbronna i tak cierpiała. Postawiłem pod prysznicem krzesełko, a następnie zaniosłem ją i posadziłem na nim. Powoli zdejmowałem jej ubrania, nie odrywając od niej wzorku. Przypomniałem sobie wszystkie wspólne prysznicem, niczym nie przypominające tego, namiętne pocałunki i nieskazitelny sex pośród strumieni wody. Zdałem sobie sprawę, że to już nie byliśmy my, nasz związek dorósł i nie był już aż taki niedojrzały. Zaczęły się dla nas liczyć inne wartości.
Namydliłem jej ciało jej ulubionym lawendowym żelem, a na włosy nałożyłem jej ukochany waniliowy szampon. Wydawać by się mogło, że w tej chwili odsłoniła dla mnie nie tylko swoje ciało, ale też wnętrze, które dzielnie starała się zakrywać. Pewnie myślała, że przez pryzmat wody nie zauważę jak rzewne łzy spływają jej po policzkach, ale ja je doskonale widziałem. Otarłem kciukiem jej rumieńce i nachyliłem się do najbardziej czułego pocałunku w moim życiu. Nasze usta ledwo się dotknęły, a jednak było to coś piękniejszego niż pobijanie rekordu kto dłużej wytrzyma całując się... Naprawdę byliśmy wtedy bachorami.
-Przepraszam
-Nie masz za co- owinąlem ją w najbardziej miękki ręcznik jak posiadałem i położyłem na łóżku.
-W co chciałabyś się ubrać? - zapytałem, ale ona nie odpowiedziała. Przeglądając ubrania w jej szafie myślałem tylko, aby było jej komfortowo. W końcu poddałem się i wyciągnąłem z mojej części garderoby czarne dresowe spodenki i bawełnianą koszulkę z Ferrari.
Widząc jak próbuje się siłować z ciuchami wziąłem sprawy w swoje ręce. Poprawiając kołnierzyk wziąłem leżącą na stoliku gumkę do włosów i zaplotłem luźny warkocz.
-Coś jeszcze?
-Pobierzmy się dzisiaj
-Co?
-Pobierzmy się dzisiaj- powtórzyła, a ja dobrze wiedziałem o co chodzi. Nie sądziła, że dotrwa do jutra. Przytaknąłem i napisałem szybkiego grypowego SMS'a do Carlosa i Pierre'a.
-Musisz wytrzymać do rana, kilka godzin, dobrze?- usłyszałem potwierdzenie i kładąc się obok niej przytuliłem ją najdelikatniej jak się dało.
-Boję się umierać
-Boję się żyć bez ciebiePłakaliśmy, a nasze łzy łączyły się w morze łez. Nie wiem kiedy budzik zaczął dzwonić, ale oboje nie spaliśmy. W ciszy pomogłem dostać jej się do samochodu i zapiąłem pas. Podjechaliśmy pod budynek urzędu, gdzie oficjalnie staliśmy się małżeństwem. Carlos i Pierre wystąpili w roli świadków. Charlotte oficjalnie przyjęła nazwisko Leclerc, chociaż nie były to takie okoliczności, jakie sobie wyobrażałem. Gdy Carlos zajął się moją żoną wyszedłem z Gaslym na papierosa.
-Nigdy tak nikogo nie kochałeś- stwierdził, a ja jedyne, co mogłem to oprzeć się o mur i płakać.
-Ona też cię bardzo kocha
-Wiem, żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu. Ona jest teraz jak roślina, jak najpiękniejszy kwiat na świecie, którym trzeba się opiekować i którego nie można zostawiać bez opieki, bo
-Ona nie zwiędnie, ona zawsze będzie kwitła, a na dobre rozkwitnie dopiero tam- Pierre wskazał na bezchmurne niebo, ale mnie pocieszała tylko myśl, że nie będzie tam sama. Jules i tata będą tam razem z nią.Nagle Carlos wyszedł z Charlotte, a moje serce zamarło.