𝟎𝟎𝟐.

234 41 16
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𝐏𝐎𝐂𝐙Ą𝐓𝐊𝐎𝐖𝐎, uprzednio przepychając się przez tłum wirujących w szalonym tańcu ciał, dostała się do baru, zajmując przy nim ostatnie z wolnych miejsc

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


𝐏𝐎𝐂𝐙Ą𝐓𝐊𝐎𝐖𝐎, uprzednio przepychając się przez tłum wirujących w szalonym tańcu ciał, dostała się do baru, zajmując przy nim ostatnie z wolnych miejsc. Nie mogła liczyć na to, że członkowie tak wpływowego ugrupowania będą ochoczo bawili się w dzikim, spoconym tłumie ludzi. Zamówiła więc pierwszego, banalnego drinka dla „lepszego wtopienia się w nader nietrzeźwy tłum" i przykładając naczynie z alkoholem do ust, ukradkiem spojrzała w powieszone na całej, górnej długości baru lustro. Stanowiło jedynie pomysłową dekorację, jednak (kolor)włosa z całego serca dziękowała w tamtym momencie pomysłowymi kreatorowi wnętrz, za tak wynaturzony dobór dekoracji. Właśnie dzięki lustrzanej powierzchni bez problemu i zauważenia mogła przypatrywać się VIPowskiej loży.

Ani trochę nie zdziwił ją widok Sanzu, który ochoczo pochłaniał właśnie za pomocą zwiniętego banknotu jedną z rozmieszczonych przed nim białych kresek na szklanej ławie, z bogato zdobionymi, fikuśnymi, ciemnymi nogami. (Imię) podbiosła brwi w zszokowaniu i niedowierzaniu, dostrzegając przy różowowłosym najprawdopodobniej trupa, który miał włożone do uszu ostentacyjnie słuchawki. Ów widok utwierdził ją w przekonaniu, że nigdy nie chciała poznać skrajnie pokręconej metodyki zbrodni Haruchiyo. Ani postronnie, ani biorąc niej niechybnym trafem udział.

Obok niego, jak założyła z wcześniej otrzymanych fotografii, usadowił się beztrosko rozwalony Haitan Rindo, odziany w miętowy garnitur, trzymający na kolanach jakąś niezwykle skąpo ubraną kobietę. Ciemnowłosa niemiłosiernie na niego napierała, podczas gdy sam Rindo leniwie wpatrywał się w pustą przestrzeń za nią. (Imię) ani trochę mu się nie dziwiła - każda płaska powierzchnia zdawała się lepszym widokiem zwłaszcza, od najbardziej napompowanej tonami sztucznych substancji niewiasty, którą miał właśnie przed sobą. Już ściana zdawała się wówczas lepszą kochanką.  Z tym, że (kolor)oka na jego miejscu nie pozwalała by jej się tak panoszyć, po prostu zrzucając ją bezceremonialnie, czym prędzej z kolan. To byłby zdecydowanie zachwycający widok.

Nawet jeżeli Rindo faktycznie by to zrobił, nikt na całym terenie tego klubu nie śmiałby zakwestionować jego postępku. Bowiem owy budynek, jak i znacznie większa powierzchnia terytorialna, niezaprzeczalnie należała dokładnie do Bontenu, czego większość ludzi miała świadomość, zdecydowanie nie chcąc zajść żadnemu z regularnie bywających tu członków za skórę. W końcu kto chciałby skończyć najlepiej martwy kolejnego dnia? Ewentualnie - obudzić się wśród nieboszczyków, najprawdopodobniej w drugim momencie rozpoznając w nich swych bliskich?

𝐎𝐒𝐓𝐀𝐓𝐍𝐈𝐀 𝐍𝐎𝐂 𝐏𝐎𝐃 𝐆𝐖𝐈𝐀𝐙𝐃𝐀𝐌𝐈 → r. haitaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz