17. Bill

43 4 7
                                    

Stałem na pustym polu. Wiał leciutki wiatr, zero chmur na niebie, nikogo w pobliżu, tylko ja.

Postanowiłem się trochę rozejrzeć.

Ruszyłem prosto przed siebie. Po kilku krokach nagle przede mną pojawiła się postać, stała nieruchomo na środku pola. 

Im bliżej niej byłem, tym wyraźniejsze jej rysy twarzy były.

Dotknąłem jej ramienia, a postać, jakby wyszła z transu.

Dopiero w tamtym momencie byłem w stanie określić kto to był - był to Clay.

Nagle zerwał się potężny wiatr, a na niebie pojawiły się czarne chmury, z których po chwili zaczął padać czerwony deszcz, jakby krew. Pioruny zaczęły walić w każde możliwe miejsce.

Złapałem Clay'a za rękę i chciałem uciekać, ale on ani drgnął.

„Szybko!" Krzyknąłem ciągnąc go za ramię, lecz cały wysiłek na nic, stał i patrzył w górę.

Nagle strzelił w niego piorun, największy ze wszystkich.

„George!" Poczułem szturchnięcie. „Wstań lekarz przyszedł."

Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą wysokiego mężczyznę w fartuchu lekarskim. Wstrzymałem oddech, patrząc na lekarza z ogromną nadzieją.

Jego twarz była poważna, zaczął coś czytać z kartki, po czym przemówił. „Żyje."

Z mojego serca spadł ogromny kamień i poczułem znowu odrobinę nadziei na normalne życie. „Dziękuję..." Upadłem do kolan lekarza i rozpłakałem się.

„No już niech pan wstanie..." Złapał mnie za ramię i pociągnął. „Zaraz przyjdzie po pana pielęgniarka i zaprowadzi do jego sali."

Kiedy lekarz odszedł, podbiegłem do Bill'ego i rzuciłem mu się na szyje. „ON ŻYJE! SŁYSZAŁEŚ!"

„Słyszałem." Poklepał mnie po plecach.

Po chwili podeszła do nas pielęgniarka. „Dobrze, zapraszam za mną."

Ruszyliśmy, ja, Bill i pielęgniarka do windy i wjechaliśmy na drugie piętro.

Kobieta podeszła do sali numer 22 i otworzyła drzwi.

Na środku na ogromnym łóżku leżał Clay.

Chciałem wbiec, rzucić się na niego i już nigdy nie puścić, ale pielęgniarka mnie powstrzymała.

„Miał wiele szczęścia, kula nie przeleciała na wylot, zatrzymała się kilka centymetrów przed. Narazie proszę go nie męczyć i dać mu odpocząć, co prawda operacja zakończyła się kilka godzin temu, ale proszę dać mu jeszcze chwilę spokoju."

„Ile będzie musiał zostać?" Zapytał się Bill.

„Nie wiem, to zależy od jego stanu, ale na pewno nie mniej niż 2 miesiące. Dobrze to chyba tyle." Przejrzała kartki. „Zostawię was teraz samych, jakby coś się działo proszę wołać." Zamknęła za sobą drzwi.

Powolnym krokiem podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju.

„Clay?" Wyglądał bardzo słabo, blada skóra, sine usta, leżał podłączony do przeróżnych urządzeń.

Otworzył powoli oczy, rozglądając się po całej stali.  

„Hej!" Wyszeptał delikatnie się uśmiechając, ale wiedziałem, że cierpi.

„Hej." Rozpłakałem się.

„Nie płacz, przecież żyję." Jego głos był wyczerpany.

„Tak bardzo się o ciebie bałem. Mogę się przytulić?"

„Pewnie, tylko ostrożnie."

Najdelikatniej, jak potrafiłem położyłem się na jego klatce, starając się ominąć jego brzuch. 

„Uratowałeś mnie George..." Pocałował mnie w czubek głowy. „Dziękuję."

„Nie bylem sam, to dzięki Bill'owi dojechaliśmy na czas." Wskazałem na staruszka opartego o ścianę.

„Dzień dobry!" Pomachał do Clay'a. „Cieszę się, że żyjesz."

Clay rozpłakał się. „Dziękuję panu..."

Bill usiadł na fotelu obok łóżka.

„Słuchaj, tak mi przykro. Zepsułem nasz idealny dzień." Pociągnął nosem.

„O czym ty mówisz Clay. Ledwo uszedłeś z życiem, bo jakiś idiota cie postrzelił, a ty mówisz, że to twoja wina."

„Ale mogłem zrobić unik, albo go zastrzelić... gdybym tylko go szybciej zauważył."

„Każdy popełnia błędy, ale ty na pewno żadnego nie popełniłeś, to on chciał cie zabić, to nie twoja wina."

„Przepraszam..." Położył swoją słabą rękę, na moich plecach. „Uciekł, co nie?"

„Ta..."

„Nie jestem bezpieczny. To był ewidentnie planowany zamach, śledził nas. Jeżeli dowie się, że żyję, zaatakuje znowu."

„Clay cii..." Przejechałem wewnętrzną częścią dłoni po jego policzku. „Nie martw się teraz tym."

„A nasz ślub?"

„Poczekamy, aż poczujesz się lepiej. Nigdzie nam się nie śpieszy."

„Ś-ślub?" Przemówił zdziwiony Bill.

„Tak." Pokazałem pierścionek na palcu.

Bill widocznie posmutniał i wyglądał, jakby próbował powstrzymać łzy. „Gratuluję!"

„Coś się stało?"

„Nie nic." Pociągnął nosem. „Tylko przypomniałem sobie mojego chłopaka. Zmarł w pożarze, ale to tam nie ważne." Machnął dłonią.

„Niech pan opowie." Powiedział cicho Clay.

„Mieliśmy około 20 lat kiedy się poznaliśmy. Był idealny, mój wymarzony partner. Chcieliśmy spędzić całe życie razem, planowaliśmy naszą przyszłość i obiecaliśmy sobie, że będziemy się kochać na zawsze. Pewnego dnia, przeczytałem w gazecie o pożarze." Przełknął ślinę. „O pożarze, który wybuchł w domu, w którym on mieszkał. Wszyscy zginęli. Tego dnia chciałem mu się oświadczyć, lecz nie zdążyłem, bo jego już nie było, umarł. Moje uczucia do niego nie zmalały, kocham go tak samo, jak kochałem 50 lat temu i przez te wszystkie lata nie potrafiłem o nim zapomnieć, nigdy nie zakochałem się na nowo, nie potrafiłem..." Przetarł łzy z oczu.

„Tak mi przykro." Objąłem go.


——————————————————
763 słów

StokrotkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz