7

144 13 4
                                    

Zakład Pascala.

„Umowy honorowej nie można złamać, bo to łamie tego, kto ją zawarł.“

Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła

— Na pewno nie da się już nic zrobić?— zapytałam z nadzieją w głosie i wycieram spocone dłonie o spodnie.
Lekarz spojrzał na kartę wyników leczenia. Zmarszczył brwi i wstrząsnął głową.  Po kilku minutach spojrzał na mnie poważnie.

— Proszę panią, my nie jesteśmy bogami, jesteśmy onkologami.— Jego słowa zawisły w powietrzu. Mój oddech by urywany.

— Ale jest pan najlepszy w całym kraju, proszę, błagam tu chodzi o moją mamę, proszę, nie chce jej stracić, niech pan coś zrobi.— Moje słowa wypadały z moich ust i plątały się w powietrzu. Gorycz pomieszana ze smutkiem. — Prosze... Nie chce też jej stracić.— Lekarz spojrzał na mnie współczującym wyrazem twarzy.

— Przepraszam, ja nie potrafię jej pomóc.— Urwał ze mną kontakt zwrokowy a ja poczułam jak życie znowu ucieka z moich rąk. Tyle prób, starań, stracony czas i pieniądze tylko po tu by usłyszeć, że nie da się jej pomóc. Moja matka umiera na moich oczach a ja nie mogę nic z tym zrobić.

Czułam jak gulka w moim gardle rośnie i rzuciłam tylko na pożegnanie ciche: dziękuję i do widzenia.
Wyszłam z gabinetu. Tyle czasu czekałam na wizytę u tego specjalisty i co. Nic, tylko znowu to ci powiedzieli tamci. Słowa pocieszenia w stylu „wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się, wyzdrowieje, trzeba się pogodzić z losem“. Mówią tak bo to przecież nie ich matka umiera. Oni nie muszą przechodzić przez to piekło.
Czas, brakuje mi czasu by jej pomóc, gdybym tylko wiedziała jak zrobić by zatrzymać ją przy mnie.

Usiadłam na ławce w parku, westchnęłam i czekałam na jakieś zbawienie.

— Dajcie mi siłę. — mruknąłam do siebie.

Usłyszałam nagle cichy chichot, spojrzałam na ławkę przede mną. Siedział na niej młodu mężczyzna w idealnie wykrojonym garniturze. Jego ciemne oczy wydawały się dziwnie znajome. Kącik jego ust nieznacznie podniósł się ku górze gdy zobaczył, że mu się przyglądam.

— Siły to ty masz dużo, jesteś wytrzymała. — odezwał się nagle. — Ale potrzebujesz odrobiny pomocy. — Moje oczy z zaciekawieniem patrzyły na niego, jego aura była przyciągająca i kusiła mnie.

—To znaczy? — wysilam się tylko na tyle, a jego usta znowu przybrały uśmiech.

— Czym się martwisz? Taka piękna kobieta nie powinna mieć tyle na głowie.

—Nie wiem czy powinnam mówić.— Przygryzam wargę. — Jesteś mi całkowicie obcy.

— Czasami rozmowa z nieznajomym jest lepsza niż z kimś bliskim. Spojrzę na twoją sprawę całkowicie obiektywnie. — Zmarszczyłam brwi a nieznajomy dodał mi otuchy kolejnym uśmiechem w moją stronę. Chwila mojego zawahania odrazu uciekła.

— Moja mama jest poważnie chora... A ja nie wiem i jak jej pomóc. — Nieznajomy spojrzał się na mnie intensywnie. — J-ja nie chce jej stracić.

— Myślę, że da coś się zrób na twoje zmartwienie. — Uśmiechnął się pokrzepiająco. — Już jutro znajdę ci lekarza, który pomoże twojej mamie... Ale wiesz, że wymiany nie są za darmo.— Przygryzam wargę i zmarszczyłam brwi. — Ja dam ci to czego potrzebujesz a ty wtedy zostaniesz moją dłużniczką.

— Jak mogę ci ufać, że to prawda? — Mężczyzna uśmiechnął się do mnie po raz kolejny.

— Jesteś sprytna. — Zaśmiał się cicho. — Cóż znasz takie coś jak zakład Pascala? Polegał on na tym, że lepiej wierzyć w Boga i jeśli istnieje to dostajemy życie wieczne, a jeżeli nie to nic nie tracimy. Uznajmy, że nasz układ będzie na takich zasadach. Ty mi zaufasz i wtedy twoja matka wyzdrowieje wtedy ja również na tym zyskam.

— A-ale jak będzie mogła wypłacić się z tego długu?

— Uwierz mi, ale każdy taki układ zwraca mi się z odsetkami. — Puścił mi oczko a ja na chwilę utknęłam w swoich myślach.

Cóż liczy się tu tylko moja matka, nic więcej.

— Zgadzam się. — rzuciłam a nieznajomy uśmiechnął się do mnie i podał mi rękę na znak upieczętowania naszej umowy.

— Mądra dziewczynka.— Przez chwilę panowała cisza a ja czułam swego  rodzaju niepokój, ale także ekscytację. Jego dotyk był mi dziwnie znajomy. — W każdym razie, zawsze możesz zakończyć nasza współprace, ale uwierz mi lepiej tego nie robić. Wierz mi lub nie, ale jestem mistrzem w odbieraniu długów.— puścił moja dłoń i odszedł zostawiając mnie z milionami pytań przepływających przez moją głowę.
Spojrzałam na swoją rękę w której zostawił wizytówkę. Był na niej numer telefonu. Była w kolorystyce ciemnej a samym środku ozdabiały ją ciemne skrzydła.

All my sins  | Jeon JeongGukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz