-Co?- Zająkał się. Tylko to pojedyncze słówko zdołał wykrztusić.
-Kiedy dowiedziałem się, że twoja matka jest z tobą w ciąży, zostawiłem ją. Jest mi za to wstyd.- Spuścił głowę.- To miał być tylko przelotny romans. A kiedy się urodziłeś, ona miała kilka innych dzieci nie dała rady się tobą zajmować. Oddała Cie do sierodzińca. Przepraszam.- Spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
-Ty wiesz jak tam było?- Spojrzał na niego. Był zdenerwowany. Drżał z emocji.- Okropnie.- Odpowiedział za niego.- Opiekun bił kiedy zrobiło się najmniejszy błąd. A ja? No cóż. Popełniałem błąd za błędem, dostawałem praktycznie codziennie. Można powiedzieć, że jestem błędem. Byłem wyśmiewany od nieudaczników. Mam przez to blizny, na które muszę codziennie patrzeć.- Płakał. Praktycznie krzyczał. Był na niego bardzo zły.- Aż w końcu zrobiłem to samo co Tatuś Muminka. Uciekłem pod osłoną nocy. W wielku siedmiu lat już musiałem radzić sobie sam.
-Wiem. Zachowałem się beznadziejnie. Przepraszam Cię za to.- Położył dłoń na ramieniu młodszego. On tylko się odsunął.
-Muszę to przemyśleć.- Pobiegł w stronę lasu. Biegł w ciemność. Nie wiedział gdzie. Ból wskoczył na jego plecy, znowu, starał się nie zostać zrzuconym na ziemię.Jok był rozdarty. Nie chciał by to tak się skończyło, bo bardzo mu zależało na odbudowaniu relacji z synem. Chciał za nim pobiec, paść na kolana i przepraszać.
-Daj mu chwilę na przemyślenie tego.- Usłyszał głos swojego przyjaciela.
-Ja naprawdę jestem złym ojcem.- Na te słowa Tatuś Muminka podszedł do niego i przytulił. Pozwolił się mu wypłakać w swoje futerko.
-Włóczykij to dobry chłopak, zrozumie Cię w końcu. Musi to sobie po prostu przymyśleć.- Powiedział gdy ten przstał już płakać i stał wyprostowany przed nim.- Chodź, napijemy się kawy i porozmawiamy na spokojnie.Snufkin ciągle biegł, aż w końcu przewrócił się o korzeń. Był nad rzeką. Kolano bolało go niemiłosiernie. Było mu zimno, był rozdarty i wściekły. Wstał i z całej siły uderzył pięścią w drzewo, zadrżało i z korony wyleciało parę ptaków. Zaczął nerwowo drapać swoją i tak już zakrwawioną dłoń. Nie wiedział co miał zrobić w takiej sytuacji. Zaczynało padać. Nie przyjmował się tym. W jego głowie kłębiło się miliony myśli. Upadł na kolana, głośno szlochał, z oczu płynęły mu gorzkie łzy. Schował twarz w dłoniech.
-Co mam zrobić.- Szepnął do siebie. W rzece zauważył swoje odbicie. Jego twarz. Było ją widać. Był blady, lekko szarawy, miał cienie pod spuchniętymi od płaczu oczami. Każdy włos sterczał w inną stronę. Płakał jeszcze bardziej.-Martwię się o niego.- Powiedział załamany Jok.- Deszcz pada coraz mocniej a on ciągle nie wraca.- Oparł głowę o rękę.
-On umie sobie poradzić.- Powiedziała Mamusia Muminka gdy podawała im herbatę.- Nic mu się nie stanie. Herbaty?
Muminek przysłuchiwał się rozmowie. Bał się o swojego chłopaka.Włóczykij mimo, że praktycznie nic dzisiaj nie jadł i tak zwymiotował. Brzuch go bolał, właściwie to wszystko go bolało. Był wycieńczony. Oparł się o drzewo. Nie zwracał uwagi na to, że deszcz się nasilał. Podkulił kolana pod klatkę piersiową. Zamknął oczy. Zasnął.
Muminek obudził się bardzo wcześnie. Wyszedł oknem i zszedł drabinką na ziemię. Pobiegł do lasu. Dokładnie się rozglądał. Aż w końcu dotarł nad strumyk. Zauważył skuloną postać pod drzewem. Podszedł do niego, spał głębokim. Mimo, że Włóczykij zwykle był czujny niczym zwierz, ale jego organizm był zbyt wycieńczony. Delikatnie wziął go na ręce. Sposobem na pannę młodą położył go przy jego namiocie, co było trochę trudne. Musiał uważać no korzenie, osuwające i dziury. Młodszy otulił go kocem i rozpalił ognisko. Położył jego głowę na swoich nogach. Uświadoił sobie jedną rzecz. Widział go. Na jego twarz wkradł się wielki uśmich. Wplątał dłoń w jego włosy. Był bardzo delikatny. Patrzył na jego twarz. Miał dołeczki na policzkach, delikatny rumieniec i piegi, oczy miał podkrążone i spuchnięte od płaczu. Brązowe włosy układające się w loki. Siedział jeszcze około godzinę. Brunet otworzył oczy.
-Muminku?- Mruknął. Trol lekko go podniósł i przytulił. Włóczykij wciąż nie kontaktując odwzajemnił gest, wtulił twarz w białe futerko.- Co się stało?
-Wczoraj wieczorem, Jok powiedział Ci, że jesteś jego synem. Ty na tą wiadomość pobiegłeś do lasu.- Wyjaśnił mu.
-Faktycznie. Już pamiętam.- Mocniej otulił się kocem.- Mam mętlik w głowie.- Przyznał. Muminek zrobił mu gorącej czarnej kawy. Zauważył jego dłonie, całe były pokryte zaschniętą krew, ujął jego ręce. Wziął z namiotu wacik i nasączył wodą utlenioną. Przykładał delikatnie do ran. Snufkin cicho syknął czując jak zaczyna szczypać.
-Nie jestem na twoim miejscu, więc mogę sobie tylko wyobrażasz to co czujesz. Ale chcę, żebyś wiedział, że możesz mi się zawsze wygadać i, że zawsze będę Cię wspierać. Możesz mi powiedzieć o wszystkich twoich myślach i wątpliwościach.- Powiedział kończąć bandażować dłonie. Spojrzał mu w oczy i ujął za rumiany policzek. Delikatnie go pocałował.
-Dziękuję Ci.- Usiadł po turecku. Zrobił się głodny, uświadomił go jego brzuch, który zaczął burczeć.
-Chodź pewnie jest już u nas śniadanie.- Wstał z trawy.
-Nie trzeba zrobię sobie coś.- Wypił zawartość kubka.
-Zostało trochę jedzenia z wczoraj, trzeba je zjeść by się nie zmarnowało.- Podał starszemu dłoń, wstał i złożył koc. Przeniósł ciężar na ranną nogę. Nie bolało aż tak bardzo jak wczoraj, potrafił go ignorować.Odłożył koc do namiotu. Przysłuchiwał się opowieści Muminka. Weszli do Domu Muminków głośno się śmiejąc. W jadalni siedziała Mamusia.
-Włóczykiju!- Uśmiechnęła się Mamusia Muminka. Podeszła do niego i przytuliła.- Siadajcie śniadanie. Jesteście pierwsi.- Zaśmiała się. Usiedli przy stole, zaczęli powoli jeść.
Do jadalnie wszedł Jok, który nocował w namiocie.
-Dzień dobry.- Mruknął przygnębiony, które minęło od razu kiedy zauważył Snufkina. Odwrócili od siebie spojrzenia jakby się siebie bali.
-Musicie chyba sobie coś wyjaśnić. Nie rozwalcie nam jadalni.- Mamusiał wzięła Muminka pod rękę i wyszli z pokoju. Zamknęli drzwi i usiedli na kanapie.W jadalnie zapanowała cisza. Jok usiadł przed nim.
-Kawy?- Zapytał Włóczykij, który właśnie nalewał sobie do filiżanki brązowej cieczy.
-Tak poproszę.- Podał mu swój kubek.
-Przemyślałem sobie wczoraj wszystko. A raczej w miarę poukładałem.- Przyznał młodszy.- Myślę, że nie damy rady odbudać relacji tak szybko.- Joxter kiwnął smutno głową.
-Rozumiem Ci...
- Ale możemy jakoś stopniowo czy coś.- Przerwał i upił łyk kawy. Jok spojrzał na niego zszokowany. Wstał od stołu i podszedł do syna. Mocno go objął, Snufkin odwzajemnił gest wtulając się w ramię ojca.W międzyczasie dołączyła do nich reszta osób mieszkających lub nocujących w domu. Stali przy drzwiach i przysłuchiwali się rozmowie, Tatuś Muminka spoglądała przez dziurkę od klucza.
-Co się tam dzieje?- Zapytał Ryjek kiedy przestali ich słyszeć.
-Pozabijali się.- Powiedziała z nadzieją Mała Mi. Nagle drzwi się otworzyły i do jadalni wpadli wszyscy co się o nie opierali.
-Wszystko dobrze?- Zapytał Włóczykij. Wszyscy byli zszokowani, że go widzeli.Kiedy emocje opadły usiedli do stołu. A gdy napełnili trochę już swoje żołądki zaczęli rozmowę. Snufkin i Jok siedzieli cicho słuchając co się dzieje, pili po kolejnych kubkach kawy.
Byli podobni, uzależnieni od kawy i nikotyny. Nosili praktycznie takie same ubania, różniące się tylko kolorem. Dużo spali i nocowali w namiocie. Lubili być wolnii, nienawidzili zasad.
Włóczykij wyszedł z pomieszczenia, kolano coraz bardziej go bolało. Poszedł do swojego obozowiska. Wziął wędkę i zaczął łowić ryby, położył kapelusz na swojej twarzy i zasnął.
CZYTASZ
Czy kiedyś Cię jeszcze zobaczę? Snufmin
RomanceBył miesiąc po rozpoczęciu się wiosny, Włóczykija dalej brak. Muminek się o niego martwił, w jego głosie pojawiały się pytania. Co jeśli mu się coś stało? Ktoś go napadł? A jeśli się zgubił? Niestety ale niektóre odpowiedzi nie były zadowalające. K...