The Hill

404 24 37
                                    

Większość chłopaków wyszła już z szatni po drodze obwiniając Steve'a za (kolejną) przegraną z kretesem. Tym razem to nie była jego wina, ale nawet nie miał siły odpyskować. Przywykł już do tego, że przegrywają każdy mecz na wf-ie, a Billy zajął jego miejsce kapitana drużyny. Został chwilę dłużej żeby nieco ogarnąć włosy roztrzepane po grze i mokre po prysznicu. Kiedy do lekcji zostało pięć minut przerzucił plecak przez ramię i już zamierzał wyjść kiedy został zatrzymany.

- Hej, Harrington - usłyszał i odwrócił się niechętnie.

- Czekaj.

Oparł się o ścianę i spojrzał z wyczekiwaniem na kilku ostatnich maruderów.

- Co? - zapytał kiedy wreszcie zostali z Billym sami.

- Chcesz się dzisiaj spotkać? - zapytał Hargrove.

- Jasne. Dziewiąta?

- Myślałem raczej żeby od razu po szkole.

- Od razu? A co z Max? - zdziwił się Harrington.

- Max idzie do znajomych. Mam ją odebrać jakoś o dziewiętnastej. Więc pojedziemy gdzieś razem, a potem pojadę po Max.

- Zgoda - Steve się uśmiechnął - o której kończysz?

- Koło piętnastej.

- Cholera, ja o szesnastej - zaklął Harrington.

- Nie szkodzi. Mogę w między czasie pojechać po coś do jedzenia albo-

- Zerwę się - Steve wciął się Billy'emu w słowo.

- Na pewno? - Hargrove spojrzał na niego zdziwiony.

- Jasne. I tak mam fizykę, której ni cholery nie rozumiem.

- Więc widzimy się przed twoją fizyką?

Starszy z chłopaków skinął głową i wyszedł z szatni. Uśmiechnął się sam do siebie na myśl o wagarach. Dawno już tego nie robił.

Chwilę po piętnastej chłopcy spotkali się na parkingu. Oparli się o maskę samochodu.

- To przywiozę cię pod szkołę i pojadę potem po Max. Bo zakładam, że masz auto królu Stevie - Billy uśmiechnął się zadziornie.

- Mam.

- To wsiadaj - Hargrove otworzył samochód.

Steve'owi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wsiadł na siedzenie pasażera i włączył radio.

- Najpierw pojedźmy po coś do jedzenia - zaproponował.

Billy skinął głową. Zatrzymał się pod sklepem "Melvada". Steve żeby kupić dwie puszki coli, dwa lizaki i paczkę ciastek musiał trzy razy dopominać się o uwagę choć był jedynym klientem w sklepie. Siedząca na kasie Joyce Byers wydawała się kompletnie wyłączona tak jakby myślami przebywała w innym świecie.

- Wszystko w porządku? - zapytał kiedy wreszcie na niego spojrzała.

- Tak jasne - kobieta uśmiechnęła się słabo i zaczęła liczyć zakupy.

Odwzajemnił uśmiech i zapłacił.

- Reszta - Joyce wysunęła do chłopaka dłoń z banknotem.

- Nie, nie trzeba, niech sobie pani zatrzyma - wziął zakupy i wyszedł odprowadzony zdziwionym wzrokiem pani Byers.

Wsiadł do samochodu i podał Billy'emu lizaka. Hargrove rozerwał papierek i wpakował sobie słodycz do ust. Robił to wszystko tak zachłannie jakby nie miał osiemnastu lat tylko pięć.

Rock me/Harringrove [Chwilowo Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz