Wszystkie włosy stają mi dęba, po usłyszeniu swojego imienia. Czuję się jakby mama wróciła z wywiadówki ze szkoły, a ja dosłownie dzień wcześniej obraził wszystkich możliwych nauczycieli i wyrządził ogromne szkody. Zamieram całkowicie i nie drgne ani o centymetr, mam wrażenie, że nawet przestaję na chwilę oddychać.
- Yoongi. - powtarza, po czym kuca przede mną i kładzie dłonie na moich kolanach.
Jego ręce są mokre, a dodatkowo słyszę kapanie, najprawdopodobniej z jego ubrań. Jestem coraz bardziej zdezorientowany co się stało, gdy nas z Jinem nie było.
- Gdzie ty byłeś? Czemu wyszliście? - w jego głośnie nie słyszę zdenerwowania, a bardziej przerażenie, flustracje i stres. Nie słyszę teraz Jungkooka jako odpowiedzialnego wolontariusza z autorytetem, lecz Jungkooka jako przerażonego, młodego chłopaka. Czuję od razu ogromne wyrzuty sumienia, nie chciałem, żeby się tak czuł. - Czemu nie mogliście poczekać? Czy ty wiesz jak się cholernie bałem?
Otwieram tylko kilka razy usta, ale za każdym razem je zamykam, bo nie mam pojęcia co mam mu powiedzieć. Przeprosić? To zbyt puste i za mało znaczące, nie jest wystarczające na tę sytuację. Dlatego siedzimy przez chwilę w ciszy, Jungkook najwyraźniej też myśli nad odpowiednimi słowami.
- Przestraszyłem się, że poszedłeś na molo z laską i wpadłeś do wody. - wyznaje. - Przepłynąłem całe po długości, więc nie mam już na nic sił, tym bardziej na wydobywanie z ciebie odpowiedzi. - zrezygnowany wstaje i głośno wzdycha. Z każdym jego słowem czuje się coraz gorzej i gorzej. Wyrzutów sumienia przybywa mi jak kropla do kropli deszczu w potężnej ulewie.
- Chciałem tylko wyjść ze swoim przyjcielem. - mówię w końcu. - Przez ostatnie dni powtarzasz mi nieustannie, że jestem normalny, że mogę żyć tak jak wcześniej, więc chciałem zrobić to co ludzie w moim wieku robią codziennie. - zaczyna się we mnie gotować i zaczynam z każdym kolejnym słowem podnosić ton głosu. - Myślisz że czuję się z tym dobrze, że przez moje wyjście zaledwie kilka ulic dalej, szukało mnie zbiorowisko dorosłych ludzi? Że wezwano służby przez to, że byłem samodzielny? - zaczynam na niego krzyczeć, bo czuję się teraz tak źle, że nie umiem poradzić sobie z emocjami. - Nie chciałem, żebyś się martwił, bo ostatnie czego teraz chce, to stracić jedyną bliską mi osobę, która mi została.
Po tym nastaje między nami ciężka i długa cisza. Jungkook już mi nie odpowiada, za to zostawia mnie w naszym małym pokoju i siedzi do późna w łazience. Nie wiem czy zmywa z siebie zapach jeziora czy stara się zmyć z siebie złe samopoczucie. Możliwe że oba jednocześnie i dlatego tak długo mu to zajmuje. Jednak w tym czasie uczucia ze mnie schodzą i rozumiem, że nie powinienem się na niego tak dziecinnie wydzierać. Gdy wyjdzie z łazienki, zamierzam opowiedzieć mu monolog o tym jak bardzo go szanuję jako wolontariusza, człowieka, jak żałuję swoich czynów i jak mi przykro. Jakbym chciał cofnąć czas i na niego tutaj poczekać. Jak bardzo nie chciałbym się z nim kłócić.
Słyszę otwieranie się drzwi i już biorę głęboki wdech, aby zacząć swoją długą wypowiedź, gdy czuję jakiś mokry i chyba gnijący materiał na swojej twarzy. Zdegustowany zdejmuje to "coś", co po kształcie przypomina skarpetkę.
- To twoje rozgrzeszenie, właśnie dostałeś w twarz skarpetką z jeziora. - uświadamia mnie, przez co robi mi się paradoksalnie lżej na sercu.
Słysząc zwyczajny, przygłupi ton Jeona i widząc jego dziecinne zachowanie, kamień spada mi z serca. Na pewno lepiej się czuję, jeśli stać go na rzucanie przemoczoną skarpetą. Mimo to nadal mam poczucie winy, bo widok załamanego, przerażonego Jungkooka, to widok który złamał mi serce i nigdy bym nie chciał, żeby doszło do tego znowu.
- Przepraszam Jeon.
Wyrzucam z siebie w końcu te słowa, a w odpowiedzi słyszę jak kładzie się do swojego łóżka i obraca na nim jeszcze kilka lub kilkanaście razy z boku na bok. Robię więc to samo, ale bez elementu owsików, czyli bez wiercenia się.
- Przyjmuję. Po uderzeniu skarpetą nie musisz mnie przepraszać, bo to anuluje wszystkie złe czyny. - tłumaczy, na co tylko prycham, bo nie chce mi się podważać jego filozofii. - Ostatnio tak się bałem, gdy miałem osiemnaście lat i brałem udział w wypadku.
Odwracam głowę w jego kierunku, bo nie spodziewałem się teraz takiego wyznania. Najwidoczniej nadal jest pod emocjami, ale rozumiem to. Nawet Jeon Jungkook czasem się łamie, a ten wieczór jest naprawdę ciężki psychicznie.
- Ukradłem ojcu samochód i bez prawa jazdy pojechałem ze znajomymi na wycieczkę. Przejechaliśmy się przez kilka ulic, ale na tym się skończyło. - mówi tak spokojnie, że czuję jakby jego słowa rozpływały się w ciszy, która panuje w tym pokoju. - Przejechałem przez czerwone światło i zderzyliśmy się z innym samochodem.
- Coś Ci się wtedy stało? - pytam, chociaż mój ton głosu jest o wiele mniej opanowany niż jego. - Albo twoim znajomym?
- Nie, skończyło się na złamaniach, skręceniach i zwichnięciach. Wszystkim po wyjściu ze szpitala pomagał mój tata, za darmo oczywiście. - wzdycha, znowu się przewracając. - Najgorzej było otworzyć oczy po chwili nieprzytomności i zobaczyć SOR, a nademną mamę, która sprawdza mój stan fizyczny z innymi lekarzami i pielęgniarkami. W jej oczach było tyle zawodu, nigdy nie zapomne tego momentu. To najgorsze wspomnienie jakie mam.
- I to ci się śni każdej nocy? Przez to masz koszmary?
- Tak, ciągle widzę ten moment, ale w moich koszmarach umieram w karetce.
Nie chcę dalej go wypytywać, bo słyszę, że mówi coraz ciszej. Wysłuchując jego wyznań, ściska mi się serce, bo nigdy nie pomyślałbym, że Jungkook przeszedł przez coś takiego. Tak bardzo mi przykro, że tkwi to w nim przez lata i że dzisiaj przypomniałem mu o tak samo mocnych i negatywnych emocjach.
Tym bardziej podziwiam go, że na codzień jest tak pewny siebie i optymistyczny, pomimo traum z przeszłości.
Wstaję z łóżka i przesiadam się na to jego. Łapię Jeona za lekko trzęsącą się dłoń, a przez ten gest przestaje się przekładać i wiercić.- Teraz robisz o wiele więcej dobrego, nie musisz się obwiniać o swój jeden błąd. - tłumaczę mu. Rolę tym razem się odwróciły. - Jeon, wyciągnąłeś mnie z dołka i wyciągniesz z niego wiele innych osób. Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem.
W tym momencie dociera do mnie jak Jungkook stał się dla mnie ważny przez te kilka dni. Dał mi bardzo dużo, bo pomógł mi w moim problemie, znosił moje nastroje, pomógł mi zrozumieć, zobaczyć nowe możliwości i przyszłość przede mną. Zaufał mi na tyle, że wyjawił mi swoją największą tajemnice, dba o mnie i moje samopoczucie, skoczył za mną do śmierdzącego jeziora i nie był na mnie zły, po tym jak zaginąłem. Jest dla mnie najlepszą wersja siebie, a ja chce być najlepszą wersja siebie dla niego.
Zakochałem się.
Kocham Jeona Jungkooka.
- Yoongi, to ja powinienem budować Ciebie, a nie ty mnie. - śmieje się cicho. - To już za mną, nie potrzebuję wsparcia. Nie wiem czemu Ci to powiedziałem, możesz dopisać to do moich głupich opowieści z mojego życia.
- Muszę cię podbudowywać, bo jesteśmy przyjaciółmi. - posyłam mu uśmiech, którego i tak nie zobaczy w tej ciemności.
Kładę się obok niego. Czuję jak oddycha, mogę przyrzec, że słyszę bicie jego serca, chociaż leży kilka centymetrów ode mnie. To naprawdę fatalany moment być tak blisko Jeona i zdać sobie równocześnie sprawe ze swoich uczuć wobec niego. Staram się poukładać w głowie to wszystko co się dzisiaj wydarzyło, ale nie daje rady. Czuję teraz tyle pozytywnych i negatywnych odczuć, a przez to multum gromadzącej się energii, że mógłbym zrobić kolejny maraton z Jinem poza ośrodek. Dlatego leżę niespokojnie i ani trochę senny jeszcze długo po tym jak Jungkook zasypia. W końcu sięgam po swoją MP3 i wkładam słuchawki do uszu, mając nadzieję, że w ten sposób szybciej zasnę.
Like an echo in the forest
The day will come back around
As if nothing happened
Yeah, life goes on
Like an arrow in the blue sky
Another day flying by
On my pillow, on my table
Yeah, life goes on
Like this again
CZYTASZ
COLOURLESS °• Yoonkook•°
FanfictionYoongi traci wzrok w wyniku choroby. Osiemnastolatek przez to zamyka się w sobie, odsuwa od znajomych oraz rodziny. Nie umie funkcjonować w nowej rzeczywistości, w której się znalazł. Po jakimś czasie jego matka chcąc dla niego dobrze, zapisują go n...