012.

324 21 94
                                    

Mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł tak trochę... Na odpierdol? Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się on spodoba.

Przepraszam za te ciągłe przeskoki w czasie. Mam nadzieję, że aż tak bardzo to nie przeszkadza.

Pozdrawiam i życzę miłego czytania :D

I nie zapomnijcie o komentarzach, bo uwielbiam je czytać ❤️❤️❤️❤️

____________

Mateusz obudził się nad ranem z potężnym bólem głowy. Z trudem otworzył oczy i zorientował się, że leży w łóżku księdza Walerego. Czym prędzej zrzucił z siebie kołdrę i bardzo ostrożnie zszedł z posłania, a następnie powoli zaczął iść w kierunku drzwi.

***

Mężczyzna wszedł do kuchni, w której zastał wikarego robiącego sobie kanapeczki na śniadanie. Gdy brązowowłosy zauważył proboszcza, uśmiechnął się do niego.

- Widzę, że pospałeś sobie. - zaśmiał się młodszy.

- Jak to się stało, że spałem w twoim łóżku? Ja nic nie pamiętam... - wyjąkał niebieskooki łapiąc się za głowę.

- Wczoraj wieczorem wróciłeś kompletnie pijany. Zabrałem cię do swojego pokoju i tam mi się zwierzałeś. No i potem powiedziałeś, że chce ci się spać, więc ustąpiłem ci łóżko. - wyjaśnił kapłan.

Blondyn przypomniał sobie o spowiedzi, która miała miejsce poprzedniego dnia. Przypomniał sobie twarz tego skurwysyna i jego okropne oczy pozbawione jakiejkolwiek skruchy za swoje obrzydliwe czyny.

- Nie musisz się martwić. Zadzwoniłem do szkoły i powiedziałem, że źle się dzisiaj czujesz i nie możesz ruszyć się z łóżka.

Właśnie wtedy Matteo uświadomił sobie, że przejebał dzień w pracy przez swoje pijaństwo. Czuł potworne wyrzuty sumienia, że doprowadził siebie do takiego stanu, że nie mógł pójść do szkoły. Było mu również wstyd za to, że Walery widział go w stanie silnego upojenia alkoholowego.

- Boże... Co ja ze sobą robię? - westchnął sam do siebie.

- Spokojnie, przecież nic złego się nie stało. Nie możesz się teraz stresować, dlatego że jutro masz randkę. - rzekł ze szczęściem w głosie młody wikary.

- Co? Jaką randkę? O co ci chodzi?! - spytał Mefiu.

- Podsłuchiwałem wczoraj waszą rozmowę z Możejką. Wiem, że idziecie jutro do parku. - zaśmiał się młodszy.

- O co ci chodzi? Jaka randka? Ja przecież jestem księdzem! I nie jestem wcale gejem! - wytłumaczył nerwowo niebieskooki.

- A wczoraj mówiłeś mi, że nim jesteś. Dodatkowo wyznałeś mi, że kochasz pana Możejkę.

Żmigrodzki oparł się o meble kuchenne i ukrył twarz w dłoniach. Wikary stanął obok mężczyzny i objął go ramieniem.

- Ej, przecież to nic złego. Jesteś takim samym człowiekiem, jak inni. Masz prawo się zakochać i być kochanym. - powiedział z czułością.

- A właśnie, że nie mam! I ty też nie masz, bo obowiązuje nas celibat! Nie rozumiesz, że homoseksualizm wśród księży jest czymś zakazanym? Gdyby biskup się dowiedział o tym, to wyleciałbym ze stanu duchowieństwa! Ewentualnie w najłagodniejszym wypadku przeniósłby mnie daleko stąd... - wyjąkał załamany Mateusz.

- Ale biskup przecież nie musi wiedzieć o twoich uczuciach. Nie bój się samego siebie. - szepnął Opałek, a następnie przytulił przyjaciela.

- Walczę z tym prawie czterdzieści lat... Poważnie zgrzeszyłem tym, że zataiłem mój sekret przed Kościołem... Ja naprawdę kocham być księdzem, ale...

W imię...  [Orest x Mateusz] (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz