Rozdział 10

2.4K 132 419
                                    

Miłego czytania kochani :*

Z frustracją zaczęła walić pięściami w moją klatę. Złapałem nadgarstki blondyny i przyciągnąłem ją mocno do siebie, bo nie ograniczała swojej siły, a ja nie byłem przecież z żelaza. Jedną dłonią krępowałem te malutkie rączki, a drugą uniosłem, by odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy Gilbert.

— Ty potworze.

— Io? Un mostro? [Ja? Potworem?] — Uniosłem brwi, lekko się uśmiechając. — Zabieram cię na wakacje, co w tym okrutnego?

— Porwałeś mnie, ty debilu! — Podjęła próbę uwolnienia swoich nadgarstków. — Oddaj mój telefon! Zgłoszę cię na policję! To jest uprowadzenie!

— Och, veramente? [Och, doprawdy?] — Przesunąłem opuszkami palców po policzku dziewczyny. — Praktycznie sama weszłaś na pokład samolotu, kwiatuszku.

Clary już otworzyła usta. Słowa jednak nie opuściły jej gardła, a na policzki wtargnął purpurowy kolor. Niebieskie oczy pociemniały jeszcze bardziej.

— Signor Caruso. — Usłyszałem głos pilota. — Noi possiamo andiamo? [Możemy ruszać?]

— Sì, non voglio che il Don ci aspetti troppo a lungo. [Tak, nie chcę, by Don zbyt długo na nas czekał.] — odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od pełnych gniewu oczu. — Siadaj, kwiatuszku, przed nami długa droga.

Pocałowałem ją w czoło i uwolniłem dłonie. Ze złością przetarła skórę. Opadłem miękko na fotel, zapiąłem pas i zająłem się przeglądaniem telefonu, jakby było w nim coś interesującego. Po kilku sekundach ciężkie westchnienie, jakie wydała Clary, wzburzyło mi czuprynę. Zajęła miejsce po drugiej stronie i skrzyżowała nogi oraz ręce. Machała nerwowo stopą, tak jak miała w zwyczaju. Trącała mnie co rusz koniuszkiem buta, bo dzieliła nas naprawdę niewielka odległość. Cieszyłem się, że siedzenia w tylnej części samolotu były zdecydowanie bliżej siebie, niż te z przodu.

Boże, nawet zupełnie obrażona, wciąż mnie pociągała. Nieźle się zadurzyłem w tym stworzeniu, skoro posuwam się do takich czynów.

— Jak możesz najpierw prosić o zaufanie, a później mnie porywać? — Podjęła, gdy samolot zaczął kołować na pas startowy. — Co ty masz w głowie? Nie kocham cię i kompletnie nie rozumiem, po co to wszystko.

Momentalnie moje ciało straciło optymalną temperaturę, gdy wspomniała o miłości.

— Może po prostu chcę sprawić ci przyjemność? — Zadarłem podbródek, odpowiadając z niebywałą lekkością.

— Ach tak, przyjemność z porwania, och — ironizowała. — Przepraszam, ale chyba nie odnajduję swojej roli masochistki w tym popierdolonym planie, Caruso. Niby co ci to da, że mnie uwięzisz? Jestem na tyle uparta, że wolę umrzeć z głodu, niż udawać, że między nami wszystko jest w porządku! — Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Te śliczne oczka, nagle rzucały iskrami niczym Zeus z Olimpu. — I co cię tak bawi?!

— Grzeczna i ułożona Clarissa Gilbert przeklina. — Mrugnąłem do niej. — Podobają mi się te rogi, które skrywasz pod ślicznymi włosami. Chcę ich więcej. — Zakręciłem złoty kosmyk wokół palca, ale szybko odtrąciła mnie.

— Ty mnie w ogóle nie słuchasz! I nie dotykaj mnie!

— Słucham cię, kwiatuszku. — Oparłem łokcie na kolanach i pochyliłem się w jej stronę. — To nie jest porwanie, tylko weekend w Europie.

— Co do diabła? — Rozszerzyła szeroko oczy.

— Najpierw lecimy do Nowego Jorku, tam dołączą do nas rodzice i razem udamy się na Sycylię.

𝐈𝐈. [+𝟏𝟖] 𝐅𝐥𝐚𝐭 𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐢 𝐒𝐞𝐭𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz