Rozdział VI. "Wino, bękarty i znajomki"

9 2 0
                                    


Francja, rok 1720

Po ostatnich wydarzeniach, po zjeździe i po odbudowie dawnego zakonu znajdującego się na ziemiach należących do mnie zapytałem Arabelli, czy ta nie ma może ochoty na wyjazd ze Szkocji. A ta piękna dziewka odpowiedziała, że jak najbardziej chcę zobaczyć kawałek świata, i że chętnie uda się ze mną w podróż. Tak więc wyruszyliśmy z portu w Invernes do Brugii, a przez Brugię do Paryża.

Jednak zanim dojechaliśmy do Paryża zatrzymaliśmy się pod Compiègne u francuskiej części mojej rodziny. I tak powitał mnie mój daleki kuzyn Jean Albert de Montamcq i przywitał mnie tak serdecznie jak ja jego kiedy ten przyjechał do Szkocji. Jean odkąd pamiętam był mi bliski i często pisaliśmy ze sobą listy.

Około trzydziestoletni Lord de Plessis nie spieszył się do ożenku, i w kobietach przebierał jak tylko mógł. I nie zwracał uwagi, czy to dziewka z Francji, Prus czy Portugalii. Robiło mu to taką różnice jak mojej matce jaką obelgą mnie obrazi. Jean tak przebierał w dziewkach, że doczekał się nieślubnych bliźniąt z jedną ze szkockich panienek, które pracowały w moim zamku.

Jean powitał nas i zaprosił na ucztę, na którym prócz mnie, Arabelli i Jeana była również okoliczna szlachta i urzędnicy. I uczta była pyszna. I ludzie mili. I nawet szkocko-francuskie bliźnięta nie były rozwrzeszczane, a uprzejme i dobrze wychowane.

A w dniu następnym z jednym z paryskich urzędników odjechaliśmy do miasta i tam rozpoczęliśmy przygodę w mieszkaniu innego członka rodu de Montmacq, a zarazem mojego krewniaka. Stary, nadęty i gruby buc był bratem mojej babki. Miał jedną córkę, która poślubiła czeskiego możnowładce i wyjechała od niego jak najdalej, gdyż ojciec jej był agresywny i wciąż pijany. Jednak starość, śmierć żony i wyjazd córki sprawiły, że przestał pić i alkohol tykał jeno okazyjnie. Ugościwszy nas sam wyjechał do córy by się pogodzić.

I gdy spędzaliśmy czas w Paryżu i odwiedzaliśmy salony dostaliśmy propozycję od barona de Adainville byśmy razem udali się do Bretanii by razem handlować winem i by zarobić. Gdy zaproponowałem to Arabelli ta ucieszona chętnie się zgodziła jednak poprosiła, bym zostawił ją w Rennes gdy będę handlować winem w Quimper.

Tak więc po jeszcze paru dniach spędzonych w Paryżu zaczęliśmy się pakować, w ostatni dzień postanowiłem przejść się po okolicy i kupić jakiś piękny podarek dla siostry i żony. I znalazłem stragan przy którym siedziała starsza, strudzona kobieta i sprzedawała placki z dyni. Ucieszony tym, że zjem placki z dyni takie jak mamy w Szkocji i zakupiłem parę sztuk. A przechadzając się dalej napotkałem stragan ze złotą biżuterią. I zakupiłem żonie złoty naszyjnik z małym rubinem na środku. Podarowawszy go Arabelli jej szczęście cieszyło mnie niezmiernie. I tak się cieszyła, że skończyliśmy w łożnicy.

Wyruszyliśmy w drogę. Po prawie dziennej przejażdżce zostaliśmy w Rennes. W małej garsonierze zostawiliśmy Arabellę, a sami udaliśmy się do tawerny. Popijając dosiadł się do nas anglik. Tymże angielskim podwładnym okazał się być książę Revesby - wysoko urodzony szlachcic. Silas Hameringham, 4. Książe Revesby miał praktycznie nieskazitelną reputację na brytyjskim dworze i był bardzo podatny na nowe znajomości. Jego naiwność powiązana ze sprytem i uporem dawało bardzo mocną mieszankę, która mogła mi się przydać w przyszłości, by dla przykładu wydać którąś z córek za niego by ta miała pozycję, lub by jego córa wyszła za mego dziedzica i by wniosła mu pozycję. Jednak dotychczas ni ja, ni Hameringham nie mieliśmy potomstwa. A książę nie miał nawet żony, miał jeno narzeczoną. 

- Eleonor: Prequel -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz