𝟎𝟎𝟖.

185 30 13
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𝐂𝐙𝐘𝐌Ż𝐄 𝐁𝐘Ł𝐀 𝐌𝐈Ł𝐎ŚĆ? Wygórowanymi standardami nastolatków, którzy będąc łakomi otaczającego je świata i pożerając przy okazji wszelkie umysły, niby to doskonale znały pojęcie ów enigmatycznego uczucia? Upajające, niewinne, niczym te poca...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



𝐂𝐙𝐘𝐌Ż𝐄 𝐁𝐘Ł𝐀 𝐌𝐈Ł𝐎ŚĆ? Wygórowanymi standardami nastolatków, którzy będąc łakomi otaczającego je świata i pożerając przy okazji wszelkie umysły, niby to doskonale znały pojęcie ów enigmatycznego uczucia? Upajające, niewinne, niczym te pocałunki skradzione w mroku nocy. A może podejrzeniami wobec tego, co powinno się w niej czuć? Czyżby kryła się podstępnie, tchórzliwe w słowach przysięgi: „i aż śmierć nas nie rozłączy?". Tylko, że była w stanie dzielić jeszcze solidniejszą ścianą dwie połówki już nigdy nie mającego się scalić serca. Może więc jej wzór tkwił banalnie zapisany w gwiazdach, stanowił receptę, którą przez ten cały czas mieliśmy nad głowami ale nie posiadaliśmy czasu czy chęci aby w końcu spojrzeć w górę.

My, ludzie - wiecznie zaganiani. My, dzieci - naiwnie myślące, że prześcigną wiatr. Że prześcigną sam poczciwy czas.

Co gdyby natomiast mieszkała w unikatowym blasku oczu obdarzanej ową miłostką osoby? Przenosząc na jeszcze inną płaszczyznę - mogła zwyczajnie zawisnąć w tych kilku sentencjach, napisanych odręcznie przez ukochaną personę, podczas kiedy sam papier narkotyzował by wciąż jeszcze jej unikalnym zapachem. Puszką pandory z wiecznie otwartym wiekiem. Zbiorem każdego słowa, które pozostało niewypowiedziane i zaległo w powietrzu, zamieniając je w kamień. Orzeźwiającym, wiosennym deszczem, zmywającym bezkres wątpliwości. Pieśnią, niegdyś śpiewaną do utraty tchu i zdarcia gardła wprost do nieba, o zapomnianych słowach. Tą, po której pozostała zaledwie nucona pod nosem non stop melodia.

W ten sposób miłość mogła być zarazem wszystkim i niczym. Jak ostatni tchórz kryć się w każdej materii. Była skrajna i szalona posuwając się nawet do krycia się za kościstymi ramionami samej śmierci. Jeszcze bardziej niespełna rozsądkowych zmysłów - pozostając, kiedy i kostucha odchodziła. Wtenczas przybierała lico koszmaru, okropnej, niegodziwej klątwy.

Pozostawiając cię klęczącego, z zaschniętą na kruchych polikach nieskończonością łez. Pijanego zapachem skóry drugiego człowieka. A potem nadszedł wschód słońca. Ale miłość nie przeminęła. Czy mogła powrócić, przezwyciężając, stawiając czoło samej śmierci?

𝐎𝐒𝐓𝐀𝐓𝐍𝐈𝐀 𝐍𝐎𝐂 𝐏𝐎𝐃 𝐆𝐖𝐈𝐀𝐙𝐃𝐀𝐌𝐈 → r. haitaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz