Rozdział 22

1K 71 64
                                    

Brunet zastał ją w pokoju, jak nieruchomo przyglądała się czemuś za oknem. Podszedł do niej, owinął swoje umięśnione ręce wokół jej talii i oparł podbródek o czubek głowy. W tej sekundzie zorientował się, że nie patrzy na coś lecz na kogoś.

-Jego obecność przyprawia mnie o ciarki.-powiedziała beznamiętnie, wodząc wzrokiem za Hiszpanem, który krzątał się nerwowo po ogrodzie.

-Zniknie szybciej, niż się pojawił.-przyłożył nos do jej złotych włosów, wywąchując z nich cały zapach.

-Ojciec kazał mu mnie szpiegować. Łaził wczoraj za mną przez pół dnia. Poszłam na układ z nimi oboma.-zaczęła-Tata zgodził się, że nie muszę mieć ochrony, kiedy Ty albo Nate jesteście obok. Z Diego umówiłam się, że przestanie być moim cieniem, a w zamian będę informować go o tym gdzie jestem. Ale to teraz nie ma znaczenia. Chciałam tylko, żebyś wiedział.-odwróciła się przodem do niego.

-Mówiłem, że nie pozwolę na to, żeby stała Ci się krzywda. Przy mnie jesteś bezpieczna.-chwycił w dwa palce płatek jej ucha.

-Jake, czy ja jestem złą osobą?-uniosła wzrok, a jej oczy drżały, jakby miała się zaraz rozpłakać.

-Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego tak uważasz?-wpatrywał się w nią z uwagą.

-Ja...-objęła go w pasie-Być może zareagowałam zbyt impulsywnie na to wczorajsze wyznanie. Przepraszam.-mimo całej złości jaką czuła, ze wszystkich sił starała się zrozumieć ich punkt widzenia.

-Nie. To moja wina. Niepotrzebnie pozwoliłem Nate'owi się w to wszystko wciągnąć. Powinienem był od razu powiedzieć Ci prawdę.-brzmiał na przejętego.

-Ja po prostu mam przeczucie, że stanie się coś złego. On nie odpuści, Jake. Znam go. Będzie chciał się odegrać.-ze strachu zaczęła obgryzać paznokcie.

-Nic się nie wydarzy, dopóki jesteśmy razem.-ujął jej twarz w swoje dłonie i chciał złączyć ze sobą ich usta, ale ona odchyliła głowę.

-Zmyłeś z siebie ślady tej flądry?-zapytała z niesmakiem.

-Polly.-mruknął, zjechał rękoma w stronę jej ud i chwilę później siedziała już na parapecie-Dawno się tego pozbyłem.-pewnym ruchem złapał ją za podbródek w taki sposób, żeby nie mogła się poruszyć.

Kiedy przyparł do niej ustami, jej plecy mocno przylgnęły do szyby. Czuła się jak w słodkim potrzasku, z którego nie miała zamiaru uciekać. Całował ją długo i namiętnie, raz po raz bawiąc się jej włosami. Łapczywie odbierał jej oddech, a ich języki walczyły między sobą o dominację. Jedną ręką zsunął fragment koszulki, którą miała na sobie, odsłaniając tym samym czerwoną szelkę biustonosza.

-Poczekaj.-oderwała się od niego-Przecież ten ochroniarz może na nas patrzeć.-jako jedyna zachowała trzeźwość umysłu.

-Niech patrzy.-nic sobie z tego nie robił i złożył pocałunek na jej obojczyku.

-Dosyć.-stanowczo odepchnęła go od siebie-Nie poznaję Cię. Idź lepiej wziąć zimny prysznic, bo ewidentnie nadmiar słońca przepalił Ci wszystkie styki.-zeskoczyła z parapetu, poprawiła ubranie i odsunęła się o parę kroków.

-Jesteś bez serca.-jęknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.

-Mój ojciec może wrócić w każdej chwili, a za niedługo Amber powinna przyprowadzić Scotta.-była kompletnie zaskoczona jego zachowaniem, więc postanowiła sprowadzić go na ziemię.

-Masz rację.-od razu oprzytomniał-Dlaczego właściwie masz się zająć Scottem?-zapytał, marszcząc brwi.

-Nate wyjechał służbowo, na dzień lub dwa, a Amber jest pochłonięta sprawą tego sędziego. Być może będzie musiała zarwać nockę w kancelarii.-tłumaczyła, jednocześnie ścieląc łóżko, czego nie zdążyła zrobić wcześniej.

Duskwood: Part II Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz