Rozdział 10. Rachel i pegazy

21 4 0
                                    

Anthony'ego obudziło trzaśnięcie drzwi. Otworzył zaspane oczy i rozejrzał się po pokoju. Wszystko w nim było drewniane – ściany, podłoga, sufit, meble. Nikt nie postarał się o jakieś niedrewniane elementy. No, może z wyjątkiem szyb w oknach, firanek, pościeli oraz świeczników. Za oknami świtało. Łóżko Rafaela stało puste.

Siedemnastolatek wstał ostrożnie i sięgnął po nowe ubranie, które przygotowano dla niego wieczorem. Zdjął koszulkę i obejrzał swój bok. Po żebrach biegła wyraźna blizna. Posmarował ją maścią, którą dał mu uzdrowiciel. Nawet nie próbował dotykać rany po strzale, ponieważ przy każdym ruchu ramienia, czuł, jakby ktoś wbijał mu w nie długą igłę.

Pierwsze, co zobaczył po odzyskaniu przytomności, to był pochylony nad nim rudy mężczyzna. Na początku chłopak się przestraszył, ale mężczyzna wyjaśnił mu, że nie ma się czego bać. Uzdrowiciel skończył oczyszczać jego bok i przyłożył do niego dłoń. W ciągu minuty rana się zasklepiła, tylko pozostała po niej ta blizna.

- Z twoją przyjaciółką jest wszystko dobrze. Została przeniesiona do pokoju dla gości – mężczyzna odezwał się po inrildzku, co początkowo zaskoczyło Anthony'ego, ale szybko przypomniał sobie, że przecież znajduje się w swojej ojczyźnie. – Z tobą było gorzej, dlatego poleżysz sobie tutaj do wieczora. Chcę mieć cię na oku, jakby co. Straciłeś dużo krwi i wolę być przy tobie, jakbyś znów zemdlał, choć już nie powinieneś.

- Niech będzie – chłopak czuł się o wiele lepiej, ale ciągle był osłabiony i bolało go ramię nad łopatką, czyli miejsce, w którym utkwiła mu strzała.

Uzdrowiciel postawił obok pacjenta pojemniczek z zieloną maścią.

- Smaruj tym rano bok. Masz zużyć całość. Dzięki temu blizna powinna zniknąć albo chociaż stać się mniej widoczna. To moja autorska mieszanka.

- A co z raną po strzale?

- Była o wiele głębsza niż ta na boku. Nie sądzę, żeby moja maść coś na nią pomogła. Zostanie ci pamiątka. A skoro o pamiątkach mowa... - podszedł do stołu pod ścianą i podniósł coś z metalowej tacki. – Możesz sobie to zachować. Oczywiście wszystko dokładnie wyczyściłem.

Podał Anthony'emu strzałę. Nastolatek nie miał wcześniej okazji, aby jej się przyjrzeć. Zwykły metalowy grot, drzewiec z ciemnego drewna i lotka z brązowego pióra. Najzwyklejsza w świecie strzała.

Chłopak nie wiedział, co z nią zrobić, ale podziękował mężczyźnie.

Gdy maść wchłonęła się, ubrał się i wyszedł na korytarz, który był... No cóż, drewniany. Mogliby zatrudnić lepszego architekta.

Ruszył w stronę klatki schodowej, licząc, że natknie się na Rafaela, ale zamiast niego spotkał Xianmei, wychodzącą ze swojego pokoju.

- Cześć, jak się czujesz? – zapytała.

- Hej. Mogło być lepiej, ale w porównaniu do wczoraj, czuję się jak nowonarodzony.

- Nastraszyłeś nas tym swoim mdleniem.

- Wybacz.

- Ważne, że jest już lepiej. Chodźmy do pokoju gier. Nie chcę obudzić innych Strażników naszym gadaniem.

- Prowadź.

Anthony zszedł za dziewczyną po zdobionych drewnianych schodach i ruszyli, dla odmiany, kamiennym korytarzem. Zza pierwszych drzwi dochodziły odgłosy krzątania. Xianmei wyjaśniła, że tam znajduje się kuchnia.

Zatrzymali się przy kolejnych drzwiach, które okazały się zamknięte. Zawiedziona Sinijka zaprowadziła przyjaciela do sali treningowej, ta była otwarta.

Dzieci Żywiołów. Tom 2. PegazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz