Rozdział 9

625 25 7
                                    

Łucja

Chociaż tego nie chcę, pamiętam każdy możliwy szczegół koszmarów, nawiedzających mnie od czasu wypadku. Osiemdziesiąt osiem. Nie, chwila. Z dzisiejszym już osiemdziesiąt dziewięć snów mrożących krew w żyłach. Minuta po minucie niczym w kadrze najlepiej wyreżyserowanego horroru, na nowo przeżywanych ostatnich chwil z rodzicami.

Przerażające i pochłaniające mnie niczym czarna dziura obrazy po raz kolejny atakują mój umysł. Drżącymi dłońmi ocieram strumień łez, który zaczyna spływać mi po twarzy. Staram się zaczerpnąć głębokiego oddechu, ale nie jestem w stanie. Ucisk w klatce piersiowej skutecznie mi to uniemożliwia. Z każdą chwilą coraz bardziej odczuwam, jak w płucach zaczyna brakować mi powietrza. Panika zagląda głęboko w oczy, a żołądek boleśnie się zaciska, wywołując odruch wymiotny.

Rozpadam się na kawałki. I mimo że, to nie jest mój pierwszy raz, gdy wspomnienia są tak żywe i realistyczne, dziś przeżywam to jeszcze mocniej niż dotychczas. Świeżo po sytuacji z Klarą, obolała i zraniona, marzę tylko o tym, by zniknąć, ale jak na złość, akurat to marzenie nie chcę się spełnić.

Wspomnienia w mojej głowie mieszają się z wyobraźnią, która zaczyna płatać mi figle. Tworzą coraz bardziej przerażające sceny, których, choćbym chciała, nie umiem od siebie odrzucić. Nie mając innego wyjścia, przestaję walczyć sama ze sobą i poddaje się temu, co kreuje mój umysł. Im szybciej pogodzę się z tym, że nie na wszystko mam wpływ, tym lepiej dla mnie. Przynajmniej staram się to sobie w taki sposób tłumaczyć…

Przykładam zwinięte pięści na wysokości serca i z całych sił przyciskam je do klatki piersiowej. Próbuję to przetrwać. Znieść ból, który pomimo czasu, jaki minął od wypadku, jest tak niewiarygodnie silny, że to aż niemożliwe. Czuję go każdym skrawkiem ciała. Żarzący się niczym węgiel, rozpala mnie do utraty tchu. Odnoszę wrażenie, że tracę zmysły. Jak zawsze cicho błagam, by to się już skończyło, by minęło szybciej, bym mogła zapomnieć…

Mimo żarliwych próśb, nic jednak nie ulega zmianie. Nie mogę uciec i zapomnieć. Nie mogę wcisnąć delete ,aby usunąć bolesne fragmenty z odtwarzanego w mojej głowie filmu. Wciąż tkwiąc w miejscu, przywiązana niewidzianymi linami, bez opamiętania zaczynam bić się w mostek. Czy naprawdę chcę aż tak wiele? Czym sobie zasłużyłam, aby przeżywać to wszystko na nowo? Czym?!

Łapie kilka urywanych oddechów, a spomiędzy moich ust wylatuje krzyk rozdzierający duszę. Podnoszę się z łóżka, by za chwilę upaść na kolana. Serce bije mi jak oszalałe. Wrzask wokół mnie, zamiast ucichać, wzbiera na sile. Moje krzyki odbijają się echem od ścian. Nie interesuje mnie to jednak w tej chwili. Świat mógłby przestać istnieć, a ja wciąż darłabym się wniebogłosy. Ból jest tak silny, jak wtedy, a przecież to tylko wspomnienia…

Tylko albo aż.

Wykończona, próbuję unieść dłonie ku twarzy, by choć w minimalnym stopniu zagłuszyć swój szloch. Już praktycznie mi się to udaje, gdy w ostatniej chwili wokół moich nadgarstków owijają się silne dłonie. Wystarcza mi jedno, niewyraźne spojrzenie, bym wiedziała, kto właśnie przede mną klęczy. Bransoletka z rzemyków na prawej ręce, odrobinę wyżej czarny charakterystyczny zegarek. Rzucam się w objęcia chłopaka, szukając w nich ratunku, a on przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej. Igor zamyka mnie w szczelnym uścisku, oferując bezpieczną przystań, której tak bardzo teraz potrzebuję. Zaciskam pięści na jego bluzie i znów zanoszę się niekontrolowanym płaczem.

Na przemian szlocham i zadaje pytania, na które nikt z nas nie zna odpowiedniego wyjaśnienia. Wtulam się w swojego przyjaciela, aby za chwilę zacząć bić dłońmi w jego klatkę piersiową, dając tym samym ujście emocjom, gromadzącym się gdzieś w moim wnętrzu. Igor nie komentuje, nie ocenia, nie poucza. Jest obok i w ciszy znosi moje napady histerii. Pozwala mi na wszystko, czego w tej chwili potrzebuję.

Zostań ze mną słońce [W trakcie korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz