𝟎𝟎𝟔.

199 42 12
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(𝐈𝐌𝐈Ę) 𝐍𝐈𝐄 𝐌𝐈𝐀Ł𝐀 wielu pomysłów co do tego, gdzie tym razem zechciał ją porwać Haitani Ran

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



(𝐈𝐌𝐈Ę) 𝐍𝐈𝐄 𝐌𝐈𝐀Ł𝐀 wielu pomysłów co do tego, gdzie tym razem zechciał ją porwać Haitani Ran. Podczas jazdy zwyczajnie siedziała cicho wciśnięta w fotelu obok niego, obrażona, przeglądając swoje nienaganne paznokcie. Skrycie drażnił ją fakt, że nawet cisza, która zapadła między nimi nie była niezręczna. Chciała żeby była niezręczna, jednak jak na złość harmonia między nimi pozostawała na tyle spójna, że byle zamiary rozkapryszonej panny nie okazały się wystarczające aby ją zmącić.

(Kolor)oka mgliście pamiętała zdarzenia z poprzedniego wieczoru. Szczególnie wspominała fragment o kiczowato podrobionym krysztale w pierścionku. Tym samym - nie spodziewała się, że Ran już kolejnego dnia będzie chciał wszcząć małe dochodzenie na ten temat i wyciągnąć od sprawcy odpowiednie konsekwencje. No więc, tak oto byli w zaśmierdłym, staroświeckim barze, w którym przebywali jeszcze nieliczni, nie zniechęceni potwornym zaduchem, panującym w tej lokacji. I byli też oni - Bonnie i Clyde po, przynajmniej jednym, ciężkim wylewie.

— Wataru! Mój ty stary druhu! Jak tam u ciebie ze zdrowiem? Ręka się goi? Albo oko? — zagadał do właściciela ów uroczej speluny, przymykając oczy w ospałym uśmiechu i zarzucając przerażonemu mężczyźnie rękę na chory bark. Oczywiście, słowem nie skomentował syku, który wydobył z siebie niższy mężczyzna, który wydobywał z siebie właśnie przymuszony, zbolały uśmiech. (Imię) poprawiła się na zajmowanym krześle i w milczeniu skrzywiła, nie komentując jednak wyraźnie celowych akcji Haitani'ego. — Hmm? No śmielej! Nie dosłyszałem cię.

— Dobrze... — jegomość praktycznie wypłakał z siebie to słowo, patrząc zdruzgotany w brudną podłogę.

— Bardzo mnie to cieszy. Wiesz, przyjacielu, obawiam się, że wisisz mi sporą sumę. Inaczej coś okropnie nieszczęśliwego mogłoby spotkać przypadkiem twoją drugą rękę — jak na zawołanie, Ran poklepał energicznie zdrową kończynę mężczyzny. — Albo drugą połówkę. Powiedz mi, kochasz ty czadem swoją żonę? — dodał po chwili wesoło, przy okazji cicho pogwizdując. Bawił się w najlepsze, będąc praktycznie w euforii. Nareszcie w swoim żywiole. Tym bardziej, że (kolor)oka dziewczyna była tego świadkiem. Czuł się zupełnie tak, jakby miał cichą potrzebę jej zaimponować. Nie przebierał więc w środkach.

𝐎𝐒𝐓𝐀𝐓𝐍𝐈𝐀 𝐍𝐎𝐂 𝐏𝐎𝐃 𝐆𝐖𝐈𝐀𝐙𝐃𝐀𝐌𝐈 → r. haitaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz