𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐒𝐞𝐯𝐞𝐧𝐭𝐞𝐞𝐧
❝𝐀𝐰𝐤𝐰𝐚𝐫𝐝 𝐝𝐢𝐧𝐧𝐞𝐫 - 𝐩𝐚𝐫𝐭 𝐨𝐧𝐞❞
Czy jestem gotowa na kolację? Fizycznie- tak. Psychicznie- nie.
Już za kilka minut mieli zjawić się goście, dlatego szybko zarzuciłam na siebie niebieską koszulę, której dół zawiązałam sobie na brzuchu. Dodatkowo pod spód włożyłam białą podkoszulkę. Strój dopełniały czarne przyległe jeansy oraz białe trampki. Zadowolona z efektu obejrzałam się w lustrze.
- Lou, jesteś gotowa?- zza drzwi do mojego pokoju wychyliła się Joyce
- Tak.- przytaknęłam
Obejrzała mnie od góry do dołu, po czym zacmokała.
- Włożyłabyś chociaż raz sukienkę. Zwłaszcza na taką okazję.
- O co ci chodzi? Przecież dobrze wyglądam i jest o wiele wygodniej.- spojrzałam w dół na swoje ubrania- A poza tym to tylko kolacja. Nic specjalnego.- wzruszyłam ramionami
Brunetka westchnęła.
- Niech ci już będzie. Może chociaż poprawię ci włosy...
Wypowiedź Joy przerwał dzwonek do drzwi.
- Ups, chyba już nie mamy czasu. Jaka szkoda!- zadowolona wystrzeliłam w stronę drzwi
Podbiegając do wejścia, omal nie potknęłam się o własne nogi. Złapałam za klamkę i otworzyłam drewnianą powłokę. Po drugiej stronie na korytarzu stali uśmiechnięci Westowie.
- Fajnie, że już jesteście.- uniosłam kącik ust
Iris przytuliła mnie na przywitanie.
- Dziękujemy za zaproszenie.- Joe skinął głową
- Barry się nieco spóźni.- dodała ciemnowłosa- Przepraszam za niego.
Parsknęłam pod nosem.
- Nic się nie stało. To u niego norma.
- Witam wszystkich.- w pomieszczeniu pojawił się tata- Jestem Paul Pierce, a to moja druga córka Joyce.- siostra skinęła na przywitanie głową- Miło poznać.- szarooki podał rękę najpierw Iris, a potem Joemu
- Nam również.- odparł mężczyzna- A właśnie! To dla was. W zamian za gościnę.- dopiero teraz zauważyłam butelkę z winem, którą trzymał
Tata wziął napój do rąk i spojrzał na jego etykietę.
- Chablis z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego. Nieźle.- spojrzał na Joe'go- Znasz się na winach?
- Ja nie.- zaśmiał się- Narzeczony córki pomógł mi wybrać.
- Rozumiem.- Paul uśmiechnął się- To może przejdziemy już do stołu.
Westowie skinęli głowami, po czym ruszyli za tatą i Joy. Odwróciłam się w stronę drzwi z zamiarem domknięcia ich, gdy niespodziewanie rozchyliły się z impetem w moją stronę. Nie zdążyłam zrobić uniku, a drewniana powłoka trafiła mnie w centralną część twarzy. Złapałam się za obolały nos.
- O mój Boże, przepraszam!- nade mną pochylił się Barry- To nie było specjalnie!
Zdusiłam przekleństwo cisnące mi się na język. Wyprostowałam się, patrząc na przerażonego bruneta.
- Zaraz przejdzie.- machnęłam ręką- Dobrze, że jesteś. Reszta czeka już w jadalni.
- Jesteś pewna? Może chcesz przyłożyć coś zimnego?- dopytywał
Uśmiechnęłam się uspokajająco do Allena.
- Nie trzeba. Chodźmy już.- zamknęłam drzwi wejściowe i odwróciłam się z powrotem do zielonookiego- Oh.
Barry onieśmielony wystawił w moją stronę prezent.
- Kupiłem je dla ciebie.- podniósł kąciki ust
- Jakie ładne... łodygi.
- Chwila, co?- Allen spojrzał zdezorientowany na bukiet, który trzymał w dłoni- O nie.- jęknął, zauważając same zielone badyle- Płatki musiały spaść po drodze, kiedy biegłem do was, żeby się nie spóźnić.
- Oj, tam.- odebrałam od niego prezent i położyłam na pobliskiej komodzie- Doceniam gest. Dziękuję.- z lekkim zawahaniem pocałowałam bruneta w policzek
Nie dając mu szansy na jakąkolwiek reakcję, pociągnęłam go pospiesznie w stronę jadalni.
To be continued...
~Ella Brekker~
CZYTASZ
SILVER STORM ‒ BARRY ALLEN
FanfictionBarry Allen- najszybszy żyjący człowiek na ziemi? Może i tak było, dopóki nie pojawiła się Silver. Silver to dwudziestodwuletnia Louise Pierce. Rok po wybuchu akceleratora, gdzie dostała swoje moce, ponownie wraca do Central City wraz ze swoją rodz...