-Skąd ty to wszystko wiesz?- zapytała zaciekawiona Shaylin, żeby przerwać niezręczną ciszę, która między nimi zapanowała.
- Słuchaj- zaczął Simon- jak już mówiłem dowiesz się w swoim czasie.
,,Jezu, ale on jest przystojny"- Shaylin ogarnij się. Nie możesz się w nim zakochać, przecież nie mówi ci całej prawdy- zganiła się dziewczyna.
Szli przez dobry kilometr w ciszy. Nie była ona niezręczna, wręcz przeciwnie była całkiem przyjemna. W końcu dotarli do rzeki. Była piękna. Nagle Shaylin po drugiej stronie mostu zobaczyła wyjście z lasu i obrazu rzuciła się do biegu. Kiedy tylko wbiegła na niego, zawalił się. Jednak nie wpadła do rzeki, bo złapały ją silne ramiona Simona.
- Dz...dz... dziękuję- ale jak to zrobiłeś, przecież nie biegłeś za mną?
- Mówiłem ci już, żebyś uwarzała. Że tu nie jest bezpiecznie.
- Po pierwsze nie odpowiedziałeś na moje pytanie. A po drugie poprostu biegłam do wyjścia. Nie widzisz tego?
- to była podpucha. Wyjście jest daleko stąd, a my jesteśmy w środku lasu.- wyjaśnił spokojnie Simon.
-Podpucha? Co chcesz przez to powiedzieć?
-Poprostu...