— 𝐂𝐇𝐘𝐁𝐀 𝐒𝐎𝐁𝐈𝐄 ze mnie żartujecie... Cholerny Chevrolet Camaro?! I to pierwszej generacji?!Gdy (kolor)włosa dziewczyna nareszcie zdołała stanąć na ziemi o własnych nogach, musiała dać upust swojemu entuzjazmowi, spowodowanego niecodziennym widokiem zabytkowego modelu auta. Według niej takie stare auta miały swoją wyjątkowość. Mimo, iż stanowiły pozornie zwyczajną maszynę, pojazd z silnikiem i czterema kołami, niezaprzeczalnie posiadały również duszę. Coś magicznego, co krążyło w ich środku podczas jazdy, zwłaszcza w zgubnym tempie. Objawiało się nagle w warczących dźwiękach serca maszyny, w charakterystycznym zapachu, którego nie sposób było zamknąć okrutnie w jednym, jedynym tylko słowie. Nie można było uprościć tej wyjątkowości, stwierdzając niezwykle płytko - tak, ten samochód śmierdzi starością. Nie. Nuty woni komponowały się ze sobą w harmonijnej symfonii, która zamiast docierać do ucha słuchacza, wówczas cieszyła jego nos. Kwestią stawała się zatem ledwie zmiana zmysłu, który ulegał stymulacji.
Intensywnie niebieski, pobłyskujących w świetle ulicznych latarni i niezarysowanej lakier prezentował się imponująco. Dla motoryzacyjnego konesera był to smaczny kąsek i szczególnie niezwykły widok. Nawet prosty człowiek z całą pewnością nie mógł zaprzeczyć pięknu przybysza z innej epoki.
— Zakładam, że spodziewałaś ujrzeć jakąś najnowszą sportówkę — Ran zarechotał gardłowo pod nosem na wszechogarniające dziewczynę oniemienie na widok jego pojazdu, którym się szczycił i który niemal rozłożył ją na przysłowiowe łopatki. Mężczyzna nie mógł się już doczekać, aż zaprezentuje jej możliwości pojazdu podczas faktycznej przejażdżki. — Niespodzianka.
— Bardziej jakiegoś dwukołowca — przyznała całkowicie szczerze, na co posiadacz fiolkowego spojrzenia błyskawicznie odwrócił do niej twarz w jakiejś dziwnej konsternacji, którą skwitował finalnie pilotowanym pokręceniem głową. — Także gratulacje, wyrafinowany człowieku. Poważnie. Zaskoczyłeś mnie — wyraz radości, który mu wtedy podarowała ponownie topił nagromadzony w nim wieloletni mróz. Zmarzlinę tak doszczętną i pochłaniającą, iż praktycznie stała się jego drugą naturą. Duszą. Twarzą, którą nieustannie ukazywał światu zewnętrznemu. Nie stać go było na jakiekolwiek ciepło, ponieważ sam z siebie nie potrafił go nawet wytwarzać, a co dopiero wydzielać. Od zawsze zdawał się zimny. A przynajmniej do czasu nastania wiosny. Rzeczona stała właśnie przed nim u progu.
CZYTASZ
𝐎𝐒𝐓𝐀𝐓𝐍𝐈𝐀 𝐍𝐎𝐂 𝐏𝐎𝐃 𝐆𝐖𝐈𝐀𝐙𝐃𝐀𝐌𝐈 → r. haitani
Fanfikce─ 𓆣⋆。༄˚ 𝐓𝐎𝐊𝐘𝐎 𝐑𝐄𝐕𝐄𝐍𝐆𝐄𝐑𝐒 星 a fixed luminous point in the night sky which is a large, remote incandescent body like the sun, infinity symbol; ❝ ─ mam nadzieję, że dobrze zapamiętasz chwile, w których chciałem być tylko twój. mógłb...