✧[ROZDZIAŁ 7]✧
Isaac kochał śniadania — gorące dania, koronką szyty obrus, świeczki pachnące tragedią, cisza niedobudzonego jeszcze królestwa i kochał też skrzypce — ich tragiczną muzykę, delikatność dźwięków, ponętność dłoni na smyczku, wysoko uniesionych głów. Jak w największych filharmoniach, teatrach. Uwielbiał rozpacz strun, ich czyste piski i dźwięki. Słuchał wszystkiego, co piękne, co miało życie, a w muzyku trochę troski, ale ta gra była brzydka, ohydna. Kobieta, która w drżących rękach trzymała najdroższe w jej życiu skrzypce, nawet nastroić ich porządnie nie umiała, dźwięki drgały, bujały się, a ona sama była na skraju płaczu.
Smyczek wypadł jej z ręki, zrobiła się blada jak ściana, po polikach poleciały szklane łzy. Upadła na kolana. Dobry Boże, jak ona się bała. Rok temu skrzypce dostała, a już proszona była o granie przed królem, o pokazanie gry, której nie umiała, nie znała. Utwór był zbyt trudny, ileż mogła powtarzać, że nie da sobie z nim rady. Zaczęła płakać wielkimi łzami, skrzypce położyła na ziemii, smyczek wciąż trzymała w prawej ręce.
– Co się stało? – zapytał Isaac, dumnie siedzący na fotelu we własnym pokoju.
Jego głos był delikatny, jak cienki lód, jak bibuła albo kruche szkło. Był taki spokojny i inny niż zwykle. Inni niż ludzie mówili, że był. Zwykle nazywano go koszmarem — nie miał empatii, miłości, oprócz syna nawet rodziny. Po tragedii osiemnaście lat temu nowych doradców nie wybrał, nikogo do pomocy przy księstwie nie miał. Był sam jak palec i nawet lustra pękały na jego widok.
– Dlaczego ja? – zapytała blisko szaleństwa. Bo dlaczego ona miała mu grać, kiedy ledwo co smyczek w dłoń złapała, ledwo nut się nauczyła i pierwsze skrzypce dostała.
– Przypominasz ją. Elizę. – Wstał z fotela i kucnął przy niej, leżącej na podłodze we własnych łzach. – Masz takie same oczy i włosy, głos też podobny, tyle że ona się mnie nie bała. – Uśmiechnął się, choć sam do siebie, bo kobieta przed nim drżała ze strachu. – Minęło 18 lat, odkąd nie żyje, a ja wciąż pamiętam jej ostanie słowa. Zajmij się Killanem, chroń go, błagam. Pokochaj tak jak ja ciebie, choćby miało być to bolesne. Chcę, żeby na swoje ósme urodziny dostał Szkarłatnego Księcia. Kocham cię, Zack. Tak powiedziała, a ja zacząłem płakać – skończył cytować, patrząc kobietę. Była przerażona, płakała jeszcze bardziej, wręcz wyrywała się do krzyku. – Możesz iść – dodał, a ona pozbierała skrzypce z podłogi i w płaczu wybiegła.
Nie wiedział, dlaczego jej o tym powiedział i dlaczego znów za nią tęsknił, nawet po tych wszystkich latach, nawet po przemyśleniu tego milion razy i wciąż mając jej ostatnie szczęście. Chociaż od kiedy Killan uciekł, nie miał nawet tego.
Spojrzał na jej obraz, jedyny w tym księstwie, mający już ponad dwadzieścia lat. Uśmiechała się, blond włosy, nieco ciemniejsze od jego i Killana, spływały jak strumyki po jej ramionach. Miała zielone, duże oczy, białą suknię, w rękach trzymała bukiet czerwonych róż. Doprawdy, z tęsknoty za nią mógł płakać do upadłego. Nie zasługiwała na smierć.
Drzwi od jego pokoju otworzyły się, później zamknęły z hukiem. Stukot butów przeszedł po całym pokoju, a Isaac nawet nie musiał odwracać głowy, żeby wiedzieć, kto pierwszy raz od dawna go odwiedził. Anthoni — najmłodszy z jego dwóch braci, urodzony sześć lat po nim i osiem po Rafaelu. Z tyłu głowy włosy miał do ramion, z przodu wycieniowane, grzywkę po obu stronach twarzy, trochę opadało mu na czoło. Ubrany w biały strój, z bandażem na szyi, za którym kryła się kolejna tragedia szczecińskiego księstwa. Prawe oko miał białe, nie widział na nie, ślepy na pół świata.
CZYTASZ
Szkarłatny Książę
Romance❝Chorował na dotkliwą samotność i potrzebował leków, nim w płucach urosną mu cierniste ogrody. Dla krztyny miłości rozkruszyłby filigranowe niebo i strącił wszystkie gwiazdy, a słońce złapał w dłoń, choć parzyłoby go, a palce zaszły węglem, nie puśc...