Rozdział V. "Przysięga wierności"

6 2 3
                                    


Szkocja, wiosna 1720

Śmierć matki, choroba sióstr, plaga jaka nawiedziła moje ziemię kompletnie mnie zdruzgotały. Od tamtego czasu aż do teraz żadnych bankietów, podróży. Spędzałem jedynie czas z żoną i siostrą, i dbałem, by żadnej nic nie brakowało. W tym samym czasie razem z Arabellą spłodziliśmy potomka - syna, którego nazwaliśmy Robert James Gordon Seton Blair-Lamont. Biedaczek jednak zmarł po kilku dniach na nieznaną nam przyczynę. I tak płakaliśmy, siedzieliśmy smutni. Ale daliśmy radę i na piętnastą rocznicę mojego sprawowania władzy na moich ziemiach wyprawiłem ucztę.

A uczta ta połączona była z złożeniem przysięgi przez wasali i odnowieniem dawnych, rodzinnych relacji. Zjechali się nie tylko Blair-Lamontowie, ale i Blairowie, którzy również mogli złożyć przysięgę i wejść w linie sukcesji naszego klanu. Nawet Kenneth Blair, hrabia Blair-Atholl się zjawił, ale by tylko powiadomić, że on się w takie zabawy nie miesza, bo jak przystąpi do sukcesji, to szansa na tytuł księcia mu przepadnie.

I tak zjeżdżali się Blair-Lamontowie z Coignashie, z Inverarnie, i z Kirkmichael. I zjechali się jeszcze inni, i sam Lord Blair - zubożały, stary i pomarszczony dziad, i zaproponował mi, bym oddał mu rękę mojej siostry, Alyce. A sama Alyce powiedziała, że nie śpieszno jej do ożenku, a ja jej przytaknąłem, bo kochałem ją najbardziej ze wszystkich sióstr. Zjawił się też mój młodszy brat Angus, by również złożyć przysięgę wierności.

I gdy do Wielkiej Sali wszedłem ja w towarzystwie żony i zasiadłem na swego rodzaju tronie wstałem i powitałem po gaelicku zgromadzonych gości, w których skład wchodziły kobiety, dzieci i mężczyźni i większość była o tym samym nazwisku. Widziałem zachwyt tych ludzi, którzy widzieli swoich krewniaków. Widziałem ich szczęście z tego, że się spotkali.

Gdy przemówiłem zgromadzony tłum zaczął klaskać, a potem dodałem:

-I muszę wam przekazać nowinę radosną, bo po wielu staraniach ogłaszam Wam, że moja żona, Arabella jest brzemienna i nosi pod piersią mojego dziedzica! Gromkimi brawami pogratulujcie mnie, jak i mej żonie!

Tłum zamarł, a potem cieszył się. I po tej radosnej nowinie mężczyźni zaczęli ustawiać się jeden za drugim i składali przysięgę, i każdy wierny był i cieszył się, że i może tu być i że składa przysięgę mnie, tak samo jak mojemu ojcu przed laty.

Gdy kończył się sznur mężczyzn, a większość gości dopijała któryś z kolei kieliszek do złożenia przysięgi stanął Angus Hay, który nijak nie był z nami spokrewniony. I gdy plotkary spojrzały i zszokowane zaczęły plotkować między sobą to Hay uklęknął przede mną i przemówił:

-Ja, Angus Kenneth Alexander MacLeod Hay, syn Briana Hay i Catherine MacLeod, brat naczelnika klanu Hay, składam Ci przysięgę wierności nie jako Twój krewniak, ale przyjaciel, i przysięgam Ci wiernie służyć aż po kres moich dni!

Gdy on wstał, ja żem go utulił i poczęstował trunkiem. I zgromadzony tłum zaczął mu klaskać, a żona jego - Pani Hay - ucałowała go jak najmocniej umiała. I każdy się cieszył i poszedł spać, bo następny dzień mieliśmy spędzić na zabawach. I tak go spędziliśmy.

A ostatni dzień zwieńczyliśmy ucztą, której nawet hanowerski król mógłby się zawstydzić. I każdemu z gości dziękowałem za przybycie, i każdego otuliłem. A gdy myślałem, że wszyscy już poszli to zastałem w infirmerii wdowę z Aviemore,moją daleką ciotkę, która miała już pięciu mężów i każdy z nim okazał się być draniem. Kobieta umierała tam a jej syn, raptem szesnastoletni, który nie miał rodzeństwa i był sam - bo ojciec też jego już nie żył - płakał trzymając umierającą matkę za rękę. I ja wziąłem go ze sobą do sypialni a chłopak wpadł w me ramiona i płakał mocząc mi przy tym koszule. I gdy mężczyzna tak płakał to weszła do pokoju Arabella i pokiwała głową, co miało znaczyć, że matka jego odeszła. I chłopak rzucił się na ziemie i skręcał się z goryczy i bólu, jaki go spotkał.

To ja wtedy podniosłem z ziemi chłopaka, a ten błagał, bym nie odsyłał go do domu bo nie zniesie pustki jaka w nim została, i poprosił mnie bym poszedł i zabrał mały portret jego matki z szafki przy jego łóżku. I tak zrobiłem, a chłopaka zostawiłem z żoną i siostrą.

A w domu tegoż chłopaka zalęgli się pijacy, którym nakazałem opuścić domostwo. I ci odeszli, ale wrócili po chwili i podpalili dom. I aż z daleka słyszałem krzyk rozpaczliwy tego chłopaka, który widząc jego palący się dom wrzeszczał z rozpaczy.

Szkocja, wczesne lato 1720

Gdy mieliśmy w zamku lokatora nowego, z którym bardzo zaprzyjaźniła się moja siostrzyczka moja żona znów utraciła potomka. I tym razem straciła córę. I tak zakończyła się kolejna ciążą mej małżonki. I razem szlochając postanowiliśmy wybrać się na wspólne zbieranie czynszu od dzierżawców, by jedno i drugie skryło złe myśli w kąt. 

- Eleonor: Prequel -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz