Rozdział II. "Beamar"

8 3 0
                                    


Gdy po ślubie wraz z moją żoną wyjechaliśmy poza zamek Lamont w Szkocji zaczęło wrzeć. Wróciliśmy w sierpniu z Irlandii. Ledwo żeśmy weszli, a już czekał na mnie posłaniec jednego ze szkockich możnych, który wręczył mi list. 

Zawartość listu zawierała informacje o polowaniu, jakim ma być spotkanie organizowane przez hrabiego Mar. Domyślałem się, że to kolejny wiec, który miał na celu gadanie o tym, jacy to źli są hanowerczycy na brytyjskim tronie. Nie twierdzę tu, że to źle, bo sam byłem zwolenników rodaka na tronie a nie jakiegoś hanowerczyka, jednakowoż jakakolwiek rebelia nie wskóra niczego. A na pewno nie teraz. Tak mi się wydaje...

Poprosiłem posłańca, by zaczekał chwilę, a ja poszedłem na górę napisać list, w którym zgadzam się na polowanie. Nim usiadłem już matka gdakała nad moją głową:                                        -Rozważny jesteś synu?! - pytała. - Nie na takiego żem Cię odchowała.                                                         -Skąd wiesz, o co chodzi w liście, i skąd wiesz co chce odpisać? - Czyżbyś znowu łamała pieczęć i zaklejała ją ponownie, jak kiedyś?

Po tych słowach matka obrażona zeszła na dół. W drzwiach sypialni minęła się z Arabellą. Po krótkiej rozmowie z żoną stwierdziliśmy, że pojadę sam, na koniec sierpnia tak, jak pisał hrabia Mar. Nie chciałem się rozstawać z żoną, jednakże stwierdziłem, że zrobię to na kraju. Nie musiałam się obawiać o jej bezpieczeństwo, bo wiedziałem, że w Lamont będzie nader bezpieczna. 

A więc jak postanowiłem tak zrobiłem i znalazłem się w Beamar i siedziałem na stołku o boku kompanów takich jak hrabia Mar, mój znajomek hrabia Arran, mój dalszy kuzyn, książę Blair Atholl, lord Elgin, wicehrabia Invergordon i wielu wielu innych możnych, którzy tak jak ja zgodzili się na spotkanie z Marem. 

Gdy po dniach kilku, które jeno na rozmowach się toczyły. Ustaliliśmy jedynie, że Mar coś ogłosi, ale nie wiem co bo byłem zbyt zajęty rozmową z dawno niewidzianymi znajomymi. Miałem już wracać do domu to zatrzymał mnie hrabia Arran. Mężczyzna ten, dość silny i postawny, zadbany i sympatyczny zaoferował mi, bym wraz z Arabellą zjawił się na jego wysepce. Bez zastanowienia się zgodziłem. I myślę, że znajomość moja i hrabiego Arran rozwinie się w te lepszą stronę.

I wróciłem do zamku mego, którego cztery kolumny dwie większe wewnątrz i dwie mniejsze po zewnętrznej stronie przywitały mnie. W środkowym oknie między wewnętrznymi kolumnami stała moja matka i spoglądała na mnie chłodnym wzrokiem, tak jak zawsze. Nawet kamienne mury zamku były cieplejsze niż ona sama. Najbardziej sroga z zim, która otaczała zamek Lamont była cieplejsza niż moja matka. Wjazd do zamku był okrągły, nieutwardzony i przypominał mi jak byłem dzieckiem półkole, mimo, że nim nie jest. W tymże wjeździe by otwór, w którym stały stare, drewniane drzwi z piętnastego wieku. A i okna na lewo i na prawo od drzwi były, a okiennicami tak samo starymi jak i te drewniane drzwi. I gdy już wszedłem do zamku to żona ma, Arabella Seton, Lady Lamont przywitała mnie gromnik całusem i wiadomością przemiłą, że jest brzemienna, i że urodzi dziecię do Świąt Wielkiejnocy roku 1716. Matka ma usłyszawszy to oniemiała, jednak chłód jej nie pozwolił przebić się i pokazać choć trochę pozytywnych emocji.


- Eleonor: Prequel -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz