Rozdział 11

1.2K 83 29
                                    

          Peter biegł przez korytarz do sali gdzie przebywała jego ciocia. W trakcje matematyki zadzwoniono do niego informując go o tym, że May miała wypadek w pracy i jest w szpitalu, ale nie jako pracownica tylko pacjentka. Nie patrząc na wzrok i pytania nauczycielki spakował się i ruszył biegiem do szpitala mając w dupie to, że ma jeszcze trzy lekcje. Nadrobi je. Wszedł do sali starając się zapanować nad oddechem akurat w momencie gdy lekarz przykrywał kobietę prześcieradłem. To znaczyło tylko jedno. Po policzkach chłopaka popłynęły łzy i opadł na kolana blokując przejście. Jak przez szybę słyszał co mówi do niego lekarz. Ledwo pamiętał moment gdy odsłonił twarz zmarłej cioci. Zalewał się łzami gdy pękało mu serce. Kolejna osoba z jego rodziny zmarła. 

"Nie zdążyliśmy przybyć na czas" mówili.

"Dostała zawału serca" mówili.

"Poszła tylko do toalety" mówili.

"Przyczyną było przepracowanie" mówił lekarz.

"Tak mi przykro Peter" mówiły pielęgniarki.

"Przykro mi"

"Przykro mi"

"Przykro mi"

"Przykro mi"

"Przykro mi"

"W dupe sobie wsadźcie to swoje przykro mi!"  krzyczał w głowie pogrążając się w rozpaczy.

          Resztę dnia pamiętał jak przez mgłę, jak kadry filmu puszczane by pokazać przeszłość bohatera w kilka sekund. Ktoś odciągnął go od cioci, słowa pocieszenia, zabranie jej ciała do kostnicy przez personel. Tam miała czekać na zakład pogrzebowy. Później pamiętał widok mijanych bloków, wejście do jego mieszkania, pakowanie jego rzeczy, dźwięk przychodzących powiadomień w telefonie jaki i dzwonki przychodzącego połączenia. Wszystkie ignorowane. Znowu widok mijanych budynków, korek, gdzieś był wypadek. W późniejszym momencie musiał płakać, bo widok w jego pamięci był rozmazany. Wejście do budynku, mnóstwo dziecięcego krzyku, powitania i ponownie pocieszające słowa. Chciał zniknąć w tamtej chwili.

          Znajdował się w sierocińcu, wszędzie biegały dzieci, a opiekunowie starali się nimi zając i poświęcić im odpowiednią ilość uwagi. Teraz naprawdę zdał sobie sprawę, że to koniec. Znowu był sam i nie miał domu. Miał szesnaście lat, za dwa osiągnie pełnoletność. Kto chciałby adoptować nastolatka? Po jego policzkach znów obwicie płynęły łzy. Dostał pokój ze współlokatorem, który jeszcze nie wrócił. Wciąż płacząc wypakowywał rzeczy z toreb i pudeł. W połowie tej czynności zsunął się na podłogę opierając się o ścianę i schował głowię w ramionach opartych o zgięte kolana. Powiedział, że chce być sam więc opiekunowie uszanowali jego decyzję od czasu do czasu sprawdzając tylko czy wciąż oddycha. Już zdarzył się przypadek gdy nastolatek popełnił samobójstwo w innym sierocińcu jeszcze tego samego dnia gdy tam przybył załamany śmiercią ojca. Jednak Peter nie chciał odbierać sobie życia, był na to za słaby. 

~•°^°•~

          Dni mijały po sobie. Peter nie wychodził z pokoju chyba, że było to konieczne. Jego telefon dzwonił raz za razem jednak chłopak pogrążony w żałobie nawet tego nie rejestrował. Wciąż wspominał te wszystkie momenty z ciocią coraz bardziej marniejąc. Nie chodził do szkoły, nie integrował się z innymi dziećmi, jak robot wykonywał polecenia osób z personelu.

"Peter? Pomożesz sprzątnąć po obiedzie?"

"Peter pomóż schować Emily zabawki młodszych dobrze?" 

"Pete nakryj do stołu proszą, zaraz będzie kolacja"

          Wiedział, że w ten sposób dorośli chcieli pomóc mu z integracją z innymi oraz wyjść z dołka. Niestety nie pomagało to ani trochę. Jedyne o  czym teraz marzył to zakopać się w ciepłej pościeli i uciec od szarej rzeczywistości. Tylko w ten sposób mógł uporać się ze stratą. 

~•°^°•~

          Trzeciego dnia odbył się pogrzeb zfinansowany przez znajomych cioci i niego samego dzięki pieniądzom ze stażu. Ubrany na czarno wraz z opiekunką stał najdłużej nad nagrobkiem skąpanym w ciepłych promieniach słońca. Według niego pogoda kompletnie nie odzwierciedlała fatalnej aury przygnębienia.

~•°^°•~

          Czwartego dnia w sierocińcu Peter wstał rano z łóżka jeszcze przed Liamem i zajął się naprawą odtwarzacza DVD, który sam wpadł mu w ręce. Po pierwszym etapie żałoby przyszedł drugi gdzie spokój przynosiło mu tylko majsterkowanie, do której miłość zasiał wujek Ben gdy jeszcze żył. Swoim zachowaniem trochę zdziwił swojego współlokatora, ale na jego twarzy już po chwili pojawił się uśmiech zrozumienia. Postanowił dać chłopakowi jeszcze czas zanim stworzy z nim znajomość. Z doświadczenia wiedział, że śmierć ukochanej osoby mocno odbija się na psychice. 

          Przed obiadem Peter wreszcie sięgnął po telefon. Miał mnóstwo wiadomości od avengers, Neda i MJ. W oczy rzuciła mu się też wiadomość od Shuri. Drżącą ręką wybrał numer Natashy i przyłożył telefon do ucha. Liam leżący na łóżku spojrzał na niego zaciekawiony. To pierwszy raz od kiedy chłopak postanowił się z kimś skontaktować.

— Pete? — usłyszał zmartwiony głos kobiety.

— Cześć ciociu Nat — powiedział niemal szeptem pełnym zmęczenia głosem.

Peter nawet nie wiesz jak my się martwimy o ciebie. Czemu nie odbierałeś? Co się stało?

— Ciocia May nie żyje — wyszeptał znowu mając łzy w oczach na wspomnienie kobiety — miała zawał w pracy.

 Oj Pete... Przykro mi. Powiesz mi gdzie jesteś? Przyjadę z Tonym. Wiem, że takie sytuacje nie jest dobrze przechodzić samemu — powiedziała z autentycznym współczuciem.

— Sierociniec na 177 ulicy w Queens (dop. aut. Jest taka ulica, ale nie ma tam sierocińca, na potrzeby został umieszczony by nic nie mogę znaleźć) — powiedział bliski płaczu.

— Poczekaj chwilę. Nie długo będziemy.

          I miała rację. Nie całe pół godziny później Natasha i Tony weszli do budynku. Peter pomagał nakryć do stołu na prośbę jednej z opiekunek. Wszystkie oczy natychmiast zostały skierowane na przybyszy nie dowierzając w to co widzą. Przez to, że recepcja była postawiona nie daleko jadalni Tony natychmiast zobaczył Petera. Skierował swoje kroki do niego rozkładając ręce tak jak wtedy gdy chłopak wyżalił mu się w warsztacie. Nastolatek wykorzystał to i podbiegł do niego przytulając do jego piersi roniąc kolejne łzy. Opiekunki chciały zatrzymać go ze względu na to, że nie wiedziały jakie relacje łączą tych ludzi z ich aktualnym podopiecznym, ale widząc jak Peter ufnie wtula się w Starka postanowiły zostać na razie z boku oglądając scenę.

 ***

Maraton: 3/5

Zły Numer DzieciakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz