12 stycznia 1724
Kolejny raz tylko w innej pogodzie kroczyłem za trumną. Czułem się jakbym był nikim, ale jednocześnie wszystkim. Nie niosłem jego trumny na barakach, a swoją której nie widać. Wraz z nimi zakopałem każde uczucia jakie posiadam. Śmierć oczyściła mnie doszczętnie. Matka płakała gdy rano chciała się pożegnać z ukochanym synem. Oczywiście zastała taki widok w jakim ja go opuściłem. Na stypie usiadłem obok matki. Choć raz chciałem być jej synem. Stykaliśmy się ramionami. Udawała, że teraz jestem jej synem. Po tylu latach przez które praktycznie wydziedziczyła mnie z rodziny. Gdy uciekałem nie chciała nawet wiedzieć co się stało z jej drugim najstarszym synem. Rosół wydawał się być wodą z olejem. Udawałem, że mi smakuje. Chociaż mięso miało swój smak. Kucharka niedogotowała do końca mięsa. Zdarzały się połowicznie surowe części. Nie mogłem się oderwać od chociażby najmniejszej części. Po zjedzeniu pięciu kawałków czułem większe pragnienie. Wiedziałem, że potrzebuję kogoś kto mnie wyrwie z transu.
-Liam? Mogę cię prosić na zewnątrz?- zapytał pośpiesznie Asgar.
Zgodziłem się. Stanęliśmy przed salą. Akurat miałem czas odpalić papierosa. Płomień wydobył szary dym. Zaciągnąłem się najbardziej jak tylko się dało. Wystawiłem w stronę brata dłoń z trucizną. Chłopak wziął i zrobił to co ja.
-Nie wiedziałem, że palisz. A tak wogóle dzięki.
Wzruszył ramionami wkładając dłonie do kieszeni płaszcza.
-Czasem popalam, zabierałem fajki ojcu do czasu aż się skapnął. Zbił mnie i tyle. Nie ma za co dziękować.
-Jest za co, jeszcze chwila i mógłbym rzucić się z łapami do wujka Alojzego. Podobno bije żonę.- westchnąłem biorąc wdech zatrutego powietrza.
-Trudno się z tym żyje? Chodzi o odmiennych i z tym ile masz na sumieniu. Tylko nie udawaj, bo wiem, że to ty zabiłeś napewno kilka osób.
-Nie jest aż tak źle, nie czujesz głodu i zimna po części. Nie musisz mordować, starczą banki krwi czy świeży zmarły do spuszczenia krwi. Albo po prostu jesz mięso. A kogo zabiłem?
-Możliwe, że ojca. Czy brata? Nie wiem i chyba wolę nie wiedzieć. Widziałem rano co się stało. A o co chodzi ci z tym nowym życiem?- zapytał wpatrując się jak gaszę o budynek papierosa.
Uśmiechnąłem się szeroko odbijając się od ściany.
-Uwierz, że będziemy żyć lepiej. Możemy już dziś o ile chcesz.
-Dużo ryzykujemy?
-Tak, ale warto. Daj mi szansę, bo drugiej nie będzie.
-Zaufam ci ten jeden raz. Te walizki leżą w sianie po prawej stronie.
-Okej, idę do domu aby wszystko uszykować. Powiedz dziewczyną, że dziś zmienię nam drogę.- odparłem mrugając.
W domu sięgnąłem po czyste kartki oraz pióro. Usiadłem ostatni raz przy biurku nawilżając śliną końcówkę zaschniętej stalówki. Matce należały się wyjaśnienia i kilka obelg aby nie mogła spać po nocach. Zrobiła sobie szóstkę dzieci, a żadne z nich nie będzie ją wspierać w starości. Jedno sama zabiła, a drugie doprowadziła do skopiowania ojcowskiego charakteru.Droga matko!
Piszę w imieniu moim, Asgra, Adison oraz Margaret. Odchodzimy, bo taka jest kolej rzeczy. Dzieci opuszczają rodzinne gniazda. Po tylu latach nic nas tutaj nie trzyma. Zawsze będziesz naszą matką, ale wiedz, że nie byłaś najlepsza. Nigdy nie odkupiłaś swoich wad. Ojciec nas bił, a ty stałaś obok. To wszystko to jest właśnie przeszłość. Teraz prosimy cię abyś żyła, jadła i cieszyła z tego co masz. Najprawdopodobniej nigdy się już nie spotkamy. Chcemy abyś dbała o grób ojca i Zaca. Pomimo, że byli dyktatorami to zasługują na światełko i kwiaty. Każdy jest człowiekiem, ale nie każdy może mieć jego miano. Ty byłaś tylko marionetką w rękach kata. Popełniamy błędy, jest to bardzo ludzkie. My też je robimy. Ja robię nawet za często. Gdy to czytasz nas już nie ma obok. Zapewne jemy jajecznicę. Nie wiesz co to? To coś z innego świata, mamo. Byliśmy złymi dziećmi, a przynajmniej ja. Betty jest dowodem na twoje okrucieństwo (nigdy ci tego nie wybaczę -Liam). Zac pokazał, że twoje uczucia były skierowane tylko do niego. Asgar zasługiwał na twoją uwagę bardziej niż kto inny. Adison płakała gdy ty krzyczałaś za spalone mleko. Margaret miała ataki paniki gdy na dole ojciec nas lał jak psy. Przyznam ci się, bo nigdy mnie nie zobaczysz. Ja-Liam Miteńko zabiłem ojca. Chciałem aby ten nigdy nie skrzywdził. Miałem odejść sam, ale stwierdziłem, że rodzeństwo zasługuje na szczęście bardziej niż ja. Żyj zdrowo, kochaj życie i nie bądź zła na resztę. Dziękuję za dach nad głową i chyba to tyle skoro nawet Margaret chodziła głodna. Przypomnę, że nie jesteśmy biedni i nas stać było na jedzenie. Nauczyłaś swoje dzieci, że na miłość od matki może sobie zasłużyć tylko jej mąż i przydupas będący kopią ojca. Nigdy nie zostanę katem dla swojej miłości. Kobietę będę traktował jak księżniczkę. Jesteś idealnym przykładem jak nie chować dzieci i czego unikać. Życzę ci tego co najlepsze i abyś nie miała więcej dzieci oraz rodziny. Nie niszcz im życia. Zrób to dla nas o ile resztę też wolałabyś potopić w jeziorze. Skoro nie potrafisz udźwignąć ciężaru bycia matką, to po co pchać się do łóżka z mężczyzną. Byłaś na tyle dorosła aby znać skutek swoich czynów.
CZYTASZ
Liam
RomanceDo czego jesteśmy zdolni aby wygrać grę zwaną "życiem"? † Bezwzględny morderca i jego początki. Każdy ma słabości, nawet ci którzy są ponad szczyty. Do czego jest zdolny aby wygrać z śmiercią? Czy usuwanie wrogów krwawym ostrzem będzie dotrzymywać...