Martina's POV
Szczęście. Każdy definiuje je na swój sposób i odbiera. W założeniu wydzielamy wtedy endorfiny szczęścia. Z drugiej strony wydzielamy je także wtedy, kiedy coś nas boli. Ma to załagodzić docieranie receptorów bólowych do mózgu. A ja nie czułam już bólu. Nie żyłam już w wiecznym stresie. Ja czułam pustkę. Boże, tak bardzo pragnęłam znów poczuć się jak kiedyś, ale nie potrafiłam. Nie umiałam wrócić do życia, które kiedyś zostawiłam za sobą.
- Koniec zajęć - wyrwał mnie z rozmyślań profesor, który skończył właśnie prowadzić wykład. Nieco rozbudzona podniosłam głowę, którą opierałam chwilę wcześniej na zaciśniętej dłoni w pięść. Spakowałam swoje rzeczy do torby, mimo że na tych zajęciach odpłynęłam totalnie i niewiele z nich, a nawet śmiem twierdzić, że nic, wyniosłam. Chwilę później znalazłam się już na korytarzach uczelni.
Owszem, zapisałam się na studia. Próbowałam znaleźć swoje miejsce w tym wszystkim i dlatego postawiłam na psychologię. Być może nie było to najlepsze rozwiązanie, ale poza sesjami u terapeuty, chciałam sama wiele rzeczy zrozumieć. Im większy bagaż doświadczeń miałam na plecach, miałam wrażenie, że coraz ciężej mi sobie poradzić.
- Martina! - zawołała wesoło Aitana, która musiała najwyraźniej skończyć nieco szybciej wykłady albo biegła tutaj z zawrotną prędkością z drugiego skrzydła budynku. Zerknęłam na nią przez ramię i przystanęłam żeby dziewczyna mogła dorównać mi kroku.
- Co tam? - posłałam jej delikatny uśmiech, gdy już podeszła po czym poprawiłam torbę na ramieniu, ruszając dalej.
- Ano, tak się składa, że mam dla ciebie niebanalną propozycję - poruszyła zabawnie brwiami, obejmując mnie ręką w talii. - Otóż, George wyjeżdża na praktyki, prawda? - zaczęła i chciała kontynuować, ale ja stanęłam jak wryta. Zmarszczyłam brwi.
- Wyjeżdża? - powtórzyłam po niej, patrząc uważnie na zaskoczenie malujące się na jej twarzy. Poprawiła kosmyk włosów za ucho, najwyraźniej zmieszana.
- Nie powiedział ci? - odpowiedziała pytaniem, a nie widząc żadnej reakcji na mojej twarzy poza uwagą z jaką ją śledziła, westchnęła ciężko. - Ma zaplanowane praktyki w Stanach. Leci do Los Angeles - mruknęła. Razem z tymi słowami poczułam jakbym dostała w twarz.
- Od kiedy? - skrzyżowałam ręce pod piersiami. Cóż, nic dziwnego, że się zdenerwowałam, skoro jakimś cudem mój partner zapomniał od dwóch miesięcy mi o tym wspomnieć.
- Od trzech miesięcy - podrapała się nerwowo po boku szyi. - Ale nie złość się. Jestem pewna, że przez to wszystko co się działo w ostatnich tygodniach, zapomniał ci o tym wspomnieć - dodała, a ja zacisnęłam palce na ramionach. Chwilę zajęło mi opanowanie złości, która w zatrważającym tempie zaczynała zamieniać się w wściekłość.
- Nieważne. Kontynuuj propozycję - mruknęłam i nie patrząc już na nią, po prostu ruszyłam dalej. Czułam, że dziewczyna była spięta, ale w zasadzie to nawet byłam jej wdzięczna. Może i gdyby nie ona, dowiedziałabym się o tym wszystkim dwa dni, a w najlepszym wypadku tydzień przed wylotem.
- Tak sobie myślałam czy nie chciałabyś może wyjechać gdzieś z nami na kilka dni? W końcu mieszkasz teraz z Georgem, a gdy ten wyjedzie nie chciałabym zostawiać cię samej - powiedziała, a ja na nią zerknęłam. - Znaczy, nie odbieraj tego w zły sposób, jesteś też moją przyjaciółką i... - zaczęła tłumaczyć, nawijając niczym Eminem, ale jej przerwałam.
- W porządku - zgodziłam się, tak po prostu. Hiszpanka wydawała się być tym rzeczywiście zaskoczona, ale z cichym piskiem mocno nie przytuliła, ewidentnie zadowolona tą odpowiedzią.
- Nie zawiedziesz się - podsumowała z szerokim uśmiechem. Uśmiechnęłam się lekko kącikiem ust. Mam nadzieję.
***
Wróciłam do mieszkania zmęczona całym dniem. Póki co tylko studiowałam, ale w wolnej chwili szukałam też korzystnej dla mnie oferty pracy. Terapeuta kazał mi nie przesadzać na początek, choć pochwalał to, że mam chęci i chce coraz więcej wychodzić do ludzi. Gdy odłożyłam torbę na komodę, która stała w przedsionku z salonu dobiegły mnie głosy Sebastiana, jak i Georga. Najwyraźniej musieli grać w Fifę na konsoli.
- Cześć - przywitałam się po wejściu do pomieszczenia. Kolumbijczyk zerknął na mnie i posłał uśmiech, który był formą przywitania, a jednocześnie mój partner wykorzystał jego chwilowe rozkojarzenie, wbijając piłkę do jego bramki i tym samym wygrywając mecz.
- Udało się! Jeden-zero - wyszczerzył się do przyjaciela. Sebastian zareagował westchnieniem, choć na jego ustach namalował się cień rozbawienia radością z wygranej tego kretyna. Chwilę później Hiszpan wstał i odłożył pada na stolik, podchodząc do mnie żeby się przywitać, co sprawnie zatrzymałam, kładąc dłonie na jego torsie. Zmarszczył lekko brwi, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o wyjeździe do Stanów? - zaatakowałam w zasadzie od razu. Nie obchodziło mnie to, że Yatra siedział na kanapie i to słyszał. Z tego co słyszałam, jego też zawiódł. Miałam wrażenie, że Georgowi odpłynęły kolory z twarzy a zastąpiła je biel. Tak jak myślałam.
- Martina... - zaczął delikatnie, kładąc dłoń na moim biodrze, ale ja z prychnięciem się odsunęłam.
- To teraz tak się bawimy, co? Ja mam mówić o wszystkim, najlepiej to pisać raport z całego, pierdolonego, dnia, ale kiedy ty zapomnisz mi powiedzieć o czymś, o czym masz świadomość od trzech miesięcy to jest wszystko w porządku? - patrzyłam na niego rozjuszona i oskarżycielsko jednocześnie. Chłopak zacisnął usta w wąską linię. - Nie taka była umowa, George - przyłożyłam palec wskazujący do jego piersi. - Najwyraźniej już nie ma nas. Tylko jest ty i ja - wskazałam na siebie palcem, a potem odsunęłam się, uważając rozmowę za zakończoną. Poszłam do sypialni, gdzie zamknęłam się, żeby ochłonąć.
W tamtej chwili nawet pożałowałam, że zamiast zamieszkać z rodzicami, zostałam z nim. Kiedy on się tak zmienił? Nie byłam w tym stanie psychicznie gotowa na zostanie samą. Pomocną dłoń wyciągnęła do mnie Aitana, nieświadoma tego, że mój prawie, zasrany, mąż nie powiedział mi czegoś tak istotnego. Nas już naprawdę nie było. To było tylko przyzwyczajenie i złudna nadzieja, że wciąż się kochamy.
CZYTASZ
body | martina stoessel x sebastian yatra
FanficWszyscy ludzie żyją normalnie, chodzą do pracy, szkoły lub innych instytucji. Wszyscy ludzie chodzą codziennie na zakupy lub tylko w sobotę, kiedy mają czas. Wszyscy ludzie mają znajomych i partnera, spędzają z nimi czas. Wszyscy ludzie są po prostu...