Rozdział 10

239 16 5
                                    

Mieszko

Po szybkim prysznicu przechodzę od razu do sypialni, gdzie narzucam na siebie pierwsze z brzegu jeansy, zwykły T-shirt i bluzę z kapturem. Z łóżka zgarniam zegarek i nakładam go pośpiesznie na nadgarstek. Mimowolnie unoszę rękę ku górze i skanuję wzrokiem tarczę. Uśmiecham się delikatnie. Mija właśnie kwadrans po piętnastej, kiedy postanawiam delikatnie zmodyfikować swoje plany. Pomysł, który właśnie zakiełkował w mojej głowie, nie jest niczym nadzwyczajnym, a mimo to czuję dziwną ekscytację. Cofam się do przedpokoju, z którego zabieram plecak, aby za chwilę wrócić do sypialni i zacząć go przepakowywać. Ze środka wyciągam brudny scrubs oraz crocsy, a na ich miejsce pakuję czysty komplet ciuchów i bielizny. Przy okazji sprawdzam również zawartość podręcznej apteczki i dopakowuję do niej niezbędne produkty, które się skończyły. Dorzucam do środka kilka bandaży, opakowanie plastrów i środki przeciwbólowe, a następnie zasuwam zamek błyskawiczny i wkładam całość do przedniej kieszeni plecaka.

W pośpiechu chwytam w jedną dłoń spakowany bagaż, a drugą przechwytuję brudne szpitalne ciuchy i po drodze zanoszę je do łazienki. Z komody naprzeciw zgarniam portfel oraz kluczę, a z wieszaka ściągam kurtkę. Na sam koniec wkładam buty, upewniam się, że dobrze zamknąłem mieszkanie i kieruję się bezpośrednio do samochodu.

Po drodze do domu rodzinnego decyduję się, by zajrzeć jeszcze do sklepu i zrobić zakupy rodzicom. Odkąd się wyprowadziłem, staram się ich odciążyć w niektórych kwestiach. I chociaż oni zapewniają mnie, że są w stanie to wszystko ogarnąć sami, to ja i tak staram się większość spraw przejąć na siebie. Jako ich jedyny syn czuję się w obowiązku o nich zadbać, gdy w natłoku pracy o sobie zapominają.

Przez długie lata nie byłem w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że zawsze myśleli o wszystkich wokół, niekoniecznie pamiętając o sobie. Zawsze mnie to denerwowało, ale oni przy każdej rozmowie tylko mnie zbywali tekstem, że kiedyś zrozumiem, co mają na myśli, a teraz nie muszę sobie tym zaprzątać głowy.

To, co wtedy chcieli mi powiedzieć, zrozumiałem w chwili, gdy zostałem lekarzem. Jeśli pracuję się w zawodzie, który jest spełnieniem naszych marzeń, nie trudno podczas pracy zapomnieć o bożym świecie. Zdarzało mi się już kilka razy pozostać dłużej na dyżurze, bo tak przejąłem się pacjentem, że o niczym innym nie potrafiłem myśleć. Nie zostałem lekarzem, by dobrze zarabiać. Zostałem nim, by nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Nawet kosztem siebie i swojego czasu. Dokładnie tak, jak to robią moi rodzice.

Pomagać, nie szkodzić. Wspierać. Angażować się. Walczyć. Zmieniać świat, a przynajmniej najbliższe otoczenie, nie dając się zmienić systemowi. Mój ojciec zawsze powtarzał, by nigdy nie dać sobie wmówić, że coś jest dla nas nieosiągalne, bo gdy czegoś bardzo się chcę, to zawsze się to osiągnie. Potrzeba na to tylko odpowiedniej ilości czasu i samozaparcia.

I dziś wiem, że miał rację. Uśmiecham się pod nosem, gdy parkuję przed jednym ze znanych dyskontów. Wyciągam z kieszeni telefon i w notatkach szybko zapisuje wstępną listę zakupów. Nie mija nawet pięć minut, a ja już lawiruje pomiędzy tłumem klientów i zapchanych, paletami, alejek.

Czy już wspominałem jak bardzo nie cierpię zakupów?

Gdyby nie fakt, że robię je dla rodziców to z całą pewnością nie byłoby mnie dziś w tym miejscu.

Pośpiesznie wrzucam do koszyka wszystkie produkty znajdujące się w na mojej liście. Osobiście preferuję jednak zakupy online z dostawą pod same drzwi. Ktoś, by mógł rzec, że to zwykła wygoda, ale dla mnie to po prostu ogromna oszczędność czasu.

Podążając w stronę kas, zaglądam również do alejki, w której znajduję ulubione słodycze moich rodziców i dorzucam je do i tak już zapełnionego koszyka. Mam nadzieję, że tym małym gestem sprawię im odrobinę przyjemności.

Zostań ze mną słońce [W trakcie korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz