Miłego czytania :*
Leżałem dobre dwadzieścia minut na łóżku, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze na suficie. Całe szczęście nie wyglądałem już jak obraz nędzy i rozpaczy, jednak widoczna blizna, ciągnąca się od uda po kolano, przypominała o wydarzeniu z zeszłego roku. Dobrze, że nie miałem przed oczami swoich pleców, które także naznaczone zostały śladami po operacji. Nie byłem już młodym i przystojnym Adrianem Caruso, tylko człowiekiem naznaczonym przez błędy.
Właściwie to podziwiałem zdolności swojego organizmu, które dalej jakoś przędło, znosząc te wypadki, trucie alkoholem, fajkami, a także narkotykami. Pośmiertnie mógłbym oddać to truchło do badań, może akurat coś przydałoby się do eksperymentów.
Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy. Krople deszczu uderzały o szyby i parapet, a ja wciąż leżałem i leżałem, nie mogąc odnaleźć chęci życia. Wskazówki nieubłaganie przesuwały się do przodu, pokazując szóstą rano. Nie mogłem tak koczować, miałem przecież ważne rzeczy do wykonania.
Podniosłem się z łóżka i udałem do łazienki, aby wziąć prysznic.
Wyszedłem nagi z kabiny i od razu stanąłem przed lustrem, które przetarłem dłonią. Zimna woda sprawiła, że wszystkie moje mięśnie spięły się boleśnie, a wszystkie włosy stanęły dęba. Przejechałem palcem po tatuażu na piersi, skupiając na nim całą uwagę. Słonecznik dumnie błyszczał pokryty przez krople, tak samo jak uścisk dłoni tuż obok.
Mój mały kwiatuszek...
No dobra, Caruso. To jest ten dzień. Dziś się z nią skonfrontujesz po raz drugi. Obserwowanie jej przez lornetkę nic ci nie da. Nie wniesie nic więcej do twojego życia, poza frustracją, że ktoś inny jest blisko niej.
Wysuszyłem włosy, zgoliłem dwudniowy zarost, po czym ubrałem się elegancko w ciemny garnitur. Dzisiaj miałem odbyć pierwsze, od bardzo dawna, spotkanie firmowe. Czułem ekscytację, ale i stres związany z tym wielkim wydarzeniem. Caruso State of Development całkiem dobrze sobie radziło pod rządami Harveya, ale jednak to ja znałem się na budowach, projektowaniu oraz gruntach. Czas, by wszystko wróciło na odpowiednie tory.
Ostatnie trzy dni, które spędziłem w firmie, były naprawdę intensywne. Musiałem nadrobić wiele spraw związanych ze slumsami, ale także zabrać się za nowe projekty, które przyjął Scott. Najgorsze było jednak poznawanie całej załogi od nowa, bo właściwie poza dwójką architektów, Jasonem oraz Harveyem, nie znałem nikogo.
Cieszyłem się ze zmian, bo po wejściu do biura zostałem powitany bardzo profesjonalnie, a wszędzie panował perfekcyjny ład. Mój prawnik zasługiwał na order albo coś znacznie lepszego.
Założyłem płaszcz na ramiona, chwyciłem aktówkę i wyszedłem z mieszkania. Przekręcałem właśnie klucz w zamku, gdy usłyszałem, że ktoś również opuszcza apartament naprzeciwko. Uniosłem głowę, napotykając pogardliwe spojrzenie Claudii. Pierwsza wsiadła do windy i byłem pewien, że w pośpiechu wciskała przyciski, byle jak najszybciej dotrzeć na parter. Nie chcąc nadwyrężać kolana spacerem z czwartego piętra, wcisnąłem ramię w szczelinę, powstrzymując tym samym drzwi przed zamknięciem. Z cynicznym uśmieszkiem wszedłem do środka.
— Dzień dobry — mruknąłem, opierając się o jedną ze ścian.
— Dzień dobry — odpowiedziała, krzyżując ramiona na piersi.
— Zostawiłaś włączone światła w samochodzie na noc — powiedziałem, spoglądając na nią z uniesionym podbródkiem.
— Jasne, co jeszcze? — prychnęła.
— Nie chcesz mi wierzyć, to nie musisz, ale ta poświata od wschodniej strony nie pochodziła z latarni, tylko z twoich ledów.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wczoraj?

CZYTASZ
𝐈𝐈. [+𝟏𝟖] 𝐅𝐥𝐚𝐭 𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐢 𝐒𝐞𝐭𝐤𝐢
Acción~ Sprzedałem duszę, spaliłem serce ~ Pierwsze pociągnięcie jest dosyć miłe, delikatne i przyjemne, ale im bliżej filtra, tym więcej goryczy i niesmaku.