08 - rozdział siódmy

170 17 3
                                    

Sebastian's POV

Od razu szybkim krokiem zszedłem z góry i powędrowałam do wyjścia z klubu. Przy okazji zapiąłem swoje rozpięte guziki od koszuli. Ja pierdole. Ona nie mogła kłamać. Musiała mówić prawdę. Kiedy tylko wyszedłem z budynku poszedłem do samochodu. Musiałem czym prędzej udać się na policję. Chociaż z drugiej strony byłem tak rozemocjonowany, że nie byłem pewny czy mi w ogóle uwierzą. Najwyżej.

Może i nie z piskiem opon, ale szybko odjechałam spod budynku. Jechałem do komisariatu w mieście, nie wiedziałem czy tutaj w pobliżu oprócz tego był jeszcze jakiś inny. Nie interesowało mnie to nawet zbytnio, nie rozdrabniałem się tylko jechałem do celu.

- Sebastian, tylko nie rozbij samochodu na najbliższym drzewie - mówiłem cały czas do siebie, kiedy gdzieś w pobliżu drogi pojawiały się właśnie drzewa. Cóż, w emocjach wszystko mogło się stać. Zdecydowanie wolałem dmuchać na zimne. - Jest! - krzyknąłem uradowany do siebie, kiedy zobaczyłem wyłaniający się komisariat zza rogu. Po części czułem ulgę. Dlaczego nie wiem.

Od razu wjechałem na parking pod budynkiem i zostawiłem samochód po czym jak normalny człowiek poszedłem do środka. Od razu kiedy zobaczyłem coś w stylu recepcji po prostu tam poszedłem.

- Dobry wieczór, muszę złożyć bardzo ważne zeznania - powiedziałem od razu, patrząc na mężczyznę, który wstał z fotelu i dłonią pokazał abym się uspokoił.

- Spokojnie proszę Pana, o tej godzinie nie... - nie pozwoliłem mu dokończyć.

- Muszę do cholery je złożyć! - rzuciłem głośno.

- Spokojnie Henry, wezmę tego młodzieńca - nagle z gabinetu pojawił się mężczyzna w średnim wieku. Miał okulary na nosie i najprawdopodobniej kubek z kawą w dłoni. Mężczyzna za recepcją westchnął i wskazał dłonią na wcześniej wspomniany gabinet. Uśmiechnąłem się kącikiem ust z dopięcia swego po czym wszedłem do pomieszczenia. Trochę przypominało biuro. Półki z papierami lub książkami, biurko, fotel, krzesło, mała kanapa i nawet żałuje na oknach. Zająłem miejsce na krześle.

- Co cię wzywa na policję o tak później porze? - zaczął, popijając kawę. Przy tym oparł się jedną nogą na biurku.

- Muszę zgłosić przetrzymywanie ludzi. Zbiorowe przetrzymywanie ludzi - powiedziałem, uważnie patrząc na mężczyznę. Uniósł brew do góry i odłożył kubek na biurko.

- Zamieniam się w słuch - odparł i zajął miejsce na fotelu, splatając swoje palce na biurku przy czym patrzył na mnie uważnie.

- Kolega zaciągnął mnie do klubu z prostytutkami... a właściwie to nieważne. Jedna dziewczyna zaciągnęła mnie z własnej woli do pokoju jak się domyślam sprawiania przyjemności, ale po drodze powiedziała mi, że potrzebują pomocy. Na górze wyznała, że sama jest tutaj więziona od dwóch lat, została porwana i zmuszają ją do prostytucji. Musicie coś z tym zrobić! - powiedziałem tyle ile dałem rady w emocjach. Mężczyzna wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, co zamiast mnie uspokoić, denerwowało jeszcze bardziej.

- Wierzysz jej? - spytał, a mnie ścięło. Jak mogłem jej nie wierzyć?

- A dlaczego nie? Zawsze trzeba dawać kredyt zaufania, nie mam pewności czy kłamie, czy nie. Jeśli mówi prawdę to są w wielkim niebezpieczeństwie - odpowiedziałem, patrząc na niego. On jedynie przytaknął i wstał z fotel, podchodząc do okna aby spojrzeć w gwiazdy. - Co teraz? - spytałem, kiedy nie mówił nic przez dłuższy czas.

- Musisz złożyć szczegółowe zeznania, procedury, trochę nam to zajmie... - powiedział.

- Kpicie sobie ze mnie, do cholery?! - podniosłem głos i wstałem z krzesła. - One są w niebezpieczeństwie, a wy się przejmujecie pierdolonymi procedurami! - krzyknąłem. Mężczyzna spojrzał na mnie z ostrzegawczym wzrokiem.

- Hamuj się i siadaj. Zaraz zaprowadzę cię do pokoju zeznań, gdzie wszystko powiesz jeszcze raz i ze szczegółami - odparł po czym skierował się do wyjścia. Schowałem twarz w dłoniach i ryknąłem rozwścieczony, rozczarowany i bezsilny jednocześnie.

***

Złożyłem zeznania. Wszystko zajęło to prawie pół godziny, a ja myślałem, że mnie szlak trafi. Po tym dowiedziałem się jedynie, że muszę czekać. Ale jak miałem czekać? Nie miałem na to czasu. Machnąłem dłonią na nich wszystkich i ponownie wsiadłem w samochód z zamiarem udania się do Georga. On miał znajomości, jak nie policja to on musiał mi pomóc. Nie było innej opcji. I dlatego o drugiej w nocy pukałem do jego drzwi jak oszalały, chcąc go zbudzić szybko.

- Ja pierdole, nie rozmieniam pieniędzy - mówił zaspany, idąc do drzwi. Westchnąłem cicho z ulgą, a kiedy otworzył drzwi, musiał się najwyraźniej zdziwić. Tymczasem ja nawet nic nie mówiąc wyminąłem go i wszedłem do środka od razu idąc do salonu. Na stoliku stała butelka whisky i kieliszek. Kurwa.

- Jaja sobie robisz? - zacząłem, jakby nawet zapominając o tym z czym do niego przyszedłem. Wzruszył ramionami stając w drzwiach jakby nic się nie stało. - George, była umowa - patrzyłem na niego ostrzegawczo.

- Nie mogę wypić szklanki whisky wieczorem? To nie zawsze musi oznaczać, że wrócę do gry - uśmiechnął się kącikiem ust po czym podszedł do kanapy i zajął na niej miejsce. - Ale co cię do mnie sprowadza o drugiej w nocy, przyjacielu? - patrzył na mnie wyczekująco.

- Mega ważna sprawa. I musisz wciąż mnie na poważnie - odparłem, siadając na fotelu. Przytaknął jedynie. - Byłem znowu w tym klubie, do którego zabrałeś mnie ostatnio...

- A widzisz? Mówiłem, że ci się spodoba - uśmiechnął się, tym samym mi przerywając. Przewróciłem oczami.

- Nie wróciłem tam dlatego. Czułem, że coś jest nie tak. Jedna dziewczyna zaciągnęła mnie do pokoju i powiedziała, że potrzebuje pomocy. Porywają i wierzą je tam. George, tam może być twoja narzeczona - przy końcu przeszedłem od razu do rzeczy. Jego mina diametralnie uległa zmianie.

- Gdyby była, rozpoznałbym ją - mruknął oschle, wstając z kanapy.

- No właśnie niekoniecznie - brnąłem w swoje, obserwując jak podchodzi do okna. - Byłem na policji, złożyłem zeznania, ale oni każą mi czekać. Ja nie mogę czekać - patrzyłem na niego wyczekująco aż coś powie, jednak on po prostu oparł się ramieniem o ścianę i patrzył w gwiazdy. - Znalezienie potrzebnego materiału dowodowego aby wziąć sprawę w ich ręce zajmie kilka dni. A ja nie mam czasu. Nie wiem czy nie przyjeżdżając tam jutro po prostu nie zastanę ich wszystkich martwych - dokończyłem. Westchnął i zerknął na mnie.

- Sebastian, prześpij się. Ona robi sobie z ciebie jaja. Wiele jest takich lasek, a potem ciebie będą ścigać właściciele burdeli - odpowiedział. Zamurowało mnie. Byłem wręcz prawie pewny, że mi uwierzy, tym bardziej, że była możliwość przebywania tam jego narzeczonej.

- George - wstałem z fotel.

- Nie, stary naprawdę prześpij się. Laska narobiła ci mętliku w głowie, niepotrzebnie się tym przejąłeś. Pewnie wyczuła, że wyglądasz na takiego troskliwego i cię udupiła - powiedział. Pokręciłem głową nerwowo, jednocześnie rozczarowany po czym machnąłem do niego ręką i szybkim krokiem wyszedłem z mieszkania, wracając do samochodu. Obie strony zostawiły mnie samego. I policja, i George. Może jednak mam jeszcze jedną nadzieję?

body | martina stoessel x sebastian yatraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz